Dobrze się ustatkować
Pamiętam, iż Niniątka tak kiedyś zwano ją w rodzinie żyła, jakby po prostu w gładkiej przejażdżce. Szła po szarej, już znudzonej drodze, głowę trzymała nisko, a po co wystawać? Przecież nie ma w niej nic, co zasługiwałoby podziwu. Wygląd miał przeciętny.
Mąż jej, Jan, zawsze powtarzał, iż u Niniątki wszystko jest zwyczajne. Piękności Niny nie dostrzegał już dawno, przegapił ją w młodości.
Kiedyś Niniątka była jedną z pierwszych piękności na wydziale szczupła, urocza, kości szczupłe, choć nieco szerokie. To była babcia Ania, pochodząca z małej wsi, silna, nieco szorstka, odziedziczyła to po przodkach, ale wbrew naturze nie oddawała się nauce
W krwi Niniątki płynęły geny ojca inteligentne, inżynierowie, literaci, ludzie z wyższym wykształceniem. To oni wyprostowali dziewczynkę, nadali jej kształt. Nos nie przypominał babci Ani, ramiona były lekko zaokrąglone, a nogi nie były przeznaczone do gumowych butów i kożuchów, ale przypominały miejską elegancję.
W rezultacie rodzice wychowali Ninią piękną, schludną, niezwykle nieśmiałą i cichą i to wcale nie było złą cechą. Babcia Ania bywała krzykliwa, wygłaszała uwagi tak ostre, iż uszy się wciągały, krytykowała wszystko wokół. Matka Niny, Olga, na początku zachowywała się podobnie po ślubie z ojcem Niniątki, Florianem. Z czasem jednak uciszyła język, przyzwyczaiła się do wygodnego mieszkania w kamienicy z wygodnym fikuśnym fikuśnym fikuśnie w holu, wśród sąsiadówakademików i uczonych, których nie można obrażać za chwilę można zostać wyproszonym!
Olga ucichła, a Niniątka stała się jeszcze ciszej.
Wychowujcie córeczkę, niech rośnie jak drzewo! wtrącała się z wyszczerzonymi pazurami babcia Ania, wchodząc w długie, już niebłyszczące galosze. Ty, Łucjuszku, już słabniesz. Będzie pusta równina, zbytniej trawy, a wiatru wiatr wiatru tam się zgarniacie! A gdzie nasza rodzina? Mikołajowa, co? Nie wiesz, zięku?
Florian wzruszał ramionami, unikał zapachu czosnku i Białego Morza od teściowej, chowając się w swoim gabinecie, gdy Olga w kuchni podawała matce herbatę i snuła opowieści o swoim życiu.
Babcia Ania nigdy się nie spieszyła. Najpierw rozgłaszała nowinki ze wsi, przygody sąsiadów, potem przechodziła do tematu ogrodu, zbiorów własnych i cudzych. W końcu, z szelmowskim zgrzytem, wołała wnuczkę zza szklanej wkładki drzwi kuchennych.
Niniątka wychodziła nieśmiało, z niepewnym spojrzeniem w stronę matki, a ta odwracała się. Florian nie witał teściowej, choć jej pikle wódką były nieodparte. Ograniczał kontakt Niny z babcią. W rezultacie Olga musiała wypędzić Ninią do jej pokoju. Jednocześnie matka wspierała Olgę przy noworodku, pomagała trzemletniej Nini, gdy zachorowała na zapalenie płuc i słabość, a Anna Własowa przyjechała, zabrała dziecko w zimowym pojeździe, okryte futrem, na samochodzie przewodniczącego.
Florian krzyczał później, iż nie powinno się było wypuszczać dziecko, ale Olga go uspokajała. Poza miastem, przy dobrym jedzeniu, Niniątka gwałtownie wróciła do sił, przytuliła się do matki, wypuściła westchnienie tęskniła. Florian machał ręką, zamykał i otwierał usta, patrząc na teściową z ukosa.
Babcia Ania miała w sobie jakąś nieokiełznaną siłę, pewną, mocną, jakby pięścią roztrącała myśli, rozświetlając wszystko, czego Olga nie odważyła się pomyśleć. Dlatego zię nie lubił jej, bał się.
Czemu mnie nie przyjmujesz, zię? Przecież na wesele dałam wam sporo pieniędzy! Nie umiem pięknie mówić, to nie wina, to mój los! lamentowała głośno babcia Ania, siedząc u córki w gościnnym domu, podając wnuczce wielką czekoladkę Alenka.
Niniątka skinęła z wdzięcznością, ale nie zjadła czekolady, położyła ją na stole.
