Dom pełen Nadziei

twojacena.pl 14 godzin temu

Dom dla Nadziei

Antoni zawsze podziwiał starszego brata i od najmłodszych lat brał z niego przykład. Przy stole jadł tylko to, co jadł Wojtek, choćby jeżeli mu nie smakowało. Gdy brat wybiegał na dwór bez czapki, Antoni również zrzucał swoją. Mama zmuszała starszego syna, by natychmiast się nakrył, bo Antoni się przeziębi.

Różnica między braćmi wynosiła sześć lat, ale dla Antoniego wydawała się przepaścią. Dlaczego mama nie urodziła go choć dwa, trzy lata wcześniej? Wojtek wychodził z kolegami, ale młodszego brata nigdy nie zabierał.

„Nie jestem twoją nianią. Chłopaki będą się ze mnie śmiać” – mówił z wyższością.
Antoni zaczynał ryczeć.

„Przestań! Albo nie będę już z tobą rysował” – groził Wojtek.
I Antoni milkł natychmiast, jakby ktoś wyłączył mu głos.

Wojtek świetnie rysował. Antoni z zachwytem śledził szybkie ruchy ołówka po papierze, próbował naśladować, ale wychodziły mu tylko bazgroły. Wtedy Wojtek siadał obok i cierpliwie tłumaczył, jak trzymać ołówek, z jaką siłą go prowadzić. Siedzieli wówczas blisko siebie, a dla Antoniego były to najszczęśliwsze chwile życia, których strzegł jak skarbu.

Oczywiście, zdarzały się kłótnie, a choćby bójki. Antoni dostawał łupnia od starszego brata. Z bezsilności mścił się: chował ołówki, domalowywał wąsy i brody do portretów w albumie. Wojtek dawał mu wtedy w ucho i wyzywał od karłów i szczeniaków, czego Antoni nie znosił.

Pewnego dnia Wojtek wziął jednak Antoniego do parku, gdzie spotykali się chłopcy z okolicy. Chowali się za krzakami i palili papierosy.

„Jak powiesz rodzicom, połamię ci nogi” – warknął Wojtek, spluwając przez zęby.
Antoni nie miał wątpliwości, iż brat spełni groźbę. choćby gdy Wojtek ostro go uderzył, nigdy nie skarżył się rodzicom.

W szkole wiedzieli, iż Antoni to brat Wojtka, więc go nie zaczepiali. Wojtek nie był typowym chuliganem, ale bali się go. Trenował zapasy, bił się do krwi. Niewielu mogło z nim wygrać.

Antoni namówił mamę, by zapisała go na tę samą sekcję, co brata. Ale tak jak z rysowaniem, nie szło mu. Nie lubił walki. niedługo zrezygnował, w końcu przyznając porażkę wobec starszego brata. Przestał się starać, by być do niego podobnym, i skupił się na nauce. I tu okazał się o głowę lepszy.

Wojtek świetnie radził sobie z pięściami, ale w szkole ledwo dawał radę. Po maturze dostał się na politechnikę, na budownictwo. W jego rysunkach coraz częściej pojawiał się ten sam kobiecy profil. Nic specjalnego, zdaniem Antoniego.

Teraz Wojtek miał własne studenckie życie, w którym nie było miejsca dla Antoniego, ucznia szkoły średniej. Wracał późno, zamyślony, roztargniony i milczący.

Pewnego dnia Antoni przypadkiem znalazł w notesie brata kartkę z wierszami. Od razu zrozumiał, komu są poświęcone – tej dziewczynie z rysunków.

Któregoś dnia rzucił mimochodem, iż brat mógłby znaleźć sobie ładniejszą.

„Powinieneś rysować takie jak Małgosia Kowalska. Najładniejsza dziewczyna w klasie. Nie w klasie – w całej szkole. O takich powinno się pisać wiersze” – i zacytował zapamiętaną linijkę z wiersza brata.

Nie zrozumiał nawet, co się stało. Ocknął się na podłodze. Policzek płonął jak po dotknięciu rozżarzonym prętem.

„Co się stało? Znowu się biłeś?” – Mama przy kolacji wpatrywała się w młodszego syna.

Wojtek prychnął z pogardą i spokojnie kontynuował jedzenie makaronu z gulaszem.

„Poślizgnąłem się i uderzyłem policzkiem o dziurę” – wybełkotał Antoni. Mówienie bolało.

Mama surowo spojrzała na starszego syna. Ten tylko wzruszył ramionami. Wyjęła z lodówki zamrożony kawałek mięsa, owinęła w ścierkę i podała Antoniemu.

„Przyłóż do policzka.”

Na piątym roku Wojtek oznajmił, iż zamierza się ożenić i w weekend przyprowadzi narzeczoną do domu.

„Ha, pan młody!” – zaśmiał się Antoni.

„Masz coś przeciwko?” – Wojtek spojrzał na brata groźnie.
I Antoni zrozumiał, iż lepiej nie drwić – mógł znów dostać w szczękę. Po pierwszym razie długo dochodził do siebie.

„Nie, po prostu się cieszę. Nie będziecie z nami mieszkać, prawda? Więc pokój będzie całkowicie mój. Wreszcie nie będę słyszał twojego chrapania. Tylko nie zmieniaj zdania.”

Wojtek się rozluźnił, klepnął brata po ramieniu.

„Nie zmienię. Masz szczęście, braciszku.”

Nadia okazała się miłą, urodziwą dziewczyną o jasnobrązowych oczach, zadartym nosku i ciemnoblond kręconymi włosami. Czuć od niej było wiosnę.

Mocno trzymała Wojtka za rękę i śmiało odpowiadała na pytania rodziców. Widać było, iż jest w nim bez pamięci zakochana. Antoni czuł zazdrość. Dla niego Wojtek był najlepszym bratem na świecie. A ta Nadia…

Przy stole Antoni przyglądał się jej ukradkiem. I coraz bardziej mu się podobała.

„Nie patrz tak na dziewczynę brata” – powiedziała mama, gdy Wojtek odprowadzał Nadie.

„Jakbym bardzo chciał. Znajdę sobie lepszą” – odparł Antoni z pogardą.

Po ślubie Wojtek wprowadził się do Nadii i jej mamy. Do domu wpadał rzadko. Jakby nagle stał się dorosły. Po studiach dostał pracę w największej firmie budowlanej w mieście. Rok później urodził im się syn. W małym mieszkaniu zrobiło się ciasno, więc Wojtek zaczął budować dom. Sam projektował, sam stawiał. Przyjaciele pomagali. Ojciec wspierał starszego syna, pomagał finansowo.

Antoni w tym czasie skończył szkołę i po raz pierwszy nie poszedł w ślady brata – dostał się na prawo. Z wyższością stwierdził, iż budowlanka to zajęcie dla tych, którym się nie udało. A mądrzy powinni pracować głową, nie rękami.

Któregoś dnia mama wysłała Antoniego do brata z ubraniami dla podrosłego siostrzeńca. Nadia była już zaokrąglona, bardzo kobieca i piękna. Antoni się zaczerwienił i coś bąknął, wręczając jej pakunek.

„Wejdź.” – Nadia, śmiejąc się, wciągnęła go do przedpokoju. – „Wojtek wyjechałPo kilku miesiącach Antoni i Nadia wzięli cichy ślub w gronie najbliższych, a mały Tomek trzymał się ręki Antoniego, nazywając go tatą.

Idź do oryginalnego materiału