**DWA LATTE**
Wieczorem zabrzmiał znajomy głos, gdy tylko drzwi kawiarnii uchyliły się z lekkim zgrzytem.
– Dobry wieczór, Pani Jadwigo! Jak zwykle dwa latte? – zapytałam, patrząc z troską na drobną, pooraną zmarszczkami twarz, która wciąż miała w sobie niezwykły urok.
– Witaj, Kasiu! Tak, jak zawsze, dwa latte. I proszę, zrób mi tę przyjemność, dorzuć jeszcze rogalika – powiedziała Pani Jadwiga, opierając laskę o krzesło i z lekkim grymasem bólu siadając przy oknie.
– Martwiliśmy się, gdy Pani nie przyszła o zwykłej porze. Toć nie sposób uwierzyć, żeby Pani zapomniała, jaki dziś dzień. Wybiegałam choćby na ulicę, wypatrując – dodałam, rzucając nowej kelnerce dyskretne wskazówki.
– Mojeś dziecko, to, o czym pomyślałaś, kiedyś na pewno nastąpi, ale póki co – po prostu bankomat połknął mi kartę. Musiałam iść do banku po nową, a tam kolejka! Wygląda na to, iż wszystkie emerytki w dzieluWszystkie emerytki z mojej dzielnicy postanowiły właśnie dziś, w sobotę, załatwić sprawy finansowe! – zażartowała, ale widziałam, iż była wyczerpana.
Jej dłonie, zawsze w koronkowych rękawkach, drżały, a kąciki ust opadły. Czas zabiera piękno – niestety.
Pracuję jako menedżerka w kawiarni w sercu starego Krakowa. Ukończyłam psychologię na Uniwersytecie Jagiellońskim, ale to właśnie tutaj, obserwując ludzi, uczę się najwięcej.
Klienci są różni – rozbawieni nastolatkowie, zakochane pary, młode mamy z dziećmi… Ale po mnie największe wrażenie zrobiła pewna para.
Wysoki, siwowłosy mężczyzna i kobieta, która – wbrew upływowi lat – wciąż dbała o siebie. Przychodzili co sobotę, bez względu na pogodę. W deszcz, śnieg czy upalne lato – zawsze pod rękę, zawsze punktualnie.
– Zmarzłaś, uparta duszo? – gderał Pan Tadeusz. – Mówiłem, zabierz parasol, a ty swojeśWiesz swoje. A teraz mokra, jeszcze się znowu rozchorujesz!
– I co z tego? Nie jestem z cukierku, nie rozpuszczę się – odpowiadała, udając zagniewaną, ale z przyjemnością sącząc kawę.
Lubił patrzeć, jak je. – Jak ty to robisz, iż jesz tyle i nie tyjesz? – dziwił się, śmiejąc. – Po mojej operacji ledwo co przełamyW siebie przełknę.
Rok temu Pana Tadeusza zabrakło. Ale Pani Jadwiga wciąż przychodzi – zawsze dwie kawy, choć jedną pije sama. Druga stoi nie tknięta.
Czasem płacze, ocierając łzy batystową chusteczką. Nie pytam – niektóre wspomnienia są tylko jej.
Pewnego dnia opowiedziała mi, jak się poznali. Ona, nieśmiała studentka, on – zabrał ją do domu po tym, jak spadła w bibliotece z drabiny.
– W trzy miesiące później byliśmy już małżeństwem – mówiła, uśmiechając się przez łzy. – Czy żałuję? Nigdy. choćby po tylu latach.
Właścicielka kawiarni chciała nie brać od niej pieniędzy, ale Pani Jadwiga zawsze odmawiała.
– Za wszystko w życiu trzeba zapłacić – mawiała.
I dziś też zapłaciła. Wyszła powoli, opierając się na lasce. Patrzę za nią i myślę – chcę mieć taką wiarę, jak ona.
Na stole zostały dwie filiżanki. Jedna pusta, druga pełna.
Dopóki są na świecie tacy ludzie – warto żyć. I kochać. Mimo wszystko.