DWA LATTE NA ZAWSZE.

newsempire24.com 3 dni temu

**DWA LATTE**

– Dobry wieczór, Pani Tamaro! Jak zwykle dwa latte? – zapytałem z uśmiechem, wpatrując się w drobną, pooraną zmarszczkami, ale wciąż pełną uroku twarz spóźnionej klientki.

– Witaj, Krzysiu! Tak, jak zawsze, dwa latte. I jeszcze, jeżeli łaska, rogalik z marmoladą – dodała, opierając laskę o oparcie krzesła i z lekkim grymasem bólu przysiadając przy oknie.

– Martwiliśmy się, co mogło Panią dziś zatrzymać. Nie do wiary, żeby Pani zapomniała, jaki dziś dzień. Wybiegałem choćby na ulicę, żeby Panią wypatrzeć – powiedziałem, skinieniem głowy przekazując zamówienie nowej kelnerce.

– Kochanie! To, o czym myślisz, na pewno mnie spotka, ale nikt nie wie kiedy. Nie przejmuj się, Krzysiu – sprawa jest prosta: rano poszłam po emeryturę, a bankomat połknął mi kartę. Musiałam iść do banku po nową, a tam kolejka! Chyba wszystkie staruszki z dzielnicy postanowiły dziś przeprowadzić operacje walutowe! – żartowała, choć widać było, jak bardzo jest zmęczona.

Jej dłonie, zawsze w czarnych, koronkowych rękawiczkach, drżały, a kąciki ust opadły. Tak, lata nikogo nie oszczędzają.

Pracuję jako administrator w małej kawiarence w sercu urokliwego Krakowa. To miasto skrywa wiele tajemnic, ale o tym później.

Zaczynałem jako piętnastolatek, chcąc zarobić na nowy telefon dla mamy. Najpierw myłem podłogi i naczynia, później zostałem kelnerem. Po szkole poszedłem na psychologię, ale nocne zmiany w kawiarni to moja prawdziwa szkoła życia. Tu napój z aromatycznych ziarn potrafi ożywić zmęczoną duszę i przywołać wspomnienia ukryte gdzieś między półkami pamięci.

Obserwowanie ludzi to moja pasja. Staram się czytać ich nastroje, by uniknąć nieporozumień. Mamy tu rozbrykaną młodzież, zakochane pary, eleganckie damy z dojrzałymi kawalerami i młode mamy z ciekawskimi dziećmi.

Ale jedna para zapadła mi w pamięć: wysoki, siwy pan i kobieta, która uparcie walczyła z upływem czasu. W każdą sobotę, bez względu na pogodę, Tamara i Władysław spacerowali ubitą ścieżką do naszej kawiarni.

– Zmarzłaś, uparta kobieto i towarzyszko mojego życia? Mówiłem, żebyś wzięła parasol! Nogi mnie bolały od wczoraj, a ty swoje: „Nie będzie deszczu”. I kto miał rację? – pytał z udawanym gniewem Władysław, patrząc, jak Tamara pije kawę, wdzięcznie odstawiając mały palec.

– Nic mi nie będzie. Nie rozpływam się jak cukier! – odparła z fałszywą złością.

– Zapomniałaś, jak jesienią przemokłaś, chodząc po kałużach? Potem leczyliśmy miesiąc twoje oskrzela! – krzyczał. – W naszym wieku trzeba być ostrożnym!

– Ach, Władziu, nie marudź jak stary dziad. Wszystko będzie dobrze. Zamów mi jeszcze rogalika – prosiła, a on, nie spuszczając z niej wzroku, zamawiał kolejny, zachwycony, jak z rozkoszą gryzła ciepłe ciasto, nucąc pod nosem.

– Lubię patrzeć, jak jesz – mówił. – Jak ty to w siebie pakujesz? I wciąż jesteś taka szczupła! Zazdroszczę apetytu – po operacji ledwo zmuszam się do jedzenia.

Niestety, Władysława zabrakło rok temu. Tamara wciąż przychodzi, zamawia dwa latte, ale pije tylko jedno. Drugie stoi nietknięte. Siedzi przy oknie, miesza łyżeczką cukier i patrzy w ulicę, jakby na kogoś czekała. Czasem płacze, ocierając łzy batystową chusteczką. Wiem, iż wtedy lepiej jej nie przeszkadzać.

Pewnego dnia zwierzyła się z ich historii. Poznali się w bibliotece, gdy spadła z drabiny.

– Nie uderzyła się pani? – spytał. – A ja ze wstydu nie mogłam słowa wykrztusić! Jego ręce postawiły mnie na nogi, a ja utonęłam w jego oczach. Jego głos dźwięczał mi w uszach jak najpiękniejsza melodia.

Pobrali się po trzech miesiącach.

– Wiedziałam, iż to ten jedyny – mówiła. – Nie potrafiłabym wytłumaczyć czemu, ale czułam to każdą komórką. I nigdy nie żałowałam. Bywało różnie, ale gdy mgła opadała, widziałam, iż wybrałam dobrze. Gdy chorowałam, zakładał mi wełniane skarpety i przynosił herbatę z malinami. Brakuje mi go, Krzysiu. Gdy zamykam oczy, słyszę jego kroki i stuk laski. Straciłam połowę siebie… Ale wierzę, iż się zobaczymy. A do tego czasu… trzeba żyć dalej.

Właścicielka kawiarni chciała jej darować kawę, ale Tamara zawsze odmawiała:

– Za wszystko w życiu trzeba zapłacić.

Teraz, opłaciwszy rachunek, wyszła, opierając się na lasce. Patrzyłem za nią i płakałem. Chcę mieć taką wiarę jak ona. Postanowiłem poznać ją lepiej i odkryć, skąd bierze tę nadzieję.

Na stole zostały dwie filiżanki: jedna pusta, druga – pełna.

Dopóki są na świecie tacy ludzie, chce się żyć. I kochać. Pomimo wszystko. Kochać…

Idź do oryginalnego materiału