Poznałem Martę na imprezie firmowej. Wówczas dopiero co zacząłem pracę w firmie, w której Marta również była zatrudniona.
Pracowaliśmy w różnych działach, więc praktycznie nic o niej nie wiedziałem. Marta od razu przykuła moją uwagę – wysoka, szczupła i elegancka.
Cały wieczór spędziliśmy na tańcach, żartach i rozmowach. Po imprezie zamówiłem taksówkę i odprowadziłem ją do domu. Następnego dnia dosłownie biegłem do pracy – tak bardzo chciałem ją jak najszybciej zobaczyć.
Po drodze kupiłem bukiet kwiatów i pudełko czekoladek. Marta ucieszyła się na mój widok i tak zaczęliśmy się spotykać. Nie przeciągaliśmy fazy romantycznych randek, bo oboje mieliśmy już ponad trzydzieści lat.
Postanowiliśmy nie zwlekać i zaproponowałem Marcie, aby się do mnie przeprowadziła. Żyliśmy, jak to się mówi, jak w bajce. Marta okazała się świetną gospodynią. Do tego była wesoła i miała lekkie podejście do życia. Żadnych problemów ani komplikacji.
Podjąłem decyzję – kupiłem pierścionek i oświadczyłem się Marcie. Zaczęliśmy przygotowania do ślubu. Kiedy sporządzaliśmy listy gości, okazało się, iż ze strony Marty prawie nie było kogo zaprosić. Według niej miała tylko dalekich krewnych, z którymi nie utrzymywała kontaktu od wielu lat.
W przeddzień ślubu Marta wybrała się z koleżankami do salonu piękności – przygotować się do tego ważnego dnia. Telefon zostawiła w domu.
Wziąłem jej telefon i chciałem jej go zanieść, bo wiedziałem, gdzie znajduje się salon. Ale kiedy już wsiadłem do samochodu, zadzwonił telefon – na ekranie wyświetliło się „Mama”.
Postanowiłem odebrać. W słuchawce usłyszałem głos starszej kobiety. Kobieta zaczęła od razu oskarżać Martę – mówiła, iż całkowicie straciła sumienie. Mało, iż zostawiła dzieci pod opieką starych rodziców, to jeszcze przestała im wysyłać pieniądze. Powiedziała, iż dzieci są teraz chore, a nie ma pieniędzy na leki.
Przedstawiłem się i zapytałem, co się stało. Okazało się, iż Marta zostawiła rodzicom dwoje dzieci i wyjechała do stolicy w poszukiwaniu lepszego życia. Na początku jeszcze przesyłała pieniądze, ale później przestała.
Rodzice żyją z niewielkiej emerytury, a dzieci rosną i potrzebują wielu rzeczy. Poprosiłem kobietę o numer konta bankowego i przelałem pieniądze na leczenie dzieci i na jedzenie.
Zrezygnowałem z wizyty w salonie. Wróciłem do domu i spakowałem rzeczy Marty. Kiedy wróciła późnym wieczorem – zadbana, z nową fryzurą i manicure – bez słowa wręczyłem jej walizki. Marta próbowała dowiedzieć się, co się stało. Oddałem jej zapomniany telefon, nie mówiąc ani słowa. gwałtownie zrozumiała, co się wydarzyło, i próbowała coś mi wyjaśniać.
Ale nie miałem już ochoty jej słuchać ani kontynuować związku. Po rozmowie z jej matką Marta przestała dla mnie istnieć jako kobieta.
Można kłamać mężczyznom… Można kombinować i oszukiwać. Nikt nie jest bez winy. Ale porzucić dzieci na starych rodziców, nie pomagać im i kłamać, iż nie ma rodziny… To już za wiele. W moich oczach przestała być kobietą.
Jak myślicie, czy można zrozumieć Martę? Czy kobieta, która zdradziła i opuściła swoich najbliższych i najdroższych, może być dobrą żoną?
Czy można teraz uwierzyć w jej obietnice miłości i w to, iż nie zdradzi mnie w przyszłości?