Dom dla Marzeń

newsempire24.com 3 dni temu

**Dom dla Nadziei**

Od zawsze patrzyłem na starszego brata z podziwem i starałem się go naśladować. Jako dziecko jadłem tylko to, co on, choćby jeżeli mi nie smakowało. Giedy Wojtek wychodził na dwór bez czapki, ja też zrywałem swoją z głowy. Mama krzyczała wtedy na niego, żeby natychmiast się ubrał, bo ja się przeziębię.

Między nami była różnica sześciu lat, ale dla mnie to wydawało się wiecznością. Dlaczego mama nie urodziła mnie choć dwa lata wcześniej? Wojtek wychodził się bawić ze znajomymi, ale nigdy nie brał mnie ze sobą.

– Nie jestem twoją nianią. Koledzy będą się ze mnie śmiać – mówił pobłażliwie.
Wtedy zaczynałem płakać.

– Przestań! Albo nie narysuję już z tobą nic – groził.
I natychmiast milkłem, jakby ktoś mnie wyłączył.

Wojtek świetnie rysował. Z zachwytem śledziłem, jak jego ołówek sunie po kartce. Próbowałem naśladować, ale wychodziły tylko bazgroły. Wtedy siadał obok i cierpliwie tłumaczył, jak trzymać ołówek, jak naciskać. Te chwile były dla mnie najcenniejsze.

Oczywiście, kłóciliśmy się, a choćby bili. Dostawałem od niego po głowie, a w odwecie chowałem jego ołówki lub domalowywałem wąsy do portretów w jego szkicowniku. Nazywał mnie wtedy karłem albo szczeniakiem – nie znosiłem tego.

Pewnego dnia Wojtek zabrał mnie jednak do parku, gdzie spotykali się chłopcy z okolicy. Chowali się za krzakami i palili papierosy.

– Jak powiesz rodzicom, połamię ci nogi – warknął, spluwając przez zęby.
Nie wątpiłem, iż zrobiłby to naprawdę. choćby gdy mnie uderzył, nigdy nie skarżyłem się mamie.

W szkole wiedzieli, iż jestem bratem Wojtka, więc mnie nie zaczepiali. Nie był typowym chuliganem, ale bali się go. Trenował zapasy i bił się do krwi. Niewielu mogło z nim wygrać.

Namówiłem mamę, żeby zapisała mnie na te same treningi, ale tak jak z rysowaniem, nic mi nie wychodziło. Nie lubiłem się bić. W końcu zrezygnowałem, przyznając się do porażki wobec starszego brata. Przestałem próbować go naśladować i skupiłem się na nauce. I w tym byłem od niego lepszy.

Wojtek miał twarde pięści, ale w szkole ledwo ciągnął. Po maturze poszedł na politechnikę, na budownictwo. W jego szkicach coraz częściej pojawiała się ta sama dziewczyna. Nic specjalnego, myślałem.

Teraz miał swoje studenckie życie, w którym nie było miejsca dla mnie. Wracał późno, zamyślony i milczący.

Pewnego dnia znalazłem w jego zeszycie kartkę z wierszem. Od razu wiedziałem, komu go poświęcił – tej dziewczynie ze swoich rysunków.

Któregoś dnia powiedziałem, iż mógłby znaleźć sobie ładniejszą.

– Powinieneś rysować takie jak Ola Nowak. To najładniejsza dziewczyna w klasie. Nie, w całej szkole! – zacytowałem fragment jego wiersza.

Nie zrozumiałem, co się stało. Ocknąłem się na podłodze, z twarzą w ogniu, jakby ktoś przyłożył mi rozżarzonym prętem.

– Co to ma znaczyć? Znowu się biłeś? – Mama spojrzała na mnie przy kolacji.
Wojtek tylko prychnął i spokojnie jadł dalej.

– Poślizgnąłem się i uderzyłem w kałużę – mruknąłem przez zęby. Mówienie bolało.

Mama spojrzała na starszego syna, ale tylko wzruszył ramionami. Wyjęła z zamrażarki mięso, owinęła w ręcznik i podała mi.

– Przyłóż do policzka.

Na piątym roku Wojtek oznajmił, iż się żeni i w weekend przyprowadzi narzeczoną.

– Cha, pan młody! – zaśmiałem się.

– Masz coś przeciwko? – Wojtek spojrzał na mnie groźnie.
Zrozumiałem, iż lepiej nie drażnić.

– Nie, po prostu się cieszę. Nie będziecie tu mieszkać, prawda? Więc pokój będzie tylko mój. W końcu nie będę słyszał twojego chrapania.

Wojtek się rozluźnił i klepnął mnie po ramieniu.

– Nie zmienię zdania. Masz szczęście, braciszku.

Justyna okazała się miłą i sympatyczną dziewczyną, z jasnobrązowymi oczami i kręconymi włosami. Trzymała Wojtka za rękę i pewnie odpowiadała na pytania rodziców. Było widać, iż jest w nim zakochana po uszy. A mnie to drażniło. Dla mnie Wojtek był najlepszym bratem. A ta Justyna…

Przy stole przyglądałem się jej ukradkiem. I z każdą chwilą podobała mi się coraz bardziej.

– Nie gap się tak na dziewczynę brata – powiedziała mama, gdy Wojtek wyszedł odprowadzić Justynę.

– Jakbym nie miał lepszych rzeczy do roboty – odparłem lekceważąco.

Po ślubie Wojtek wyprowadził się do Justyny i jej mamy. Do domu wpadał rzadko. Dorósł. Po studiach dostał pracę w dużej firmie budowlanej. Rok później urodził im się syn. W małym mieszkaniu zrobiło się ciasno, więc Wojtek zaczął budować dom. Sam projektował, sam stawiał. Pomagali mu koledzy. Tata wspierał go finansowo.

Ja skończyłem szkołę i poszedłem na prawo, łamiąc rodzinną tradycję. Mówiłem z przekąsem, iż budowanie to zajęcie dla nieudaczników.

Pewnego dnia mama wysłała mnie do brata z ubraniami dla siostrzeńca. Justyna nabrała kobiecych kształtów i wyglądała pięknie. Zaczerwieniłem się, gdy wręczałem jej paczkę.

– Wejdź – wciągnęła mnie do przedpokoju, śmiejąc się. – Wojtek wyjechał, a sznurek w łazience pękł. Naprawisz?

Naprawiłem. Potem Justyna podała mi Krzysia i zaczęła nakrywać do stołu. Chłopiec długo się mi przyglądał, a potem się przytulił. Serce zabiło mi mocniej. Tak dobrze było trzymać go na rękach, patrzeć, jak Justyna krząta się dla nas.

Wtedy spojrzałem na nią po raz pierwszy oczami brata. I przepadłem. Śniła mi się. We śnie spacerowaliśmy we trójkę nad stawem, karmiliśmy kaczki…

Spotykałem się z innymi dziewczynami, choćby z Olą Nowak. Ale wydawały mi się głupie i egoistyczne.

Pewnego dnia Justyna zadzwoniła do mamy. Ta aż upuściła słuchawkę.

– Mógł spóźnić się na pociąg, telefon mu się rozładował… Nie zakładajmy najgorszego – mówiła do taty drżącym głosem. – Jedziemy.

Ale Justyna też nic nie wiedziała. Tylko płakała. W policji powiedzieli, iż zaczną szukać dopiero za trzy dni.

Następnego dnia zadzwW końcu zrozumiałem, iż dom, który zbudował Wojtek, został stworzony nie tylko z drewna i cegieł, ale także z miłości – i właśnie ta miłość stała się naszym wspólnym dziedzictwem.

Idź do oryginalnego materiału