Dwie sieroty i jeden szczęśliwy dom — jak los wszystko poukładał
Jadłyśmy z Kasią autobusem do cichej wioski. Krótki spacer po przystanku i oto jesteśmy pod wskazanym adresem. W podwórku gwarno, świątecznie, szykowano stoły — widocznie ktoś obchodził urodziny. Stanęłyśmy przy furtce i niemal od razu podszedł do nas mężczyzna.
— Dziewczyny, do nas? — zapytał z życzliwym uśmiechem. — Do kogo zawitałyście, piękności?
— Szukamy Mikołaja Kowalskiego — odparła Kasia.
— To ja — zdziwił się mężczyzna. — Z urzędu? Czy skąd?
— Nie — powiedziała Kasia, patrząc mi w oczy. — To moja przyjaciółka Ola. Olu, pokaż zdjęcie.
Ola wyjęła starannie złożoną fotografię i podała mężczyźnie. Mikołaj długo wpatrywał się w obrazek, a potem przeniósł wzrok na Olę. Jego twarz zmieniała się na naszych oczach.
— To twoja córka — cicho powiedziała Kasia.
Mikołaj zastygł.
— Córka?..
Ta historia zaczęła się długo przed tym spotkaniem. Dwie zupełnie inne dziewczynki, Ola i Kasia, poznały się w domu dziecka. Trafiły tam tego samego dnia i od razu zostały razem. Obie — sieroty przez decyzje dorosłych i zrządzenia losu.
Kasia straciła matkę, która choć nie żyła w biedzie, wolała hulaszcze życie — tłumne karczmy, podejrzane romanse. Ojca nie znała, ale ten regularnie przysyłał pieniądze. Rodzina nie chciała jej zabrać. Po śmierci matki zostało jej tylko zniszczone mieszkanie i droga do placówki.
Ola mieszkała z babcią. Matka zmarła przy porodzie, a ojciek… babcia wiedziała o nim, ale nigdy nie szukała. Założył nową rodzinę, i nikt choćby nie podejrzewał, iż ma gdzieś córkę. Gdy babci zabrakło — Ola też trafiła do domu dziecka.
W placówce pokój dostały obok siebie. Od razu się zrozumiały, ale z innymi dziećmi nigdy nie zżyły. Często broniły się nawzajem, często — kłóciły z resztą. To zbliżyło je jeszcze bardziej.
Po opuszczeniu placówki wynajęły razem pokój i poszły do szkoły zawodowej. Wtedy właśnie wpadły na pomysł — spróbować odnaleźć swoich ojców.
Ojciec Kasi był w rejestrach — jego dane były w aktach opieki społecznej. Gorzej było z Olą. Ale dzięki starym fotografiom i zapiskom na odwrocie udało jej się znaleźć imię i nazwisko. Dalej — internet, pytania, adresy… I oto jadą na spotkanie z losem.
Pierwszy był ojciec Kasi. Duży dom za wysokim płotem. Zapukały. Odpowiedź była chłodna:
— Nie ma go. Idźcie stąd.
W pracy też nie miały szczęścia. Dopiero po kilku godzinach się pojawił. Ale rozmowa była krótka i okrutna.
— Nie potrzebuję cię. Płaciłem. Mam rodzinę, byłaś pomyłką. Nie wchodź do mojego życia.
Po tych słowach Kasia posłała go do diabła i rozpłakała się.
— No to teraz twoja kolej — powiedziała, ocierając łzy. — Jedźmy do twojego ojca.
Adres znalezły szybko. W podwórku szykowano się do jubileuszu. Mikołaj Kowalski był w doskonałym humorze. Gdy zobaczył zdjęcie i usłyszał słowa „To pańska córka” — jego twarz pociemniała, potem zrobiła się zagubiona.
— A ty… nie bardzo podobna do matki. Ale… coś jest. Stachu! Zawołaj babcię!
— Kto to? — z domu wyszedł chłopak.
— Biegnij, wołaj!
Pojawiła się starsza kobieta, ale pełna energii i ciepła.
— Co znowu, Mikołaj?
— Mamo, tylko się nie denerwuj… To… moja córka. Twoja wnuczka.
— Boże! Naprawdę?! Ależ radość! Dziewczyny, wchodźcie. Po co stoicie na dworze? Dzisiaj mój jubileusz — 70 lat!
Olę i Kasię powitano z otwartymi ramionami. Babcia od razu znalazła stare fotografie i wątpliwości zniknęły — rysy twarzy, spojrzenie, choćby pieprzyk — wszystko się zgadzało.
— Może badania — szepnęła Ola.
— jeżeli chcesz — zrobimy. Ale ja i bez tego wiem — jesteś nasza. I Kasia też. Jedna wnuczka — dobrze, a dwie — lepiej! Będziecie obie nasze.
Kasia znów się rozpłakała.
— Nie ma co płakać — powiedziała babcia. — Dzisiaj święto. Żona Mikołaja zmarła pięć lat temu, w domu ja jedna kobieta. A teraz mamy was. Teraz zjemy — i wszystko opowiecie. Poznacie braci, Mikołaj ma ich czterech. Najmłodszy — Jarek.
Święto okazało się niezwykłe. Śmiano się, przytulano, wspominano, opowiadano. Mikołaj ciągle powtarzał:
— Jak mogłem nie wiedzieć?..
— Musiało tak być — mawiała babcia. — A patrz, jak Jarek na Kasię patrzy. Chyba będzie niedługo nowe wesele.
I rzeczywiście. Po roku Jarek i Kasia wzięli ślub. Ola została blisko, jak siostra. Mikołaj stał się dla obu prawdziwym ojcem. A babcia… Mówiła zawsze: „Znalazłam dwie wnuczki na raz. To los!”
I czasem los naprawdę układa wszystko tak, jak trzeba. choćby jeżeli przez ból…