Co? Dziecko, gryź! Rozkrój i połam kawałek! zachęcała gość, ale Olga powstrzymywała matkę.
Florian nie pozwala słodyczy przed kolacją. To nie w ich zwyczaje tłumaczyła cicho. To ich dźwięczało w uszach Ani i sprawiało, iż Olga czerwieniła się. Niezręcznie, smutno, ale przynajmniej mężczyzna w domu, przynajmniej głowa! Olga nigdy nie stała się gospodynią domu, wciąż obserwowała, milczała. Gdy goście przychodzili do męża, nakrywała stół, siedziała, uśmiechała się, kiwając głową. Nie miała nic do powiedzenia, zawsze w domu, przy obowiązkach, bez miejsca na inteligentne rozmowy.
Niniątka brała z niej przykład, nie wywyższając się.
Po pewnym czasie Ania Własowa nie wytrzymała przebywania u zięcia, wszystko ją denerwowało, ściskało. Po kilku kłótnicach przestała przyjeżdżać i nie zapraszała już do domu. Czasem, gdy nie było Floryana, dzwoniła, słuchała długich sygnałów, opuszczała głowę i w końcu wybuchała, słysząc głos Niniątki.
Jak tam, kochana? Nie przyjeżdżasz, nie odwiedzasz szepnęła babcia Ania, wycierając łzą opuchnięte policzki. Płakała coraz częściej, z nerwów.
U nas wszystko w porządku, babciu. Studiuję na wydziale, dziś wolne, mama poszła do przychodni, tata w pracy, odparła Niniątka, wzruszając ramionami.
Wszystko wydawało się normalne. Świat podążał za zasadami, prawami, tradycjami, wymiarami rodziny i tak, choć proste, wszystko było jasne i słuszne.
Ojciec głowa rodziny, mądry, wykształcony. Matka prosta, wciąż chrupie pestki, wypluwając je w garść. To drażniło ojca, domagał się ukulturyzowania jedzenia, matka nie potrafiła lub nie chciała. Wtedy szef rodziny wyrzucał ją na balkon.
Usiądź tam, jeżeli nie rozumiesz, iż to obrzydliwe! gestykulował, machając ręką na drzwi balkonu.
Matka siedziała w szlafroku, warkoczyku na głowie, smutno pluła łuskę w garść. Płakała i wzdychała, patrząc na rozcięte, białe, miękkie nogi. Dziękowała Florianowi, iż ją kochał, iż wyciągnął z wioski, przyjął, wybaczył, wychował.
Olga uczęszczała do szkoły pedagogicznej, Florian zauważył ją na balu w Parku Kultury, gdzie dziewczyny przybyły świętować. Zaiskrzyła miłość, z konsekwencjami w postaci Niny. Musieli się pobrać. Rodzice Floryana byli zdumieni, ale uznali, iż połączenie świata miejskiego intelektualisty z wiejską prostotą to szlachetny czyn. Florian wyciągał Olgę ku kulturze. W tym sensie udało jej się bardzo dobrze.
Nina ukończyła wydział, wybrała zawód nauczycielki. Nie pracowała, podobnie jak matka. Wyszła za mąż za Jana. Mąż był prostszy niż ojciec, ale także z inteligentów. W czasach Niniątki popularni byli już nie oni, a wędrowni, modni styliści.
Jan natomiast był tradycjonalistą, nie nosił barwnych fraków, czytał klasykę, tę cięższą, z filozoficznymi rozważaniami na dwie kartki. Florian znał go z kilku projektów jako sumiennego, dokładnego, skromnego. Zatwierdził małżeństwo Niny.
Nina, jakby nie przeciwko, zamieszkała w domu Jana. Mieszkał z rodzicami w trzypokojowym mieszkaniu. Jan miał starszą siostrę, która wyjechała dawno za granicę nie wiadomo, czy do Ameryki, czy do Francji.
Rodzice Jana byli już starzy, przeszli na laury, teściowa przekazała władzę nad domem synowej, zabrała kilka rzeczy i kazała synowi wywieźć ją i ojca na wieś.
A wy tu się rozmnażacie, jak Bóg da. Dość! Nie chcę tu przebywać, dwie pani kuchni nie wytrzymają podsumowała i odeszła.
Mieszkanie pełne było ciemnych, drewnianych ścianek, zasypanych darami stosami prześcieradeł, poduszek, ręczników, kawałków tkanin, metalowych elementów, czterech kompletów zastawy i niezliczonych kryształów o różnej wartości, przytłumionych lamp, zasłoniętych okien, by sąsiedzi nie widzieli, jak żyjemy i gdzie Jan chowa pieniądze. To wszystko wydawało Niny przygnębiające.
