Druga Szansa

twojacena.pl 2 dni temu

Drugi raz

Felinie było smutno na duszy, jak zawsze po odwiedzinach na cmentarzu. W autobusie jechało jeszcze kilka osób. Każda pogrążona w swoich myślach.

Autobus skręcił z obwodnicy w miasto. Za oknem ciągnęły się parterowe i piętrowe domy przedmieścia. niedługo i one znikną z powierzchni ziemi, a na ich miejscu powstaną nowe osiedla z szerokimi ulicami i blokami.

Felini, ulegając nagłemu impulsowi, wysiadła na najbliższym przystanku. Nagle przyszło jej do głowy – a jeżeli następnym razem, gdy tu wróci, cała dzielnica, w której dorastała, stanie się już tylko wspomnieniem? Szła ulicą z odrapanymi, niskimi domkami i z niepokojem myślała, iż nie znajdzie swojego domu, miejsca, gdzie przeżyła najszczęśliwsze chwile swojego życia.

Większość okien była wybita, drzwi klatek otwarte na oścież, jak rozwarte usta w niemym krzyku. Mieszkańców już dawno przesiedlono do nowych, lepszych mieszkań. Pusto, tylko samochody i autobusy mijały domy. A oto i jej dom. Felinia ucieszyła się na jego widok, jak na widok starego przyjaciela.

Bez mieszkańców dom wydawał się martwy. Ocalała ławka pod blokiem, sczerniała od czasu. Dwa domy dalej widać już było strzałkę dźwigu. W każdej chwili i ten dom może runąć.

Felinia przymknęła oczy i nagle, jak żywa, ujrzała w oknie na drugim piętrze mamę, która wypatrywała jej wśród dziewczynek grających w klasy. Z otwartych okien słychać brzęk naczyń, czuć zapach smażonej cebuli. W czyimś mieszkaniu buczy telewizor. Z okna cioci Ireny dobiega jej piskliwy głos. Właśnie krzyczy na pijanego męża.

– Feliniu, obiad! – rozległ się z dalekiej przeszłości dźwięczny głos mamy.
Felinia drgnęła i otworzyła oczy. Nie ma mamy, nie ma nikogo, tylko puste okna patrzą na nią jak puste oczodoły.

Ale Felinia nie mogła przestać, wspomnienia wracały…

* * *

– Feliniu, obiad! – woła mama przez okno.

Ona zaś biegnie po wyślizganych schodach na drugie piętro, wpada do mieszkania, a w przedpokoju już słyszy: – Ręce umyć i do stołu! A tata siedzi między stołem a lodówką i czyta gazetę, czekając, aż wszyscy usiądą…

Felinia przypomniała to sobie tak żywo, iż choćby poczuła zapach kwaśnej kapuśniak. Z oczu popłynęły łzy, muskały skórę. Koniuszkami palców otarła je spod powiek.

A oto idzie do szkoły z tornistrem. Ledwie uszła kilka kroków, gdy z tyłu rozległ się tupot butów Jurka.

– Felka, zaczekaj! – krzyczy.
Dogania ją, idą ramię w ramię.

– Dasz odpisać z matmy?

– A czemu nie przyszedłeś wieczorem? – spytała Felinia.

– Twoja mama patrzy na mnie tak podejrzliwie, jakbym chciał cię okraść.

– Nie wymyślaj. – Felinia lekko odwróciła głowę, spojrzała na profil Jurka.
Jak się zmienił przez lato, wyrósł. Ciemne włosy wypłowiały na słońcu, a opalona skóra stała się jeszcze ciemniejsza. Z kołnierza koszuli wystaje chuda szyja, po której biega żyłka. Wydaje jej się, iż ją widzi. Nie, oczywiście, nie widzi. Ale raz zauważyła i zapamiętała.

Kiedy to się stało? Felinia poznawała i nie poznawała swojego przyjaciela z dzieciństwa, sąsiada Jurka, który mieszkał w tej samej klatce, na parterze. Zobaczył ją przez okno i wybiegł za nią.

Jurek poczuł jej wzrok, także na nią spojrzał. Felinia nie zdążyła odwrócić głowy. Jego oczy koloru herbaty sparzyły ją jak wrzątek, policzki i uszy zalał rumieniec, serce zaczęło bić nierówno.

Ojcowie obojga pracowali w fabryce, stąd dostali mieszkania w starym budynku. Mama Jurka także pracowała w fabryce, jako księgowa, a mama Felini – jako pielęgniarka w szpitalu. Fabryka była tuż obok, dymiła wysokimi kominami.

– Gdzie będziesz zdawać na studia? – nagle zapytała Felinia.

– Na politechnikę. Po studiach pójdę do fabryki jako inżynier, a potem zostanę dyrektorem i wszystko tu zmienię.

– Serio? – zdziwiła się, nie wierząc Felinia. – Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś marzył o byciu dyrektorem fabryki.

– Nie wierzysz? A zobaczysz – powiedział pewnie Jurek.

– Z inżynierem rozumiem, ale po co ci ta fabryka? Lada chwila ją zamkną. Maszyny stare, hale się walą. Łatwiej nową postawić – zauważyła beztrosko Felinia.

– Mało się znasz. Nigdy jej nie zamkną. To jedna z najstarszych w Polsce. Zabytkowa. Fabryka to serce miasta. Bez niej tysiące ludzi zostanie bez pracy – powiedział poważnie Jurek. – A ty?

– Ja zdaję na uniwersytet, ale nie tutaj, tylko w Warszawie. Zostanę tłumaczem, zwiedzę wiele krajów. Choć lekarzem też nieźle być, psychoterapeutą. Jeszcze nie zdecydowałam, mam cały rok – przechwalała się Felinia.

W ostatnią niedzielę września całą klasą pojechali do kolegi na działkę świętować jego urodziny. Działka niedaleko miasta, nad Wisłą. Pod nogami szeleściły złote liście, niskie słońce, prześwitując przez przerzedzone gałęzie, raziło w oczy.

Rodzice z dziewczynami nakrywali stół w ogrodzie. Chłopaki grali w siatkówkę. Po obiedzie wszyscy rozeszli się po lesie. Tam Jurek po raz pierwszy pocałował Felinię.

Co to był za rok! Oboje nagle dorośli, szaleli z miłości, całowali się i tulili do utraty tchu. Pewnego razu mama Felini miała nocną zmianę w szpitalu, a w fabryce był nagły zryw, ojciec też został dłużej. Jurek przyszedł do Felini odpisać zadania.

Wtedy wszystko się wydarzyło – szybko, niezgrabnie. Oboje stali zdezorientowani, nie wiedząc, co robić. Felinia wzięła z Jurka słowo, iż to się nie powtórzy. Złamany Jurek skinął głową i wyszedł. Następnego dnia szli razem do szkoły, ale całą drogę milczeli, nie wiedząc, o czym mówić.

Minęło kilka dni, zanim znów mogli o tym porozmawiać.

– SkFelinia wyciągnęła rękę, splotła palce z jego dłonią i wtedy zrozumiała, iż jej miejsce jest tu, obok niego, gdzie wszystko się zaczęło i gdzie wreszcie odnaleźli swój drugi raz.

Idź do oryginalnego materiału