Dobre znaki

newsempire24.com 2 dni temu

**Dobry Znak**

Na pięć dni przed Sylwestrem Ewa dostała taką porcję przykrości, rozczarowania i upokorzenia, iż ledwo się pozbierała. I to tylko dlatego, by nie psuć dzieciom oczekiwania na święta.

Marek od jakiegoś czasu wyrażał swoje niezadowolenie wszystkim dookoła. Nie podobało mu się nic, co zrobiła żona, ani co powiedziały dzieci. Wyładowywał się na nich, choćby Antek, który miał dziewięć lat, zapytał matki:

— Mamo, czemu tata jest taki zły?

Córka, Oliwka — pierwszoklasistka — może tego nie zauważała, ale starszy brat wyraźnie wskazał problem.

— Synku, nie przejmuj się, tata ma kłopoty w pracy, wraca zmęczony i rozdrażniony. Pogadam z nim — przytuliła syna i pocałowała go w czubek głowy.

Ewa widziała, iż mąż nie panuje nad sobą. Ostatnio działo się z nim coś niedobrego: był roztargniony, z byle powodu wpadał w złość, choćby na dzieci, gdy hałasowały, choć jeszcze niedawno sam urządzał z nimi bitwy, aż całe osiedle słyszało.

Tego dnia Antek z siostrą rozbawili się i zaczęli biegać po mieszkaniu.

— Przestańcie szaleć, bo dostaniecie karę! — warknął Marek, a dzieci zastygły w bezruchu, zaskoczone jego tonem.

Oboje gwałtownie zniknęli w swoim pokoju, zatrzaskując drzwi.

— Marku, co się dzieje? Można zwracać uwagę łagodniej — zapytała żona, widząc przerażenie w oczach dzieci.

— Nic — odparł szorstko.

— Po co kłamać? To nie pierwszy raz. Nie widzisz, iż wyładowujesz na nas złość? Co my ci zawiniłyśmy?

Ewa nie spodziewała się reakcji męża i pożałowała, iż w ogóle zaczęła rozmowę. Ale pomyślała:

— Jaka to różnica, teraz czy później…

Marek zerwał się z kanapy, milczał chwilę, jakby wahając się, w końcu powiedział:

— Nie chciałem tego mówić przed Sylwestrem, ale skoro nalegasz…

— Dlaczego? — zdziwiła się Ewa, wciąż nie rozumiejąc.

— Żeby nie psuć świąt.

— A czym je możesz zepsuć?

— Ewa, no jak możesz… Czego ode mnie chcesz? Spotkałem inną kobietę i się zakochałem — wyrzucił z siebie Marek.

— Cooo? Kiedy? — żona nie wierzyła własnym uszom. — To jakiś żart?

— Nie, Ewa. Mówię poważnie. Odchodzę. Dzieci będę widywał w weekendy. Alimenty zapłacę.

Ewa zamilkła, chciała coś powiedzieć, ale mąż ją uprzedził.

— Sam im powiem, tylko nie teraz.

— Tylko nie teraz — szepnęła. Wiedziała, iż to będzie dla nich cios.

Skinęła głową i usiadła na kanapie, zgarbiona, próbując ogarnąć myśli. Marek poszedł do sypialni, wyciągnął dużą torbę i zaczął pakować rzeczy. Drzwi zatrzasnęły się za nim.

— Nigdy nie rozumiałam, co czują porzucone kobiety — myślała. — Teraz wiem. To boli, jakby świat się walił. A muszę się zebrać, wytłumaczyć coś dzieciom.

Pewnie siedziałaby tak dłużej, rozmyślając nad swoim losem, gdyby nie Oliwka, która wpadła do pokoju:

— Mamo, a tata gdzieś poszedł? Gdzie on jest?

— Tata? Wyjechał służbowo.

— A kiedy wróci?

— Jeszcze nie wiem, córeczko.

— To Sylwestra bez niego będziemy świętować? — dołączył Antek.

— Tak, we trójkę. Ale będzie choinka i prezenty, jak zawsze — odpowiedziała, starając się mówić spokojnie.

Noc była bezsenna. Słowa męża wciąż dzwoniły w głowie. Nie chciała w to wierzyć…

Trzydziestego pierwszego zmusiła się do przygotowań. Najbardziej bała się, iż dzieci coś zauważą. Postanowiła przygotować mnóstwo smakołyków — gotowanie zawsze ją uspokajało.

— Chociaż się rozproszę — myślała. — Sylwester musi być radosny. Dzieci nie można zawieść.

Zaczęła gotować, ale przypomniała sobie, iż brakuje kilku rzeczy.

— Mamo, gdzie idziesz? — spytała Oliwka.

— Do sklepu…

— Ja z tobą! — rzuciła się po kurtkę.

— Mamo, kup chipsy — poprosił Antek. — Ja zostanę.

Po południu dzieci wyszły na podwórko. Choinka błyszczała, stół był nakryty, a w środku stała misa z owocami. Ewa była w kuchni, gdy usłyszała głos Antka:

— Mamo, chodź szybko!

— Co się stało? — wyszła i zobaczyła w ramionach syna małego czarnego kotka z białym znaczeniem na czole.

Dzieci promieniały.

— Nie, tylko nie to — stanowczo powiedziała.

— No mamooo — Oliwka błagała.

— Nie, koniec dyskusji. Gdzie go znaleźliście? Jest brudny.

— Ale tata by się zgodził! — upierał się Antek.

— Tata nie ma nic do tego. Wynieście go na klatkę, damy mleko.

— Tam zimno! — płakali, ale Ewa była nieugięta.

Wkrótce dzieci zamknęły się w pokoju. Ewa czuła się winna, ale nie chciała kota. Mąż odszedł, a teraz jeszcze to…

Nagle zadzwonił dzwonek. Otworzyła — na wycieraczce siedział kotek i wpadł do środka.

— Gdzie?! — krzyknęła, widząc sąsiadkę, Helenę.

— Ewuniu, ten mały gość uparł się na was — zaśmiała się. — To dobry znak, kot wybrał wasz dom.

Dzieci z euforią gonily kota, który schował się pod kanapą.

— Wierz mi, kot w Sylwestra to szczęście — powiedziała sąsiadka.

Po chwili kotek wyszedł, ale Ewa znów go wyrzuciła.

— Mamo, jesteś zła — powiedział Antek. — Tata by pozwolił.

Dzieci znów zamknęły się w pokoju. Ewa postanowiła dać im czas.

Pracując w kuchni, zauważyła dziwną ciszę. Podeszła do drzwi pokoju i zajrzała.

— Oliwka, przynieś ścierkę! — szeptał Antek.

— Sam przynieś!

Na podłodze była kałuża, a obok stał kotek. Ewa wpadła do łazienki, wyczyściła podłogę i znów wyrzuciła kota. Dziecią znów protestowały.

Ewa padła na kanapę. Była wyczerpana.

— Po co tyle gotuję? — myślała. — Wystarczyłby barszcz i pierogi.

Zapadał zmrok, a ona wciąż siedziała. Dzieci zamknięte w pokoju pewno płakały. Nienawidziła tego Sylwestra.

Wtem zadNagle znów zadzwonił dzwonek, a gdy Ewa otworzyła drzwi, ujrzała Marka stojącego na progu z błyszczącymi oczami i małym czarnym kotkiem tulącym się w jego ramionach, po czym uśmiechnęła się szeroko, rozumiejąc, iż czasem właśnie takie małe cuda przywracają wiarę w szczęście.

Idź do oryginalnego materiału