Chciała zmienić zasłony, meble, może odnowić parkiet ale to było drogie i niepotrzebne Janowi. Był już dobrze utrzymany. Zamiast matki, która gotowała mu rano mannę, była już Niniątka. Kochała go, dręczyła, była młoda, żądna cielesnych przyjemności, chciała mu zrobić przyjemność i nie narzekała.
W weekendy Jan wstawał wcześnie, smażył jajecznicę w podniszczonych majtkach, nie wydawał pieniędzy nie ma. Niniątka, przerażona, zerkała na zegar, rozmyślała, czy jej mąż jest w domu czy nie. Najczęściej siedzieli w domu. Jan nie chodził do teatru, nie woził Niny, bo trzeba było oszczędzać.
Ta jego cecha, skrajną skąpstwo, nie ujawniła się od razu. Gdy się poznawali, Niniątka myślała, iż Jan to silny gospodarz, bo tak walczy o każdą złotówkę. Przysięgała, iż to mężczyzna decyduje, a żona przyjmuje. Tak żyła jej matka!
Jan był inteligentem, ale nie szlacheckim, a z niży. Rodzice nie mieli wysokich wykształceń, pracowali na prostych stanowiskach, ale cieszyli się z dziecka i syna chcieli, by nazwisko rozkwitło, by ludzie ich poznali.
Jan wierzył w swoje ambicje. Był pracownikiem naukowym, choć junior, w prawie czterdziestu latach, w głowie miał rozprawę, ale ręce nie dosięgały, plany ogromne, w tym przekształcenie wsi. I on! Jan, decydował, jego władza była pierwsza!
Co ci, groźny! wykrzykiwała Ania Własowa, podnosząc rękę na wieści o wnuczce od Łucjusza. Po co mu to? Jest wiele normalnych mężczyzn!
Nie rozumiesz, mamo! Niniątka dokonała dobrego wyboru. Miała mieszkanie w centrum Warszawy i zawód Jana, podobny do mojego Floryana, ważny. Kobieta powinna się dobrze ustatkować, choć to brzydkie brzmienie. A skąpstwo to rodzinna cecha. Dawniej każdą złotówkę liczyliśmy, jak ty.
Ania Własowa się obraziła. Nie roztrwoniła nigdy pieniądze, ale i tak nie miała ich w bród, by rozrzucać. Nigdy nie pozbawiała Olgę jedzenia ani ubrań. Kupiła płaszcz dobry, solidny, piękny. Drogi? Bez znaczenia! Ania pożyczała sąsiadom, potem oddawała po grosz, nie traciła, brała pracę, by Olga miała wszystko, co potrzebne.
Ania Własowa podniosła Olgę samodzielnie, bez męża. Nie rzuciła go, nie opuściła rodziny. Zmarła
Kiedy córka w technikum gotowała się do matury, Ania Własowa wziąła ją do krawcowej pracowni, gdzie uszyto najmodniejsze suknie, które Olga sama wybrała. Tam dziewczyna poznała Floryana. Dlatego Ania nie mogła wpychać w Niniątkę drobnych pieniędzy.
Po tej rozmowie nie dzwonili, nie odwiedzali się
Niniątka i Jan żyli. Namiętność Jana gwałtownie przygasła, męskie czułości stały się mu nużące. Miał dziesięć lat przewagi, nie było miejsca na romantyczny szał.
Nina przyjmowała to, co dana rzecz mąż kocha, i to wystarczy. Rodzice chwalili wybór Niniątki. A reszta to, co pisze się w książkach: szmer, delikatny oddech, motyle w brzuchu i, o Boże, intymność bez tego można żyć.
Bez pieniędzy trudno, ale da się.
Jan gwałtownie zorientował się, iż dochód Niniątki też trafia do jego skarbonki, naciskał, by dziecko odrósł, by Niniątka pracowała, podnosiła kompetencje, a więc i pensję. Dała wszystko, a on, Jan, prawie jak groźny władca, wrzucał jej coś, by skarbonka nie była pusta.
Niniątka podjęła pracę w szkole, kochała dzieci, zmęczona, wracała wieczorem, ledwo niosąc stopy, siadała przy kuchni, a Jan leżaI tak, po latach pełnych cierpień i nadziei, Niniątka odnalazła spokój w prostocie rodzinnych chwil, a jej serce w końcu zaznało upragnionej równowagi.












