**Dziennik, 15 maja 2024**
Dziś rano odprowadzałem naszego jedynego syna, Kacpra, na egzaminy wstępne do Krakowa. Żona, Bogna, krzątała się nerwowo w kuchni, przygotowując mu kanapki i powtarzając: „Synku, niech Bóg ci błogosławi, dasz radę!”. Kacper tylko machnął ręką: „Dzięki, mamo, będzie dobrze. Choć na stypendium raczej nie mam szans…”. Drzwi zamknęły się za nim, a ja już wcześniej wyjechałem do pracy.
Z Bogusławą żyjemy razem dwadzieścia dwa lata. Wychowaliśmy Kacpra na porządnego chłopaka – spokojnego, odpowiedzialnego. Wierzyliśmy, iż czeka go świetlana przyszłość. Dorastał w dostatku, jeździliśmy na wakacje nad Bałtyk, otaczaliśmy go miłością. Nigdy nie sprawiał problemów.
Gdy Kacper był mały, Bogna i ja harowaliśmy od świtu do nocy. Ona handlowała na bazarze, ja załatwiałem dostawy. Zostawialiśmy syna u babci. Z czasem biznes się rozkręcił, pojawiły się oszczędności. Pewnego wieczoru powiedziałem: „Bogna, dość już tego stania na mrozie. Zostaw to, zajmij się domem”.
Ona, uparta jak zawsze, odparła: „Chcę, żeby nam niczego nie brakowało. Poza tym, siedzenie w domu to nuda”.
„Znasz moje zasady – kobieta pilnuje ogniska domowego, mężczyzna zarabia” – przypomniałem.
Bogna od dziecka słyszała, iż żona ma być posłuszna. Nie protestowała. Mieszkanie wzięte na kredyt wymagało urządzenia, a Kacper niedługo szedł do szkoły. „Masz rację, Zbyszku. Wreszcie zadbamy o nasze gniazdko” – uśmiechnęła się, choć w głębi duszy lubiła decydować sama. Została gospodynią, ale wciąż pomagała w księgowości – przecież skończyła ekonomię.
Pewnego dnia zaproponowałem: „Kupmy działkę pod Zakopanem. Mamy samochód, będziemy uciekać od zgiełku”.
„O Boże, właśnie o tym marzyłam!” – rozpromieniła się. I tak spędzaliśmy weekendy, a czasem i urlopy, w górach.
Tego ranka, gdy Kacper wyjechał na egzaminy, Bogna postanowiła upiec sernik, by ukoić nerwy. Nagle usłyszała trzask drzwi. „Kacper wrócił? A może Zbyszek?” – pomyślała. To byłem ja.
„Co się stało? Dlaczego nie w pracy?” – zdziwiła się.
„Miałaś jechać do matki, mówiłaś, iż jest chora” – odparłem, unikając jej wzroku.
„Dopiero po obiedzie. Najpierw odprowadziłam Kacpra…”
Zamilkłem na chwilę, potem wyrzuciłem z siebie: „To dobrze, może i lepiej. Odchodzę. Zakochałem się w innej. Sam wniosę o rozwód. Przyszedłem po rzeczy”.
Świat Bogny zawalił się. Słowa plątały się jej w ustach, a ja spokojnie pakowałem walizkę. „A Kacper? Nie rób mu tego teraz, ma egzaminy!” – błagała.
„Niech idzie do pracy albo do wojska. Na płatne studia nie mam pieniędzy” – odparłem zimno. Wyszedłem, zatrzaskując drzwi.
Została sama w ciszy. „Nie powiem Kacprowi. Niech myśli, iż jestem w delegacji” – postanowiła.
Później dowiedziała się, iż dwa miesiące wcześniej przepisałem połowę mieszkania na moją matkę. „Jak mogłam być taka naiwna?” – myślała.
Kacper wrócił wieczorem. Egzaminy zdał, ale tylko na płatne studia. Od razu wyczuł, iż coś jest nie tak. „Tato nas zostawił. Nie da pieniędzy na naukę” – wyznała Bogna.
Syn zadzwonił do mnie, potwierdziłem. Długo milczał, w końcu rzekł: „Mamo, damy radę. Znajdę pracę, przeniosę się na zaoczne. Zapomnijmy o nim”.
Bogna zdumiała się jego spokojem. „Dziecko gwałtownie się pociesza, a jutro znów nowe problemy” – pomyślała.
Następnego dnia Kacper załatwił formalności, potem zatrudnił się jako kurier. Bogna znalazła pracę w kwiaciarni – po latach przerwy nikt nie chciał jej zatrudnić w zawodzie.
Po rozwodzie dostała połowę oszczędności. Kilka razy przychodziłem po resztę rzeczy, ale w końcu wymieniła zamki.
Minął rok. Bogna wciąż pracowała w kwiaciarni, aż właścicielka, ciężko chora na raka, zaproponowała: „Kupisz ją? Mój syn ma swój biznes, nie potrzebuje tego”. Kacper namówił matkę. I tak została właścicielką.
Trzy lata po moim odejściu Bogna wreszcie odzyskała równowagę. Pewnego wiosennego dnia do sklepu wszedł elegancki mężczyzna. „Szukam bukietu dla córki. Żona odeszła dawno temu, sam nie ogarniam tych spraw” – uśmiechnął się. Wybrała dla niego kwiaty. Miał ciepłe, smutne oczy.
Wieczorem czekał na nią z różami. „Jestem Jerzy, kardiolog. Może panią odprowadzę?” – zaproponował. Szli, śmiejąc się jak starzy znajomi.
Cztery miesiące później wzięli cichy ślub. Zamieszkali w jego domu pod Krakowem, nad jeziorem. Kacper ożenił się, niedługo będą mieli wnuka.
Bogna często dziękuje Bogu za tę drugą szansę. Wreszcie stanęła na twardym gruncie.
**Lekcja na dziś:** Życie potrafi boleśnie zaskoczyć, ale czasem właśnie upadek otwiera drogę do czegoś lepszego. Trzeba tylko uwierzyć, iż po burzy zawsze wychodzi słońce.