Druga szansa

polregion.pl 1 dzień temu

**Drugi szans**

W duszy Aliny było smutno, jak zawsze po odwiedzinach na cmentarzu. W autobusie jechało z nią jeszcze kilka osób. Wszyscy zatopieni w swoich myślach.

Autobus skręcił z obwodnicy w miasto. Za oknem przeciągały się niskie, jednopiętrowe domy przedmieścia. niedługo i one znikną z powierzchni ziemi, a na ich miejscu powstaną nowe osiedla z szerokimi ulicami i blokami.

Alina, ulegając impulsowi, wysiadła na najbliższym przystanku. Nagle dotarło do niej, iż gdy przyjedzie następnym razem, dzielnica, w której dorastała, będzie już tylko wspomnieniem. Szła ulicą z odrapanymi, niskimi kamieniczkami i drżała na myśl, iż nie znajdzie swojego domu, gdzie przeżyła najszczęśliwsze chwile życia.

Większość okien była wybita, a drzwi klatek sterczały otwarte, jak rozdziawione usta w niemym krzyku. Mieszkańców już dawno wyprowadzono do nowych mieszkań. Pusto, tylko samochody i autobusy mkną obok. I oto jej dom. Alina ucieszyła się na jego widok, jak na spotkanie starego przyjaciela.

Bez mieszkańców dom wydawał się martwy. Zachowała się ławka pod klatką, poczerniała od czasu. Dwa domy dalej widać już strzałę dźwigu. Lada moment i ten budynek pójdzie pod młotek.

Alina zamknęła oczy i nagle ujrzała matkę w oknie na drugim piętrze, wypatrującą jej wśród dziewczynek grających w klasy na podwórku. Z otwartych okien dobiegał brzęk naczyń i zapach smażonej cebuli. W czyimś mieszkaniu mamrotał telewizor. Z okna cioci Zosi rozlegał się jej piskliwy głos, gdy krzyczała na pijanego męża.

*”Ala, obiad!”* — rozległ się z dalekiej przeszłości dźwięczny głos matki.
Alina drgnęła i otworzyła oczy. Nie było ani matki, ani nikogo, tylko puste okna patrzyły na nią jak ślepe oczodoły.

Ale Alina nie mogła przestać wspominać…

***

*”Ala, obiad!”* — wołała matka przez okno.

A ona biegła po wyślizganych schodach na drugie piętro, wpadała do mieszkania i już w przedpokoju słyszała: *”Umyj ręce i siadaj do stołu!”*. A tata siedział między stołem a lodówką i czekał, aż wszyscy usiądą, pochłonięty gazetą…

Alina przypomniała to tak żywo, iż choćby poczuła zapach kwaśnej kapuśniaczki. Łzy spłynęły jej po policzkach. Otrząsnęła je końcami palców.

A oto idzie do szkoły z tornistrem. Ledwo odeszła kilka kroków od domu, gdy usłyszała za sobą tupot butów Darka.

*”Ala, zaczekaj!”* — krzyknął.
Dogonił ją, szedł obok.

*”Pomożesz z matmą?”*

*”Czemu nie przyszedłeś wieczorem?”* — spytała Alina.

*”Twoja mama patrzy na mnie tak, jakbym miał coś ukraść.”*

*”Nie wymyślaj.”* — Alina lekko odwróciła głowę i spojrzała na profil Darka.
Jak się zmienił przez lato! Wysoki, ciemne włosy wypłowiałe od słońca, a opalona skóra jeszcze ciemniejsza. Z kołnierza koszuli wystawała smukła szyja, na której tętniła żyłka. Wydawało jej się, iż ją widzi. Chyba jednak nie. Po prostu zapamiętała.

Kiedy to się stało? Alina rozpoznawała i nie rozpoznawała swojego przyjaciela z dzieciństwa, Darka, sąsiada z pierwszego piętra. Zobaczył ją przez okno i wybiegł za nią.

Darek wyczuł jej spojrzenie i też na nią spojrzał. Alina nie zdążyła odwrócić wzroku. Oczy w kolorze miodu sparzyły ją jak wrzątek, policzki i uszy spłonęły rumieńcem, serce zabiło nierówno.

Ojcowie obojga pracowali w fabryce, która dała im te mieszkania w starym budynku. Matka Darka też pracowała w fabryce, w księgowości, a mama Aliny była pielęgniarką w szpitalu. Fabryka była niedaleko, dymiła wysokimi kominami.

*”Gdzie chcesz iść na studia?”* — nagle zapytała Alina.

*”Na politechnikę. Potem wrócę do fabryki jako inżynier, a kiedyś zostanę dyrektorem i wszystko tu zmienię.”*

*”Naprawdę?”* — zdziwiła się Alina. *”Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś marzył o zostaniu dyrektorem fabryki.”*

*”Nie wierzysz? Zobaczysz.”* — Darek mówił z przekonaniem.

*”Inżynier to jasne, ale po co ci ta fabryka? Zaraz ją zamkną. Maszyny stare, hale się walą. Łatwiej nową postawić.”* — zauważyła beztrosko Alina.

*”Co ty tam wiesz. Nigdy jej nie zamkną. To jeden z pierwszych zakładów w Polsce. Zabytek miasta. Bez niej tysiące ludzi zostanie bez pracy.”* — powiedział poważnie Darek. *”A ty?”*

*”Ja pojadę na studia, ale nie tu, tylko do Warszawy. Zostanę tłumaczem, zwiedzę świat. Albo psychologiem. Jeszcze nie zdecydowałam, mam cały rok.”* — przechwalała się Alina.

Ostatniej niedzieli września cała klasa pojechała na działkę kolegi na jego urodziny. Działka była niedaleko miasta, nad Wisłą. Pod nogami szeleszczały złote liście, niskie słońce oślepiało przez rzadkie gałęzie.

Dziewczyny z rodzicami szykowały stół w ogrodzie, a chłopaki grali w siatkówkę. Po obiedzie wszyscy rozeszli się po lesie. Tam pierwszy raz Darek pocałował Alinę.

Co to był za rok! Oboje nagle dorośli, oszaleli z miłości, całowali się i przytulali do utraty tchu. Pewnego razu matka Aliny miała nocny dyżur w szpitalu, a w fabryce był natłok pracy, ojciec też został dłużej. Darek przyszedł do Aliny po pomoc z zadaniem.

Wtedy to się stało — szybko, niezgrabnie. Oboje patrzyli na siebie zdezorientowani. Alina wymogła na Darku obietnicę, iż to się nie powtórzy. Zmuszony, kiwnął głową i wyszedł. Następnego dnia szli do szkoły razem, ale milczeli całą drogę.

Dopiero po kilku dniach znów rozmawiali.

*”Skończymy szkołę i się pobierzemy.”* — powiedział Darek.
*”Ale ja wyjAlina spojrzała w oczy Darka, wzięła głęboki oddech i powiedziała: „Zostaję.”

Idź do oryginalnego materiału