Dom Nadziei
Jadwiga leżała z otwartymi oczami, śledząc migotliwe smugi świateł od przejeżdżających samochodów, które tańczyły na suficie. Po gzymsie stukał rytmiczny deszcz. Na kanapie zachrapał Kamil i znów zamilkł. Jak dawno już nie spali razem…
Poznali się czternaście lat temu. Jadzia bardzo się spieszyła, a jednak spóźniła się na urodziny przyjaciółki. Weszła, gdy goście już zasiedli do stołu.
– Chodź prędzej! – przyjaciółka wciągnęła Jadzię do pokoju, ledwie dając jej się rozebrać.
Jadwiga przywitała się i spłonęła rumieńcem pod spojrzeniami zebranych. Niezgrabnie wręczyła prezent Magdzie, nie śmiąc podnieść wzroku.
– Magdalenko, zaproś Jadzię do stołu – z pomocą przyszła mama solenizantki. – Kamilusiu, przynieś z kuchni jeszcze jeden stołek.
Przystojny, wysoki chłopak uśmiechnął się do Jadzi i ustąpił jej swojego krzesła. Ledwie rozpoznała w nim starszego brata Magdy. Właśnie wrócił z wojska, zmężniał, dojrzał. niedługo wrócił ze stołkiem i wcisnął go między krzesła, tuż obok Jadwigi.
Ktoś wzniósł kolejny toast, wszyscy zaczęli się trącać kieliszkami. Kamil podał Jadzi kieliszek z czerwonym winem.
– Nie będę piła – pokręciła przecząco głową.
– To sok – szepnął jej do ucha, i ich kieliszki cicho zadźwięczały.
Nakładał jej do talerza po łyżce różnych sałatek. Koleżanki z klasy co chwila zerkały na Kamila, chichotały, szeptały.
Później rodzice Magdy taktownie wynieśli się do kuchni, młodzi włączyli głośniej muzykę, odsunęli stół i zaczęli tańczyć. Kamil zaproponował Jadzi ucieczkę. Długo spacerowali po mieście i rozmawiali. Od tamtej pory już się nie rozstawali.
– Teraz możemy się pobrać. Zgadzasz się? – zapytał Kamil Jadwigę po balu maturalnym.
Czy się zgadza? Jeszcze pytał. Już dawno oszalała z miłości. Tylko co powie mama…
– Jakie wesele? Zwariowaliście? On ma zawód po wojsku, ale ty musisz się uczyć. Po co się tak śpieszycie? Poczekajcie choć parę lat, stanijcie na nogi… – mama załamywała ręce, ledwie powstrzymując łzy.
– Przepraszam, ale nie możemy tak długo czekać – Kamil wziął winę na siebie.
Mama tylko westchnęła, domyślając się wszystkiego, i rozpłakała się.
I tak, zamiast studiów, siedem miesięcy później Jadzia urodziła chłopca. Kamil pracował w warsztacie samochodowym, a ona zajmowała się dzieckiem. Okazała się dobrą matką i troskliwą żoną.
Mieszkali z mamą Jadzi. Gdy syn podrósł i poszedł do przedszkola, Jadwiga też podjęła pracę. Jeden z klientów Kamila, któremu naprawiał auto, zatrudnił ją jako sekretarkę. Wzięli wtedy kredyt na mieszkanie.
Rosnący syn, kochający mąż, silna rodzina. Jadzi wydawało się, iż tak już zostanie. Aż rok temu do sąsiedniego mieszkania wprowadziła się piękna młoda kobieta. Pewnego wieczoru przyszła do nich przedstawić się, niosąc ciasto i butelkę wina. Jadwiga nakryła do stołu, wypili.
Olga, bo tak miała na imię nowa sąsiadka, znała mnóstwo dowcipów i opowiadała je z wprawą. Śmiali się z Kamilem aż do bólu brzucha. Potem Olga zapytała, czy Kamil umie składać meble? Kupiła szafę i potrzebuje męskiej pomocy.
– On wszystko potrafi, Kamil ma złote ręce, oczywiście pomoże – odparła lekko Jadzia.
Następnego dnia po kolacji poszedł do sąsiadki montować szafę. Potem Olga poprosiła o pomoc w przenoszeniu pudeł, potem w wieszaniu żyrandola, wbijaniu gwoździ… Wieczorami Kamil coraz częściej znikał u Olgi. Czasem przychodziła pogadać z Jadwigą.
– Masz taką wspaniałą rodzinę. Szczęściara jesteś z mężem – wzdychała Olga. – A ja bez męża, bez dzieci.
– Nie martw się. Masz jeszcze czas. Wszystko przed tobą. Jesteś piękna, wesoła. Znajdziesz swoją miłość – pocieszała ją Jadwiga.
– Już znalazłam – wyrwało się nagle Oldze w przypływie szczerości.
Jadzia taktownie nie dopytywała, szczerze ciesząc się za nową przyjaciółkę. To, iż Olga spuściła wzrok, a filiżanka zadrżała w jej dłoni, Jadwiga zrzuciła na karb zakłopotania po tym wyznaniu.
Pewnego dnia Jadzię zatrzymała na ulicy sąsiadka.
– Witaj, Jadziu. Z pracy idziesz?
– Tak. Przepraszam, muszę już iść…
– Poczekaj. To nie moja sprawa, ale myślę, iż powinnaś wiedzieć. Mieszkam naprzeciwko Olgi. Nie pomyśl, iż podglądam. Ale kiedy nocą ktoś chodzi pod drzwiami… Wiesz, ratuj męża, póki czas.
– O czym pani mówi? Od kogo go ratować? – nie rozumiała Jadzia.
– No właśnie o tym. Raz w nocy poszłam do kuchni. Gdy nie mogę spać, pomaga mi ciepłe mleko. Spróbuj. Idę i słyszę, jak skrzypnął zamek, cicho, ostrożnie. Zajrzałam przez wizjer…
Jadwiga poczuła, jak po plecach przemknął jej nieprzyjemny, lepki chłód. Chciała się odwrócić i uciec. Ale sąsiadka, jakby odgadując jej myśli, złapała ją za rękę.
– Patrzę, a z mieszkania Olgi wyszedł późny gość i wślizgnął się do waszego… – wytrzeszczyła oczy i zniżyła głos do szeptu.
Jadwiga wyrwała rękę i cofnęła się.
– Kamil to porządny chłop, o takich się marzy. Dlatego takie jak Olga zawsze będą na niego polować. Zastanów się, co z tym zrobisz. Tylko nie działaj pochopnie. Faceci są tacy, niewielu oprze się pokusie, zwłaszcza gdy kobieta sama się narzuca… – Głos sąsiadki wiercił w uszach jak świder.
Ogłuszona tą wiadomością, Jadwiga na sztywnych nogach, bez pożegnania, wbiegła do klatki. *„To kłamstwo, plotki, Kamil nie mógł, on nie jest taki…”* Ale nie mogła pozbyć się nieprzyjemnego osadu po słowach sąsiadki. Jadzi chciało się zapaść pod ziemię. Ból, strach, gniew rosły w niej, lada moment miały eksplodować. *„Jak ona mogła? A ja ją częstowałam herbatą, nazywałJadwiga zamknęła oczy i uśmiechnęła się lekko, czując, jak ciepły wiatr niesie zapach świeżo skoszonej trazy i nadzieję na nowe początki.