Dlaczego żądasz, abym dzieliła się spadkiem?
Wieczór w naszym przytulnym domu w Krakowie był cichy i spokojny. Ja, Anna, właśnie zmyłam naczynia po kolacji, mój mąż Krzysztof grał z naszym synem Jakubem w szachy, a młodsza córka Zosia układała lalki. Nagle rozległo się pukanie do drzwi, a ten dźwięk stał się początkiem prawdziwego rodzinnego dramatu. Moja matka, Halina Stanisławska, wtargnęła w nasze życie z oskarżeniami, które postawiły wszystko na głowie. Jej słowa o sumieniu i spadku wciąż dzwonią mi w uszach, a ból niesprawiedliwości rozdziera serce.
Spojrzeliśmy z Krzysztofem porozumiewawczo – gości o tej porze się nie spodziewaliśmy.
– Może sąsiedzi? – zapytał Krzysztof i poszedł otworzyć.
Ale w drzwiach stała moja matka, Halina Stanisławska, z surowym wyrazem twarzy.
– Mamo? – zdziwiłam się. – Co się stało?
– Stało się, i to jak! – odcięła, kierując się zdecydowanie do kuchni. – Myślałam, iż sama się domyślisz, ale widzę, iż nie!
– O co chodzi? – zapytałam zdezorientowana, czując narastający niepokój.
– Jak ci sumienie pozwala? – wyrzuciła nagle. – Nie zamierzasz się podzielić?
– Podzielić? Czym? Mamo, wytłumacz! – patrzyłam na nią w całkowitym osłupieniu.
Krzysztof, widząc, iż rozmowa będzie trudna, wrócił cicho do Jakuba, zostawiając nas same.
– Herbaty naleję? – zaproponowałam, próbując rozładować napięcie.
– Wody nalej – burknęła matka, a jej ostry ton jasno wskazywał, iż łatwej rozmowy nie będzie.
– Jak ci sumienie pozwala? – powtórzyła, mrużąc oczy. – Kiedy się podzielisz?
– Mamo, naprawdę nie rozumiem. Mów wprost! – zaczęłam tracić cierpliwość.
– Spadek po cioci Zofii dostałaś, a z rodziną dzielić się nie śpieszysz! Chcesz wszystko zagarnąć? – w końcu wybuchnęła.
Zamarłam. Dziewięć miesięcy temu moja ciotka Zofia, siostra matki, zostawiła mi w spadku mieszkanie, dom letniskowy i oszczędności. To była jej decyzja, a ja uważałam ją za słuszną, bo to ja opiekowałam się nią w ostatnich latach.
– Dlaczego mam się z kimś dzielić, skoro ciotka Zofia zostawiła to wszystko mnie? – zaprotestowałam.
– No proszę! – oburzyła się matka. – Mieszkanie, domek, pieniądze – wszystko dla ciebie! A ja, nawiasem mówiąc, jestem jej siostrą, prawowitą spadkobierczynią! Tak, nie dogadywałyśmy się, ale to nie znaczy, iż wszystko ma trafić tylko do ciebie. A twoja siostra Kinga? Dlaczego ona nic nie dostaje?
– Mamo, według prawa mogłabyś się ubiegać, gdybyś była na emeryturze i na utrzymaniu cioci. Ale ty jeszcze pracujesz! A Kinga nie ma z tym nic wspólnego – odpowiedziałam spokojnie.
– Więc wszystko zagarniesz? – Jej głos drżał ze złości.
– A dlaczego nie? Kiedy Kinga trzy lata temu wygrała w loterii dwieście tysięcy złotych, to przecież z nikim się nie podzieliła – przypomniałam.
– Nie porównuj! Dwieście tysięcy a twój spadek – to niebo i ziemia! – odparła, wstała i, nie żegnając się, trzasnęła drzwiami.
Zostałam sama w kuchni, wstrząśnięta. Ja i Kinga, moja młodsza siostra, zawsze byłyśmy różne. Ja jestem pięć lat starsza, skończyłam medycynę, pracuję jako pediatra w prywatnej przychodni. Kinga wyszła za mąż zaraz po szkole, urodziła dwóch synów, Marcina i Bartosza, i nigdy nie pracowała. My z Krzysztofem po ślubie zamieszkaliśmy w domu, który wybudował z pomocą rodziców. Kiedy urodził się Jakub, a potem Zosia, moja teściowa, Barbara Nowak, zajęła się wnukami, żebym mogła skończyć studia i wrócić do pracy. Bez niej byśmy sobie nie poradzili.
Matka zawsze uważała, iż mnie wszystko przychodzi łatwo, a Kindze się nie wiedzie. Kinga z mężem i dziećmi żyje w rodzinnym domu rodziców, a cała ich pomoc trafia do niej. Spadek po cioci Zofii stał się dla matki prawdziwą drzazgą. Wierzyła szczerze, iż powinnam podzielić się z Kingą i nie ustawała w próbach przekonania mnie.
– Anno, powinnaś zrozumieć, iż oddanie Kindze połowy to uczciwe i szlachetne – powtarzała raz po raz.
– Dobrze, mamo, a co z waszym domem, w którym żyjecie z tatą i Kingą? Kto go dostanie? – zapytałam.
– To część Kingi, choćby na to nie licz – odcięła.
– Dlaczego nie po równo? – oburzyłam się.
– Bo ty już masz dom! – odpowiedziała.
– To nie mój dom, tylko Krzysztofa! A co dostanę ja? – próbowałam dotrzeć do niej.
– Czego ci brakuje? Dom jest, dzieci rosną, teściowa pomaga. Czego jeszcze chcesz? – jej słowa ciąły jak nóż.
– Ale to wszystko nie wasza zasługa! Dom jest od Krzysztofa, z dziećmi pomaga Barbara Nowak. A wy? Siedziałaś choć raz z Jakubem czy Zosią? Wszystko robiła teściowa, choćby zrezygnowała z pracy dla nas! – nie mogłam powstrzymać emocji.
– My z ojcem cię wychowaliśmy – rzuciła matka.
– I Kingę też, i wciąż jej pomagacie. A teraz chcecie odebrać mi to, co dostałam słusznie. Ile razy Kinga odwiedzała chorą ciocię Zofię? Kto woził ją do lekarza? Ja, nie Kinga! – mój głos się załamał.
– I co zamierzasz zrobić? – spytała matka.
– Domek remontują Krzysztof z tatą, latem Barbara Nowak pojedzie tam z dziećmi, a my będziemy przyjeżdżać na weekendy. jeżeli chodzi o mieszkanie, jeszcze nie podjęliśmy decyzji – odpowiedziałam.
– To niech Kinga tam zamieszka z rodziną! Będą płacić za rachunki – zaproponowała.
– Nie, mamo. jeżeli już wynajmować, to nie Kindze. Mogliby wziąć kredyt, gdyby chcieli żyć osobno – odparłam.
– A z czego mieliby spłacać? – zdziwiła się.
– Kinga mogłaby pracować, jej synowie są już duzi – odpowiedziałam.
– Gdzie ona będzie pracować? Nie ma zawodu – zaprotestowała.
– Więc do emerytury ma siedzieć w domu? – spytałam.
– Nie każdemu tak się udało jak tobie – z edukacją i pracą – powiedziała sarkastycznie.
– Udało? Har– Udało? Harowałam, żeby zdobyć dyplom, a Kinga? Proponowałam jej naukę w technikum, ale wolała wyjść za mąż – ty ją wspierałaś, a teraz narzekasz? przez cały czas może się uczyć, choćby na kursach – powiedziałam.