Wojciech Smarzowski po raz kolejny zagląda tam, gdzie wielu wolałoby nie patrzeć.
Po „Klerze”, „Wołyniu” i „Domu złym” wraca z filmem Dom Dobry – historią, która nie rozgrywa się na polu bitwy ani w kościelnych murach, ale w czterech ścianach. Tam, gdzie miało być najbezpieczniej.
Miłość, która zaczyna się jak bajka
Gośka (Agata Turkot) poznaje Grześka (Tomasz Schuchardt) przez internet. Początek ich historii mógłby być scenariuszem reklamy szczęścia: wspólne zdjęcia, kwiaty, oświadczyny w Wenecji. W tle marzenie o domu – ciepłym, spokojnym, „dobrym”.
Ale Smarzowski nie byłby sobą, gdyby zostawił widza w tej iluzji. Z każdym dniem w relacji Gośki i Grześka coś się zmienia – ton głosu, spojrzenie, kontrola. Czułość ustępuje napięciu, a dom, który miał być schronieniem, powoli zamienia się w więzienie.
Przemoc za drzwiami, które wyglądają normalnie
Reżyser pokazuje przemoc domową nie jako sensację, ale jako codzienność, która dzieje się obok nas – za drzwiami ludzi, którzy wydają się „w porządku”. W tym tkwi jego siła: nie ma tu potworów, są tylko ludzie, którzy nie umieją kochać bez dominacji.
To film o systemowym milczeniu – o tym, jak łatwo uwierzyć, iż „to tylko stres”, „taki ma charakter”, „może przesadzam”.
Dla kobiet to szczególnie mocne, bo Smarzowski pokazuje, jak gwałtownie „miłość życia” może stać się strachem, z którego nie ma prostego wyjścia.
Dlaczego ten film jest ważny
1. Bo pokazuje prawdę, której nie chcemy widzieć.
Przemoc domowa nie zawsze krzyczy. Czasem jest cicha, elegancka, zamknięta w idealnych zdjęciach na Facebooku. Smarzowski odbiera nam wygodne wymówki – i to boli.
2. Bo pozwala zobaczyć siebie.
Każda kobieta, która kiedykolwiek tłumaczyła cudze zachowanie kosztem własnego spokoju, może w tej historii odnaleźć echo swoich myśli.
3. Bo uczy, iż dom to nie ściany, ale stan serca.
Tytuł „Dom Dobry” nabiera gorzkiego znaczenia: dobro nie przychodzi z zewnątrz, trzeba je stworzyć w sobie i wokół siebie.
Mistrzowski realizm Smarzowskiego
W warstwie wizualnej film jest surowy, niemal dokumentalny. Kamera nie ucieka, nie upiększa. Aktorstwo – Agata Kulesza, Arkadiusz Jakubik, Maria Sobocińska – wypełnia przestrzeń emocjonalnym ciężarem, ale bez patosu.
To kino, które się czuje w ciele.
Smarzowski nie krzyczy – on patrzy. A my musimy patrzeć razem z nim.
Trudne, ale potrzebne kino
To nie jest film na „miły wieczór”. To obraz, po którym zostaje cisza i potrzeba rozmowy. Może też niepokój – ten dobry, który przypomina, iż granice istnieją po coś.
Dla niektórych kobiet Dom Dobry będzie lustrem. Dla innych – ostrzeżeniem. Dla wszystkich – ważnym głosem o tym, czym jest bezpieczeństwo i jak łatwo je pomylić z kontrolą.
Podsumowanie
Dom Dobry to jedno z najbardziej dojrzałych dzieł Smarzowskiego.
Nie moralizuje – obserwuje. Nie ocenia – pokazuje.
To film o miłości, która miała być bezpieczna, i o tym, jak cienka jest granica między troską a przemocą.
Dla kobiet to nie tylko historia – to przypomnienie:
że masz prawo czuć się dobrze,
że możesz odejść, zanim uwierzysz, iż nie możesz,
i iż „dobry dom” zaczyna się tam, gdzie przestajesz się bać.
Wilczyca














