Dwie noce i jeden dzień
Jagoda co chwilę spoglądała na zegarek. Czas wlókł się jak ślimak, powoli i opornie. Do końca pracy została jeszcze godzina.
– Ciągle zerkaś na zegarek? Śpieszysz się? – zapytała główna księgowa, pani Bożena.
– Nie, ale…
– Facet? W twoim wieku tylko facet może sprawić, iż kobieta liczy minuty. A w moim – marzy, żeby czas się zatrzymał. – Pani Bożena westchnęła. – Dobrze już, idź. I tak dziś z ciebie żadna pociecha.
– Dziękuję! – Jagoda gwałtownie zamknęła program na ekranie komputera.
– Kochasz? – pani Bożena spojrzała na nią z melancholijną ciekawością.
– Kocham. – Jagoda spojrzała szefowej prosto w oczy.
Jej biurko stało na ukos od biurka Jagody, więc doskonale ją widziała. Rozmiar gabinetu nie pozwalał na inne ustawienie mebli. Jagoda czuła się jak na egzaminie pod czujnym spojrzeniem przełożonej.
– To czemu za mąż nie wychodzisz? Nie prosi? – Pani Bożena zdjęła okulary i przetarła nos. – Rozumiem. Żonaty. I dzieci ma? Klasyka. Najpierw ukrywał prawdę, a kiedy się przyznał, ty już byłaś zakochana i nie mogłaś zerwać. Obiecał, iż się rozwie, jak dzieci podrosną. Tak?
– Skąd pani wie? – zdziwiła się Jagoda, szeroko otwierając oczy.
– Ja też byłam młoda. Myślisz, iż tylko ty dałaś się na to nabrać? Dziewczyno, jeżeli facet nie odszedł od rodziny od razu, to już nie odejdzie. Zaakceptuj to. Odejdź sama.
– Ale… kocham.
– Kiedy się mu znudzisz albo, nie daj Boże, żona się dowie, będzie jeszcze gorzej i boleśniej. Przynajmniej zachowasz godność. Uwierz mi. I karmy nie psuj. – Pani Bożena założyła okulary, od razu stając się poważna i surowa.
– Pomyśl. W poniedziałek się nie spóźnij – powiedziała, nie podnosząc wzroku z dokumentów.
– Kocha… – westchnęła pani Bożena i pokiwała głową, gdy za Jagodą zamknęły się drzwi gabinetu.
A Jagoda zbiegła po schodach na parter, pożegnała się z ochroniarzem i wybiegła na ulicę, zalane radosnym majowym słońcem. Od razu zauważyła samochód Darka i ruszyła w jego stronę.
– No w końcu! Myślałem, iż nigdy nie wyjdziesz. Siedzę tu jak ta jasna plama na Nowym Świecie – burknął Darek, gdy Jagoda usiadła obok niego na fotelu pasażera.
Natychmiast przekręcił kluczyk, odjechał od biurowca i włączył do ruchu ulicznego.
– Dokąd jedziemy? Nic nie zrozumiałam z twojego telefonu – spytała Jagoda.
– Niespodzianka. – Darek rzucił jej obiecujące spojrzenie.
Wystarczył ten jeden krótki wzrok, by serce Jagody zabiło mocniej, a po brzuchu rozlało się słodkie ciepło.
Samochód wyjechał z miasta i pomknął autostradą. Potem skręcił w wąską wiejską drogę, wijącą się między gęstymi drzewami.
Jagoda patrzyła na wstęgę drogi i marzyła, żeby nigdzie nie dojechać, jechać tak długo, na koniec świata, tylko we dwoje. Po jakimś czasie przed nimi pojawiły się domki letniskowe.
– Jesteśmy na miejscu – powiedział wesoło Darek.
– Masz tu dom?
– Ja nie. To domek mojego kolegi. Jego żona jest w ciąży i w najbliższym czasie tu nie przyjedzie. Więc na cały weekend jest do naszej dyspozycji.
– A twoja żona? Po prostu puściła cię na cały weekend? – Jagoda nieufnie spojrzała na Darka.
Zatrzymał samochód przy wysokim drewnianym płocie.
– Mamy przed sobą dwie noce i cały dzień. – Darek pochylił się, by ją pocałować.
„Tylko dwie noce i dzień – pomyślała z goryczą. – A potem wszystko wróci do normy…”.
Darek oderwał się od jej ust, wysiadł z samochodu i wyciągał z bagażnika torby i siatki. Jagoda też wyszła, wciągając pełną piersią świeże powietrze. Pachniało trawą, liśćmi i czymś znajomym, co przypomniało jej wieś u babci…
„Dwie noce i jeden dzień! Tak dużo? We dwoje!” – pomyślała radośnie Jagoda, nie wierząc swojemu szczęściu.
– Podoba ci się? – Darek już stał obok i uśmiechał się, ciesząc się efektem niespodzianki. – To weź to i chodźmy do domu. – Podał jej siatkę i ruszył w stronę furtki z torbą sportową na ramieniu.
– Byłeś tu już wcześniej? – spytała Jagoda, czekając, aż Darek otworzy furtkę.
– Oczywiście. W końcu to mój kolega.
– Przyjeżdżałeś tu z żoną czy…
– Jagoda, nie zaczynaj. Nie psuj nam dnia. – Darek otworzył zamek i przepuścił Jagodę pierwszej.
Weszli do niewielkiego domku.
– Rozgość się. Zaniosę jedzenie do kuchni i włączę lodówkę. Toaleta, niestety, na zewnątrz.
W domu panowała przejmująca cisza, tak gęsta, iż głos Darka brzmiał stłumione. „Po co myśleć o tym, czego nie da się zmienić? Trzeba cieszyć się chwilą, póki jest” – myślała Jagoda, rozglądając się po wnętrzu. W wazonie na komodzie stały zasuszone kwiaty. W oknach wisiały proste, wzorzyste firanki. Stół nakryty byl ceratą w zieloną kratkę. Mały piecyk dzielił dom na pokój i kuchenny kącik. Nad łóżkiem wisiał pluszowy dywan…
Skromnie, ale przytulnie, bez przesady, tak swojsko, jakby już tu była, jakby odwiedzała babcię.
– Chciałabym tu zostać na zawsze – powiedziała Jagoda nocą, leżąc na ramieniu Darka. – Z tobą. Bez nikogo między nami.
– Mmm – sennie odpowiedział Darek.
Jagoda obudziła się pierwsza i leżała z otwartymi oczami, wsłuchując się w ciszę, bojąc się poruszyć i zbudzić Darka. „Brakuje tylko pelargonii na parapecie – pomyślała. – I białej, szydełkowej serwety z frędzlami”.
Ciszę poranka przerwała stłumona melodyjka telefonu. Darek drgnął, otworzył oczy i sięgnął po dżinsy wiszące na oparciu krzesła, wyjął telefon z kieszeni.
– Tak – odpowiedział ochrypłym od snu głosem. – Nie… Jaki hałas?… Wszedłem do domu się napić… Dobrze, oddzwonię późniejJagoda spojrzała przez okno na pierwsze promienie słońca i pomyślała, iż czas wreszcie zacząć żyć dla siebie.