Dobre znaki na przyszłość

newsempire24.com 2 godzin temu

Dzisiaj napiszę o tym, co się wydarzyło na pięć dni przed Sylwestrem. Dostałam taką porcję złości, rozczarowania i upokorzenia, iż ledwo doszłam do siebie. A i to tylko po to, żeby nie psuć dzieciom świątecznego nastroju.

Marek od jakiegoś czasu był ciągle niezadowolony. Wszystko mu przeszkadzało – to, co zrobiłam, to, co powiedziały dzieci. choćby Antek, który ma dziewięć lat, zapytał:
– Mamo, czemu tata jest taki zły?

Córka, Marysia, dopiero w pierwszej klasie, może nie zwracała na to uwagi, ale starszy brat wyraźnie widział problem.

– Synku, nie przejmuj się, tata ma trudności w pracy i wraca zmęczony. Porozmawiam z nim – przytuliłam go i pocałowałam w czubek głowy.

Zauważyłam, iż Marek nie potrafi się opanować. Ostatnio coś się z nim działo: był roztargniony, bez powodu wybuchał, choćby na dzieci, gdy były głośne. Wcześniej sam z nimi dokazywał tak, iż musiałam wszystkich uspokoić.

Tego dnia Antek i Marysia zaczęli biegać po mieszkaniu.

– Przestańcie się szaleć, bo dostaniecie karę! – warknął Marek, a dzieci zastygły, przestraszone jego tonem.

Oboje gwałtownie schowali się w pokoju i zamknęli drzwi.

– Marku, o co chodzi? Można zwracać uwagę łagodniej – powiedziałam, widząc ich przerażone spojrzenia.

– Nic – odpowiedział szorstko.

– Po co kłamać? To nie pierwszy raz. Nie widzisz, iż odreagowujesz na nas? Co myśmy ci zrobili?

Nie spodziewałam się jego reakcji i żałowałam, iż w ogóle zaczęłam rozmowę. Ale pomyślałam:
– Co za różnica, teraz czy później…

Marek zerwał się z kanapy, milczał chwilę, potem, przestępując z nogi na nogę, w końcu się odezwał:
– Nie chciałem tego mówić przed świętami, ale skoro nalegasz…

– Dlaczego? – zdziwiłam się, nie rozumiejąc.

– Żeby nie psuć atmosfery.

– A czym możesz ją zepsuć?

– Lilu, no jak możesz… Zmuszasz mnie? Spotkałem inną kobietę i zakochałem się – wyznał w końcu.

– Co? Kiedy? – nie wierzyłam. – Żartujesz?

– Nie. Odchodzę. Dzieci będę widywał w weekendy. Alimenty zapłacę.

Zamarłam. Chciałam coś powiedzieć, ale mnie uprzedził.

– Sam im powiem, nie mów nic.

– Tylko nie teraz.

Kiwnęłam głową i usiadłam na kanapie, próbując to ogarnąć. Marek poszedł do sypialni, wyciągnął dużą torbę i zaczął pakować rzeczy. niedługo drzwi się zamknęły.

Nigdy nie rozumiałam, jak to jest być porzuconą. Teraz wiem. To boli, jakby życie się zawaliło. A przecież muszę się pozbierać, dzieciom coś wyjaśnić.

Może siedziałabym tak dłużej, ale wyszła Marysia:

– Mamo, tata gdzieś poszedł?

– Wyjechał… w delegację.

– Kiedy wróci?

– Nie wiem jeszcze, córeczko.

– To będziemy świętować bez niego? – dołączył Antek.

– Tak, we trójkę. Będzie choinka, prezenty, jak zawsze – powiedziałam, udając spokój.

Tej nocy prawie nie spałam. Słowa Marka o miłości do innej kobiety nie dawały mi spokoju.

Trzydziestego pierwszego zabrałam się za przygotowania. Bałam się, iż dzieci coś zauważą, więc postanowiłam zrobić mnóstwo smakołyków – gotowanie zawsze mi pomaga.

„Przynajmniej się rozproszę” – myślałam. – „Niech Sylwester będzie radosny”.

Zaczęłam gotować, ale przypomniałam sobie, iż muszę coś dokupić.

– Mamo, dokąd? – spytała Marysia.

– Do sklepu.

– Ja z tobą! – pobiegła się ubierać.

– Kup chipsy! – zawołał Antek. – A ty, Maryśka, przypomnij jej!

Po obiedzie poszli na dwór. Choinka stała ustrojona, stół nakryty, pośrodku waza z owocami. Byłam w kuchni, gdy Antek zawołał:

– Mamo, chodź szybko!

– Co tam? – Wyszłam i zobaczyłam, iż trzyma małego czarnego kotka z białą plamką na czole.

– Nie, tylko nie to – powiedziałam stanowczo, ale dzieci patrzyły błagalnie.

– No mamooo – Marysia zaczęła płakać.

– Nie, odnieście go do klatki schodowej.

– Ale tam zimno! – błagali, ale byłam niewzruszona.

Antek wrócił w milczeniu, umyli ręce i zamknęli się w pokoju. Czułam się winna, ale nie chciałam kota. Mąż mnie zostawił, a teraz jeszcze to.

W trakcie gotowania zadzwonił dzwonek. Otworzyłam – na wycieraczce siedział kotek i wpadł do środka.

– Lilu, gość się prosi – zaśmiała się sąsiadka, pani Wanda. – To dobry znak, kot przynosi szczęście.

Dzieci uradowane gonili go, a on schował się pod kanapą.

– Wierz mi, starsza jestem – powiedziała sąsiadka. – Kot w Nowy Rok to dobry omen.

Milczałam. Kotek wyszedł, wyniosłam go.

– Mamo, jesteś zła – powiedział Antek. – Gdyby tata był, pozwoliłby.

Zamknęli się znowu, a gdy zawołałam ich na obiad, krzyknęli:

– Nie chcemy!

Zrozumiałam, iż są obrażeni. Postanowiłam dać im czas.

Gdy wyrabiałam ciasto, w domu było cicho. Zajrzałam do ich pokoju – na środku mokra plama, a obok kotek. Złapałam go i znów wyrzuciłam. Dzieci krzyczały.

Padłam na kanapę. Byłam zmęczona gotowaniem, tym kotem, wszystkim.

„Po co tyle jedzenia? Wystarczyłby sałatka i ciasto.”

Na zewnątrz było ciemno, trzeba nakrywać, ale nie miałam siły. Nienawidziłam tego Sylwestra.

Znów zadzwonili. Myślałam, iż to pani Wanda, ale w drzwiach stał Marek.

– Lilu… Nie mogę bez was żyć. Wróciłem.

– Nie mów dzieciom… – zaczęłam, ale on przerwał.

– Wybacz. Jestem głupi. Wy jesteście moim życiem.

– Tata przyjechał! – Antek biegł z kotem.

– Tatusiu, pozwól nam go zatrzymać! – prosiła Marysia.

Marek zamknął drzwi.

– Kot to szczęście – powiedział. – Co ty na to, Lilu?

– Róbcie, co chcecie – uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni, żeby nie widzieli łez.

Sylwester był wspaniały – prezenty, świece, śmiechy. Tylko Czarnuś spał zmęA rano obudziliśmy się wszyscy w jednym łóżku, a Czarnuś mruczał nam nad głowami, jakby od zawsze był częścią naszej rodziny.

Idź do oryginalnego materiału