Widokowych tras jest w Słowenii pod dostatkiem. Nie trzeba ich choćby specjalnie szukać. Jeżdżąc po tym kraju ciągle trafia się na szosy, które oferują spektakularne lub mocno zaskakujące widoki. Jednak droga pod Mangart (Mangartska cesta) już od dłuższego czasu nas kusiła. Jest to bowiem najwyżej poprowadzona trasa w całej Słowenii. Jednak przez lata nie składało się, by ją odwiedzić. zwykle bowiem pojawialiśmy się w jej okolicach wtedy, gdy była nieprzejezdna. Ale w końcu się udało. Jesienna aura w połączeniu z zachodem słońca sprawiły, iż Mangart i jego okolice ugościły nas po królewsku. Zacznijmy jednak od początku.
Był rok 1938
A dokładniej wiosna 1938 roku. To właśnie wtedy włoscy żołnierze rozpoczęli budowę szutrowej drogi prowadzącej na przełęcz Mangart. Przedsięwzięcie było naprawdę ambitne, bowiem trasa miała wspiąć się na wysokość ponad 2000 m n.p.m. W prace zaangażowano 500 mężczyzn – zarówno żołnierzy, jak i mieszkańców okolicznych wiosek. Na 10 z nich przypadał jeden kowal, który miał naprawiać ich narzędzia. Dzień pracy trwał 12 godzin. Zespoły rozlokowane na różnych etapach budowy działały w tym samym czasie. Wyjątkiem były grupy zajmujące się tunelami (a tych na trasie miało być aż 5), które mogły pracować niezależnie od całej reszty. Co ciekawe, przez kilka miesięcy, w trakcie których budowano drogę, nie doszło do żadnego, poważnego wypadku. Z relacji osób, które w tym czasie brały udział w pracach, atmosfera tam panująca była wyjątkowo dobra. Wszystkich przepełniał entuzjazm, radość, a włoskie, sycące jedzenie było dostarczane bezpośrednio na trasę. Efekt? Drogę na przełęcz Mangart ukończono jesienią tego samego roku.
Droga pod Mangart – garść faktów
Do 1994 roku droga pod Mangart była szutrowa. Wtedy też podjęto decyzję o jej wyasfaltowaniu. Proces ten trwał 10 lat i ukończony został w 2004 roku. Ta najwyżej położona droga w Słowenii ma niecałe 12 km długości, a dokładniej 11 980 m. Na dystansie tym pokonuje 980 m różnicy wzniesień. W najwyższym punkcie osiąga 2072 m n.p.m. Droga pod Mangart jest zwykle otwarta od czerwca do jesieni. Trudno jednak podać dokładne daty, ponieważ wiele zależy od tego, kiedy spadnie śnieg i jak długo będzie się utrzymywać. Informacje o otwarciu/zamknięciu szosy podaje strona: promet.si. Przejazd szosą jest płatny. W 2022 opłata wynosiła 10 €/samochód (można płacić kartą lub gotówką).
Droga pod Mangart – nasza wizyta
Drogę pod Mangart odwiedzamy 30 października, podczas długiego weekendu, zarówno w Polsce, jak i Słowenii. Obawialiśmy się tłumów. Ponieważ jednak wybraliśmy się tam po południu, to poniekąd udało nam się trafić na nieco mniejszy ruch.
Przejazd na Sedlo pod Mangartem
Naszą przygodę z drogą pod Mangart zaczynamy na przełęczy Predel. Docieramy tam po krótkim przejeździe przez Włochy, który stanowił najszybszą opcją dotarcia w te okolice z Kranjskiej Gory odwiedzonej przez nas wcześniej (w ciągu tego samego dnia). Po przejechaniu na słoweńską stronę mamy do pokonania kilkaset metrów, zanim skręcimy w lewo, na drogę pod Mangart. Kilku minut i jesteśmy przy bramce wjazdowej. Tam uiszczamy opłatę, dostajemy ulotkę o trasie i możemy ruszać dalej. Początkowo droga na Magart wiedzie przez las. Im wyżej, tym bardziej kręta się robi, a wysokie drzewa ustępują coraz niższej roślinności. Jest wąsko. Na szczęście nie musimy mijać się z dużą ilością aut. Kiedy wyjeżdżamy na otwartą przestrzeń, zachwytom nie ma końca. Górskie krajobrazy robią piorunujące wrażenie. W pewnym momencie musimy stanąć na dłużej, bo dwa mijające się auta nie chciały sobie ustąpić i utknęły za jednym z zakrętów.
Spacer
W 2022 roku droga pod Mangart nie była w całości otwarta. Ze względu na skalne osuwiska zamknięto ją nieco powyżej schroniska Koča na Mangrtskem sedlu. Teoretycznie tymczasowo. Ale mamy wrażenie, iż raczej zostanie tak na dłużej. Auto parkujemy więc nieco poniżej szlabanu, na poboczu. Bierzemy Gumisia i ruszamy na spacer. Najpierw wychodzimy na niewielką przełęcz powyżej parkingu. Spoglądamy na nitkę wijącej się w dole drogi i sunące po niej auta. Na przełęczy siedzi też paralotniarz szykujący się do lotu. Schodzimy z powrotem na parking i już asfaltową szosą ruszamy w górę. Oprócz nas spaceruje kilka osób. Nieco większy ruch obserwujemy wokół schroniska. Idziemy coraz wyżej. W pewnym momencie ścinamy nieco zakręty drogi decydując się na obranie biegnącej zboczem ścieżki. Po chwili docieramy do najwyższego punktu szosy, powyżej którego znaleźć można kilka punktów widokowych. Tam spędzamy dłuższą chwilę, bo właśnie nadciąga złota godzina. Alpy Julijskie skąpane są w promieniach zachodzącego słońca. Niestety okolice położonego po włoskiej stronie jeziora Lago di Fusine jest już w cieniu.
Powrót
Dość długo kręcimy się wzdłuż przełęczy. Kierujemy się też na chwilę szlakiem w kierunku Mangartu, którego masywna sylwetka dominuje nad okolicą. Oczywiście choćby nie myślimy o tym, by go zdobywać. Po pierwsze, jest późno. Po drugie, nie jest to najlepszy kierunek na trekking z psem. Dlatego, gdy słońce całkiem chowa się za górami, zbieramy się w drogę powrotną do auta. Gdy schodzimy, na niebie pojawiają się pierwsze gwiazdy. Jest magicznie. A naszym zachwytom po prostu nie ma końca. Oczywiście przed wizytą na przełęczy oglądaliśmy zdjęcia czy filmy stamtąd. Ale zobaczenie tego wszystkiego na żywo sprawiło, iż jeszcze bardziej zakochaliśmy się w tutejszych krajobrazach. I gwałtownie orzekliśmy, iż przełęcz Mangart jest jednym z piękniejszych i bardziej zaskakujących miejsc w Słowenii, jakie do tej pory odwiedziliśmy.