Kartka przyszła tuż przed Wigilią. W czerwonej kopercie, wypisana starannym, kobiecym pismem. Nie było adresu nadawcy, tylko znaczek z Wrocławia. Na przodzie anioł z lampionem, w środku: "Wesołych Świąt, zdrowia i spokoju. Może wreszcie się spotkamy. Twoja siostra." Zamarłam.
Siostra? Przecież jestem jedynaczką. Mama zawsze to podkreślała. "Nie miałam więcej dzieci, bo ty wypełniłaś mi cały świat. "Dorastałam w przekonaniu, iż jestem jedyna, wyczekana, upragniona. A teraz… ta kartka. W jednej chwili całe moje dzieciństwo zaczęło drżeć w fundamentach.
Pokazałam kartkę mężowi. Spojrzał, zmarszczył brwi. "Może ktoś się pomylił?" — zapytał. Ale adres się zgadzał. Imię. Nazwisko. Wszystko. Ktoś wiedział, kim jestem. I najwyraźniej… kim jestem naprawdę.
W Wigilię nie mogłam skupić się na niczym. Barszcz, pierogi, świece, kolędy – wszystko wydawało się jakieś sztuczne. Mama już od czterech lat nie żyła. Tata – jeszcze dłużej. Nikt z rodziny nigdy nie wspominał o żadnej siostrze. Ale przecież nie miałam dowodów. Tylko tę kartkę.
Po świętach zaczęłam szukać. Najpierw w papierach mamy. W starych teczkach z dokumentami, zdjęciach, zapiskach. I wtedy wpadł mi w ręce list sprzed trzydziestu pięciu lat. Był otwarty, ale niedokończony. "Droga Basiu, wiem, iż mi nigdy nie wybaczysz. Ale musisz wiedzieć, iż ją oddałam, bo nie miałam wyjścia…" – dalej kartka była pusta.
Serce mi waliło. Basia – tak miała na imię moja mama. Czy to ona pisała? Czy do niej pisano? Oddałam… kogo? Mnie? Ją?
Nie dawało mi to spokoju. W końcu pojechałam do Wrocławia. Poszłam na pocztę, próbowałam dowiedzieć się, skąd wysłano kartkę. Bez skutku. Wtedy opublikowałam ogłoszenie w lokalnej gazecie: "Szukam kobiety, która wysłała kartkę świąteczną do Anny R. z podpisem ‘Twoja siostra’. Proszę o kontakt."
Minęły dwa tygodnie. I w końcu telefon.
"Dzień dobry. Mam na imię Joanna. Myślę, iż jestem tą, której pani szuka."
Nie mogłam oddychać.
"Dlaczego pani to napisała?" – zapytałam.
"Bo jestem twoją siostrą. Przez czterdzieści pięć lat nie wiedziałam, jak cię znaleźć. Ale w końcu się udało."
Spotkałyśmy się w kawiarni. Bałam się, iż to pomyłka. Ale gdy ją zobaczyłam – wszystko stało się jasne. Miała oczy mojej mamy. Gesty, uśmiech. I historię, którą znałam tylko z drugiej strony.
Joanna urodziła się dwa lata przede mną. W czasie, gdy moja mama była młoda, samotna i pod presją własnych rodziców. Zmusili ją, by oddała dziecko do adopcji. Nigdy nikomu o tym nie powiedziała. choćby mojemu ojcu. A potem urodziła mnie – i próbowała żyć tak, jakby nic się nie wydarzyło.
Joanna przez lata szukała informacji. Wiedziała tylko imię matki i miasto. Po śmierci swojej przybranej mamy zaczęła na poważnie. Przeglądała archiwa, wpisywała imię "Basia" w milionach wyszukiwań. W końcu znalazła mój adres. Bała się napisać. Ale zebrała się na odwagę.
Rozmawiałyśmy przez godziny. Śmiałyśmy się. Płakałyśmy. Zadawałyśmy sobie pytania, na które nie było odpowiedzi. Co by było, gdyby…
Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Ale dziś wiem jedno: nie jestem jedynaczką. Mam siostrę. I choć straciłyśmy wiele lat, to dostałyśmy jeszcze czas. A wszystko zaczęło się od jednej kartki. I jednego słowa: "Siostra".