Istnieją takie elementy życia, które dla prawdziwego mężczyzny są wręcz nieodzowne. Jednym z nich jest samochód, stanowiący wręcz archetyp męskości. Wielu mężczyzn na oślep podąża za następującym tokiem rozumowania: jeżeli chcesz być prawdziwym mężczyzną, musisz jeździć wszędzie samochodem, a jeżeli dbasz o wizerunek, to najlepiej, żeby ten był możliwie reprezentacyjny. Przez wiele lat również tak postępowałem co w naszej kulturze jest niemal „domyślne”. Było tak do momentu, kiedy zacząłem szukać w życiu rozwiązań praktycznych. I właśnie dlatego ZAWSZE kiedy mogę, samochód zostawiam w garażu i wsiadam na rower.
Przesiadka na rower
Około 2 miesiące temu otrzymałem propozycje sesji zdjęciowej na rowerze dla portalu MultiBike.pl. Pomyślałem sobie „Dlaczego nie?” i choć raczej rzadko podejmuję blogowe współprace z markami, poinformowałem przedstawicieli marki, iż chętnie to zrobię z tym iż nie chcę wynagrodzenia. Chcę … rower z sesji Postawiłem tylko jeden warunek: chciałbym rower miejski, a nie górski czy sportowy i zależy mi, żeby był w moim ulubionym kolorze: british racing green. Ku mojej euforii rower taki znaleźliśmy w sklepie GreenBike.pl Co ciekawe, jest to maszyna, której wartość rynkowa to około tysiąc złotych, czyli równowartość dwumiesięcznych wydatków na benzynę przy moim trybie użytkowania samochodu (kilka km pomiędzy domem i pracą oraz 3x w tyg. treningi nad jeziorem 20km od Poznania). Oczywiście postanowiłem, iż przesiadka na rower nie może być dla mnie ograniczająca w zakresie elegancji i stylu. Zresztą rowerowa elegancja ma naprawdę długie tradycje. Nie wiem, czy słyszeliście kiedyś o tweed runs, które realizowane są w wielu miastach na całym świecie, a jeden z nich co roku także w moim rodzinnym Poznaniu (i ma choćby swój fanpage tutaj). Oto jak prezentowali się uczestnicy ostatniej edycji…
Postanowiłem zatem, iż będę jeździł do pracy rowerem, nie rezygnując z klasycznej elegancji i pozostając wierny swoim ideałom ubraniowym. Jednocześnie zależy mi, żeby nie nawiązywać do stylu retro. Kompletnie nie czuje się retro (chociaż mam kilka garniturów z Harris Tweedu ). Uwaga jadę!
Zaczęło się od tramwaju
Przez lata jeździłem do pracy samochodem. Codziennie ja jeden i moja czterooosobowa maszyna o długości 4,8m jechaliśmy razem do biura. Bezrefleksyjnie, bez zwracania uwagi na koszty i środowisko… i bez sensu. Mniej więcej rok temu dotarło do mnie jednak, iż moje miejsca zamieszkania i miejsce pracy są doskonale skomunikowane. Przejazd tramwajem do pracy zajmuje mi tyle, co wyjechanie z jednego garażu i wjechanie do drugiego z pominięciem czasu przejazdu. Podróż „door to door” z domu do pracy tramwajem zajmuje mi 10 minut. Samochodem przynajmniej 25, ale często choćby 45 minut i zależy to od natężenia ruchu. gwałtownie tramwaj stał się dla mnie preferowanym środkiem transportu. Zauważyłem jednak, iż w swojej grupie zawodowej, którą uogólniając, określę jako „krawatowiec” … jestem całkowicie osamotniony. Jadę zatem do pracy tramwajem ze studentami, emerytami, ich wnukami, ALE spotkanie się z mężczyzną w wieku 30-50 lat ubranym w garnitur to rzadkość. Sam często czuję, iż budzę niewielką sensację, kiedy mój garnitur choć trochę się wychyla (żeby się wychylić w Polsce wystarczy założyć garnitur w kratę lub prążek). W komunikacji miejskiej wielkich metropolii jest zupełnie inaczej – tam jadą nią wszyscy. Z uwagi na praktyczność zacząłem zatem tramwajem podróżować regularnie. Kiedy tylko mogę. Samochodu używam w tej chwili tylko w dni treningowe (dojazd nad jezioro za miasto) lub do spotkań poza Poznaniem. Na spotkanie w mieście dojeżdżam komunikacją miejską lub Uberem.
