Agnieszka otworzyła drzwi, wciągnęła przez próg ciężką torbę i złapała oddech. W tym samym momencie z pokoju dobiegł głos:
– Agnieszka, nareszcie! Co smacznego przyniosłaś? I gdzie ty w ogóle byłaś tak długo, ja tu zaraz z głodu zdechnę!
Nastrój, i tak już kiepski, skurczył się w nieprzyjemny, kłujący kłębek. Jasna sprawa – Krzysiek znów cały dzień rozsiadywał się jak sułtan na kanapie przed telewizorem albo grał w komputerze w jakieś strzelanki. Podłoga, jak była brudna, tak została. A pranie? Pewnie choćby do pralki nie wrzucił. Ale to ona, oczywiście, przyszła za późno – dorosłe dziecko głodne! A pieniądze? Te magicznie same się mnożą w szufladzie!
Ciężkim krokiem, jak hydraulik po ciężkim dniu, Agnieszka przeszła do kuchni, rozpakowała torbę i bez przebierania się zabrała się do szybkiego przygotowania obiadu – sama też była głodna! Ofiarami jej złości i irytacji padły niewinne garnki i patelnie.
Krzysiek na kanapie słuchał, jak z wściekłością grzmi naczyniami, ale w końcu nie wytrzymał – hałas zagłuszał choćby telewizor. Z jękiem zsunął się z kanapy i ruszył przywrócić spokój.
– Agnieszka, no po co ty tak walisz jak w kuźni? choćby wiadomości nie słyszę!
Agnieszka cisnęła talerz na stół:
– Jedz i siedź cicho! Jak chcę, tak walę! A w kuźni to ty, leniu, nigdy choćby nie byłeś!
Krzysiek nadąsał się, ale jednak usiadł i zabrał się za ziemniaki z mięsem. Agnieszka dalej coś grzmiała, choćby nie siadła do stołu, jadła na stojąco. Pytanie żony zaskoczyło go – myślał o czymś innym.
– Krzysiek, zanim cały dzień kanapę gniotłeś, to może choć pranie wrzuciłeś do pralki?
Rozłożył ręce:
– Agnieszka, jakie pranie? Żartujesz sobie? Pranie to kobiece zajęcie, a ja jestem facetem, ja się na tym nie znam i znać nie muszę! Jak wrzucę, to potem znowu będziesz krzyczeć, iż zniszczyłem ci ubrania!
– Z faceta to ty masz tyle, co ja z królowej Jadwigi! I oczywiście, przez całe życie nie miałeś choćby najmniejszej ochoty nauczyć się obsługi pralki! – warknęła Agnieszka. Krzysiek poczuł się naprawdę urażony.
– Agnieszka, no teraz to przesadzasz! Za dużo sobie pozwalasz! Rozumiem, iż jesteś niezadowolona, iż teraz nie pracuję. Ale to tymczasowe! Nie mogę iść byle gdzie, harować jak koń za grosze! Mężczyzna musi znaleźć swoje powołanie! A ty ze mną jak z workiem treningowym! Za co?!
Tego wieczoru Krzyśkowi wyraźnie brakowało instynktu samozachowawczego. W przeciwnym razie już tu powinien był wyczuć, iż coś jest nie tak. Agnieszka nagle zamilkła – zbyt podejrzanie. Ale on nie zauważył żadnych niepokojących sygnałów i brnął dalej.
– Ty jesteś kobietą, Agnieszka! Powinnaś być troskliwa i delikatna! A ty tylko krzyczysz i grzmisz jak hydraulik Wiesiek! Mogłabyś choć chodzić cicho i nie rzucać przedmiotami, tylko kłaść je delikatnie!
Agnieszka cicho prychnęła przez zęby, ale instynkt samozachowawczy Krzyśka spał twardym snem, a może choćby chrapał. Dokończył ziemniaki, wstawił talerz do zlewu i zaczął chodzić po kuchni, jak Lenin po Smolnym.
– I w dodatku, Agnieszka, powinnaś okazywać mi choć trochę szacunku! W końcu jestem mężczyzną, twoim mężem, to mi się prawnie należy! Zobacz chociaż na Ewę! Jak ona się kręci wokół swojego Jacka – dmucha na niego, żeby mu kurz nie padł! I żyją jak para gołębi – nigdy u nich żadnych awantur. O, tak powinno być! Dlaczego ja muszę ci tłumaczyć takie proste rzeczy?!
Krzysiek wykonał kolejny zwrot przy parapecie i dopiero teraz coś go tknęło. Agnieszka mrużyła oczy jak kot na mysz, a w jej prawej dłoni spoczywała wygodnie rączka patelni. Żeliwnej. Ważyła z pięć kilo. A Agnieszka była kobietą wysoką i silną, bez problemu by sobie z nią poradziła…
– Ewa, znaczy się… Z Jackiem – syknęła przez zęby.
Jacka i Ewę znali wszyscy w bloku. Młoda para dostała mieszkanie w prezencie ślubnym od rodziny. Mieli swoje tradycje, ale żyli po nowoczesnemu.
– Ewa, znaczy się – powtórzyła Agnieszka, a Krzysiek zastygł w bezruchu. – Wiesz, kochanie, masz rację. Dobra z niej żona. Ale zapomniałeś o kimś. A raczej o czymś – o Jacku.
Krzysiek uniósł brew.
– Widzisz, Krzysiu, Jacek rano leci na budowę, potem do sklepu brata rozładowywać towar, a w weekendy jeszcze za ladą stoi. I jakoś nie szuka siebie, a jeżeli już, to tylko po pracy! A Ewie to pierścionek kupi, to kolczyki, to sukienkę – cały czas się tym chwali. Więc jasne, może się przy nim kręcić – ma za kim iść! Ona nie martwi się, za co będą żyć, on się tym zajmuje. A ona w domu siedzi i o niego dba. I naprawdę się stara.
Krzysiek wytrzeszczył oczy, kompletnie nie rozumiejąc, do czego zmierza żona. A ona ciągnęła dalej, rytmicznie uderzając dnem patelni o lewą dłoń:
– A teraz spójrzmy na nas. Kto u nas pracuje na dwóch etatach i dorabia w weekendy? To ja, Krzysiu! A w domu siedzisz ty. Więc jeżeli porównać nas do Jacka i Ewy, to ja jestem Jacek. A ty, Krzysiu, jesteś Ewa!
Krzysiek opadł z wrażenia. Tego się nie spodziewał! A Agnieszka nie zamierzała odpuścić patelni:
– Więc, Krzysiu, to nie ty mnie powinieneś porównywać do Ewy, tylko ja ciebie! Ty jesteś mężczyzną tylko w łazience, w szpitalu, w toalecie publicznej i w sypialni, a poza tym – Ewa! I do tego jeszcze kiepsko wywiązujesz się ze swoich obowiązków! jeżeli ja jestem w tej rodzinie Jackiem, to ty powinieneś być Ewą! A u ciebie podłoga brudna, pranie nieposkładane, obiad na mój powrót niegotowy, a sam popatrz na siebie – koszulka pomięta, spodnie w pęcherzach, a brzuch już rośnie! Jakim cudem maszKrzysiek w milczeniu włożył fartuch, umył naczynia, posprzątał kuchnię, a wieczorem, gdy Agnieszka już spała, długo leżał w łóżku i myślał o tym, iż może jednak warto nauczyć się prasować koszule.