Dwie sieroty i jeden szczęśliwy dom — jak los wszystko poukładał
Kinga i Weronika jechały autobusem, który zmierzał do cichej wioski. Krótki spacer od przystanku — i już stały pod adekwatnym adresem. W podwórku panował gwar, właśnie szykowano stoły — widocznie ktoś obchodził urodziny. Dziewczyny zatrzymały się przy furtce, gdy nagle podszedł do nich mężczyzna.
— Dziewczęta, do nas przyszłyście? — zapytał z życzliwym uśmiechem. — Kogo szukacie, piękności?
— Szukamy pana Mieczysława Nowaka — odparła Weronika.
— To ja — zdziwił się mężczyzna, unosząc brwi. — Z urzędu? A może skądś innego?
— Nie — spojrzała Kinga w oczy Weroniki. — To moja przyjaciółka Kinga. Kiniu, pokaż zdjęcie.
Kinga wyjęła starannie złożoną fotografię i podała mężczyźnie. Mieczysław długo wpatrywał się w obrazek, po czym przeniósł wzrok na Kingę. Jego twarz zmieniała się w oczach.
— To pańska córka — szepnęła Weronika.
Mieczysław zastygł.
— Córka?..
Ta historia zaczęła się długo przed tym spotkaniem. Dwie zupełnie różne dziewczynki, Kinga i Weronika, poznały się w domu dziecka. Trafiły tam tego samego dnia i od razu się do siebie przylgnęły. Obie — sieroty przez decyzje dorosłych i zrządzenia losu.
Weronika straciła matkę, która, choć nie biedowała, wolała życie w ciągłej zabawie — huczne imprezy, podejrzane romanse. Ojca nigdy nie znała, ale ten regularnie przysyłał pieniądze. Rodzina nie chciała jej zabrać. Po śmierci matki została jej tylko zniszczona kawalerka i droga do placówki.
Kinga mieszkała z babcią. Matka zmarła przy porodzie, a ojciec… babcia wiedziała o nim, ale nigdy go nie szukała. Założył nową rodzinę i nikt choćby nie podejrzewał, iż gdzieś ma córkę. Gdy babci zabrakło — Kinga też trafiła do domu dziecka.
W placówce dziewczynki zamieszkały obok siebie. Od razu się zrozumiały, ale z resztą dzieci nigdy nie zżyły. Często broniły się nawzajem, często — kłóciły z innymi. To tylko je bardziej złączyło.
Po ukończeniu szkoły wynajęły razem mieszkanie i poszły do technikum. Wtedy właśnie wpadły na pomysł — spróbować odnaleźć swoich ojców.
Ojciec Weroniki był w dokumentach — jego dane miały służby społeczne. Gorzej było z Kingą. Ale dzięki starym fotografiom i notatkom na odwrocie udało się ustalić imię i nazwisko. Dalej — internet, pytania, adresy… I oto jechały na spotkanie z losem.
Pierwszy był ojciec Weroniki. Okazały dom za wysokim płotem. Dziewczyny zapukały. Odpowiedź była lodowata:
— Go nie ma. Wynoście się.
W pracy też nie miały szczęścia. Dopiero po kilku godzinach się zjawił. Rozmowa była krótka i brutalna.
— Nie jesteś mi potrzebna. Płaciłem. Mam rodzinę, ty byłeś pomyłką. Nie wchodź mi w życie.
Po tych słowach Weronika posłała go do diabła i rozpłakała się.
— No to teraz twoja kolej — powiedziała, ocierając łzy. — Jedziemy do twojego ojca.
Adres znaleźli szybko. W podwórku szykowano się do jubileuszu. Mieczysław Nowak był w dobrym nastroju. Gdy zobaczył zdjęcie i usłyszał słowa „To pańska córka” — jego twarz najpierw pociemniała, potem stała się bezradna.
— A ty… nie bardzo podobna do matki. Ale… coś jest. Wiesiu! Zawołaj babcię!
— Kto to? — z domu wybiegł nastolatek.
— Biegnij, wołaj!
Pojawiła się starsza kobieta, ale pełna energii i pogody ducha.
— Co się znów stało, Mieczysławie?
— Mamo, tylko się nie przestrasz… To… moja córka. Twoja wnuczka.
— Jezu! Naprawdę?! Co za radość! Dziewczyny, wchodźcie. Czemu stoicie na dworze? Dzisiaj mój jubileusz — 70 lat!
Kingę i Weronikę przyjęli z otwartymi ramionami. Babcia od razu znalazła stare fotografie i wątpliwości zniknęły — rysy twarzy, spojrzenie, choćby pieprzyk — wszystko się zgadzało.
— Powinniśmy zrobić badania — cicho powiedziała Kinga.
— jeżeli chcesz — zrobimy. Ale ja i bez tego wiem — jesteś nasza. I Weronika też. Jedna wnuczka — dobrze, a dwie — jeszcze lepiej! Zostaniecie obie.
Weronika znów się rozpłakała.
— Nie ma łez — powiedziała babcia. — Dzisiaj święto. Żona Mieczysława zmarła pięć lat temu, w domu jestem sama. A teraz mamy was. Zaraz zjemy — i wszystko nam opowiecie. Poznacie braci, Mieczysław ma ich czterech. Najmłodszy — Jurek.
Święto było wyjątkowe. Śmiali się, przytulali, wspominali, opowiadali. Mieczysław wciąż powtarzał:
— Jak mogłem nie wiedzieć?..
— Znaczy, tak miało być — mówiła babcia. — A patrzcie, jak Jurek na Weronikę spogląda. Chyba niedługo będziemy mieli nowe wesele.
I rzeczywiście. Rok później Jurek i Weronika wzięli ślub. Kinga została z nimi, jak siostra. Mieczysław stał się dla obu prawdziwym ojcem. A babcia… Mówiła tak: „Dostałam dwie wnuczki naraz. To los!”
I czasem los rzeczywiście wszystko układa po swojemu. choćby przez łzy…