Dom, gdzie nie można chodzić w spodniach
Jerzy Szymański po raz pierwszy od dawna szedł w odwiedziny. Kierował się do kobiety, która coraz częściej pojawiała się w jego myślach – Alicji. A przecież kiedyś przysiągł sobie: żadnych związków, żadnej nowej rodziny. Przechodził już przez to. Przechodził – i musiał z bólem przetrwać.
Byłą żona odeszła nagle. Powiedziała, iż nigdy go nie kochała, a dziecko to przypadek. Odeszła, zabierając syna. Jerzy nie mógł wybaczyć. Nie mógł zapomnieć, jak w nocy usypiał malucha, jak go przewijał, jak po raz pierwszy usłyszał „tata”. A potem – cisza. Sąd, zakazy, dystans. Kiedyś pojechał do innego miasta, zobaczył syna w drzwiach, a tamten powiedział: „Tato, chcę z tobą”. Ale go odepchnęli. Chłopca wciągnięto do mieszkania, drzwi się zamknęły, a Jerzy tylko zdążył usłyszeć krzyk: „Chcę do taty!” – i płacz. Wtedy się załamał. I postanowił: nigdy więcej przywiązań. Tylko praca. Tylko samotność.
Ale Alicja była wyjątkowa. Niewinnie wkradła się w jego życie. Powoli, bez narzucania. Po prostu była. Spotykali się przypadkiem, rozmawiali krótko, aż w końcu on sam zaczął wypatrywać jej spojrzeń. A potem sam zaczął jej szukać – koło sklepu, koło biura. Nienachalnie. Po prostu być blisko. Dowiedział się: wdowa, synek ma prawie cztery lata, mieszka z mamą. I nie dopuszcza do siebie mężczyzn. Aż pewnego dnia zaprosiła go do siebie. „Poznasz Kubę” – powiedziała. W głosie słychać było drżenie.
Przyniósł zabawkę – duży zestaw klocków. Założył najlepszy garnitur. Serce waliło mu jak nastolatkowi. Nacisnął dzwonek.
– Kto tam? – rozległ się dziecięcy głosik.
– Jerzy Szymański.
– Aaa, rozumiem. Proszę wejść. Mama zaraz wróci. Babcia śpi, bo ją głowa boli. Tylko proszę… zdejmować spodnie!
– Co? – Jerzy zamarł.
– No przecież pan przyszedł z ulicy. Mama mówi, iż w spodniach z ulicy są bakterie. Możemy zachorować. Trzeba od razu je zdjąć. U nas w domu musi być czysto!
Chłopiec był śmiertelnie poważny. Biała koszula, muszka, stanowcze spojrzenie.
– Eee… Mogę nie zdejmować? Są czyste.
– No… to proszę założyć te kapcie. Są dla pana. Mama kupiła. Żeby pan nie nanosił brudu. Ja jestem Kuba. A pan Jerzy?
– Tak. Miło mi cię poznać.
– U nas jest ściśle. Ja w butach nie chodzę. Tylko wzdłuż ściany i skokiem przez dywan.
– A mama jest surowa?
– Bardzo. Ale dobra. Zwłaszcza jeżeli pan będzie grzeczny. Wtedy może choćby kapci nie będzie trzeba.
Jerzy się zaśmiał. A Kuba wziął go za rękę i powiedział:
– A pan zostanie na zawsze?
– Chciałbym. jeżeli nie masz nic przeciwko.
– Ja bardzo chcę. Mama będzie szczęśliwa. A babcia… babcia się obudzi i od razu zrozumie.
– Dlaczego?
– Ma nosa. I dobre serce. Zawsze wie, kiedy człowiek jest dobry.
Zaczęli układać klocki. Śmiali się, sprzeczali. Chłopiec się przywiązywał, a Jerzy nie mógł oderwać od niego wzroku. Nagle usłyszał, jak z tyłu otwierają się drzwi.
– Mamo, on został w spodniach! – krzyknął Kuba.
Alicja się roześmiała. Podeszła, pogładziła Jerzego po ramieniu i szepnęła:
– jeżeli jesteś gotowy – zostań. Ale ostrzegam: mamy dziwne zasady.
Jerzy uśmiechnął się:
– Dla was – przyjmę każde zasady. choćby chodzenie w slipach po dywanie. Ważne, żebyście byli blisko.
Kuba zamilkł i szepnął:
– Tato…
Jerzy odwrócił się. Chłopiec spuścił wzrok.
– Mogę cię tak nazywać?
Jerzy nie odpowiedział. Tylko skinął głową. I poczuł, jak w piersi coś po raz pierwszy od dawna stało się jasne i ciepłe. Nie przyszedł w gości. Przyszedł do domu.