Dlaczego rower?
Przejechałem ostatnio rowerem jeden z mostów nad Wartą w Poznaniu. Most był zakorkowany i stałą na nim niemal nieruchoma nitka samochodów. Naliczyłem ich 41. Wśród wszystkich tych aut było tylko 8 pojazdów, w których siedziała więcej niż jedna osoba (z czego jednym z nich była karetka, a drugim dwaj ochroniarze na patrolu). Kiedy auta przesunęły się może o 30 metrów, ja przejechałem cały most. W centrum miasta jestem:
- szybszy
- dużo bardziej mobilny
- nie martwię się o miejsca parkingowe.
i ponadto:
- więcej się ruszam
- mniej zanieczyszczam środowisko
- oszczędzam na benzynie i mniej zużywam samochód
a oprócz tego wyłamuję się stereotypom, bo krawaciarz też może jeździć rowerem
W co się ubieram?
Generalnie wychodzę z założenia, iż rower nie musi mnie ograniczać ubraniowo. Oczywiście co kraj, to obyczaj i nie uważam, iż każdy musi myśleć tak samo. Są osoby, które prawie zemdleją na myśl o tym, iż nie boję się, iż się spocę… (BTW jadąc przez 10 min rowerem spokojnym tempem, nie pocę się w ogóle). Są też osoby, które w komentarzach zaklną, iż nie jadę w kasku (przypominam, iż w kasku jechałem na Golden Gate Bridge rowerem tutaj!). I wreszcie są osoby, które napiszą, iż leginsy i adidasy i w ogóle wygoda, luz i swoboda. I wszystko to mi nie przeszkadza z tym, iż ja mam swoją koncepcję… Mam rower miejski więc:
- Mam wysoką kierownicę, dzięki której siedzę prawie pionowo
- Mam wąskie opony o stosunkowo niskich oporach toczenia.
- Mam zawrtoną liczbę 3 przełożeń, które zupełnie mi wystarczają (może minimalnie brakuje jednego, najlżejszego)
Dzięki temu mogę spokojnie jeździć w dżinsach, chinosach, koszuli, kamizelce, a kiedy będzie zimniej także marynarce lub garniturze sportowym. W tym wypadku, z uwagi na temperaturę oraz umiarkowane doświadczenie jako rowerzysta miejski (spokojnie, jako dziecko wykręciłem odpowiedni przebieg, żeby dzisiaj jeździć jak trzeba) wybrałem zestaw stonowany: dżinsy, koszula, krawat i kamizelka. Wszystko to prezentuje się według mnie stonowanie, ale także elegancko i dobrze pasuje do roweru. Jestem ciekaw, co myślicie?
Zegarek
Przy okazji tego wpisu założyłem też mój najbardziej casualowy zegarek, jakim jest Zeno, który posiadam już od wielu lat. Spora koperta, czytelny cyferblat, subtarcza z sekundnikiem, błyszcząca luneta i spora koronka. Mój Zeno ma 22mm w uszach i siedzi na brązowym, manualnie robionym pasku ze skóry roślinnie garbowanej, która według mnie charakterem swojego wykończenia doskonale pasuje do zielonego roweru miejskiego.
Ciekawostka – teczka na miarę…
Pomyślałem sobie, iż skoro mam nowy rower, to dobrze byłoby wymyślić jakiś sposób na transportowanie komputera i innych rzeczy do pracy. I tak w mojej głowie zrodziła się koncepcja rowerowej teczki do zawieszenia na ramę. Teczkę uszyto dla mnie w moim zakładzie kaletniczym – Manufaktura Miler i jest to projekt niekomercyjny – jednorazowy. Ma ona przepiękny mosiężny zamek z Włoch i Harris Tweed w jodełkę zamiast podszewki. W ramach dopasowania teczki do ramy roweru zwiększono nawis klapy, który obejmuje ramę bez problemu i zaprojektowano rączkę, którą można spłaszczyć.
Podsumowując, przesiadka na rower była dla mnie dużą zmianą, którą odbieram niezwykle pozytywnie! Jedyna wada jest taka, iż gwałtownie wzrósł mój apetyt na rowerowe gadżety, a w szczególności skórzane siodło w kolorze koniakowym. Do następnego!