Dlaczego oddałaś nasz dom, mamo?

newsempire24.com 1 dzień temu

Mamo, o czym myślałaś, oddając nasz dom?

Moje serce pękało z żalu i bezsilności, gdy rozmawiałam z mamą przez telefon. Siedziałam w kuchni, wpatrując się w zaśnieżone podwórko, i walczyłam ze łzami. „Mamo, jak mogłaś? O czym ty w ogóle myślałaś, oddając połowę domu cioci Kasi? A teraz ona jeszcze chce się wprowadzić do naszej części! Jestem tak zła, iż brakuje mi słów”, — wyrzuciłam z siebie. Mama milczała po drugiej stronie, a ja czułam, jak we mnie wre od poczucia niesprawiedliwości. Kiedyś jej dobroć, z której tak się chlubiła, wydawała mi się czymś oczywistym. Ale teraz widzę, do czego doprowadziły jej decyzje, i nie potrafię sobie z tym poradzić.

Wszystko zaczęło się dawno temu, gdy moja mama, Barbara Nowak, postanowiła pomóc młodszej siostrze, Katarzynie. Ciocia Kasia wpadła wtedy w tarapaty: rozwiodła się, straciła pracę i dach nad głową. Mama, zawsze gotowa nieść pomoc, bez wahania zaproponowała jej mieszkanie w naszym domu. Był to stary, dwupiętrowy dom, który odziedziczyliśmy po babci. Rodzice zajmowali parter, a piętro stało puste. Wtedy wydawało się, iż to tymczasowe rozwiązanie — Kasia zostanie, dopóki nie stanie na nogi. ale zamiast szukać własnego mieszkania, ciocia została na lata. A potem mama zrobiła coś, czego do dziś nie pojmuję: przepisała połowę domu na Katarzynę, twierdząc, iż to sprawiedliwe. „Przecież to moja siostra, jak mogłabym ją zostawić?” — mówiła, gdy próbowałam protestować.

Byłam wtedy młoda, dopiero zaczynałam dorosłe życie, i nie mieszałam się w te sprawy. Ale pamiętam, jak tata, Tomasz Kowalski, sprzeciwiał się tej decyzji. Mruczał, iż dom to rodzinna spuścizna i oddawanie części komuś obcemu, choćby jeżeli to krewny, to błąd. Mama jednak uparła się, zasłaniając się dobrodusznością i poczuciem obowiązku. Tata w końcu ustąpił, ale widziałam, jak go to zabolało. A teraz, po latach, sama znalazłam się w sytuacji, gdzie mamyna „dobroć” obróciła się przeciwko mnie.

Teraz mieszkam w tym samym domu z mężem, Piotrem, i naszą dwójką dzieci. Po śmierci taty mama wyprowadziła się do miasta, a dom został mój. ale druga połowa, należąca do cioci Kasi, stała się prawdziwą zmorą. Katarzyna nigdy nie znalazła własnego lokum. Mieszka na piętrze, ciągle narzeka na życie i prosi o pieniądze albo pomoc. Starałam się być cierpliwa, w końcu to rodziną. Ale ostatnio przekroczyła wszelkie granice: oświadczyła, iż chce zamieszkać na parterze, w naszej części, bo jej pokój jest „za zimny” zimą. Gdy odmówiłam, zaczęła mi wypominać niewdzięczność, twierdząc, jak wiele dla nas zrobiła. Byłam w szoku — jakie niby zasługi? Wszystko, co widzę, to jej niechęć do wzięcia odpowiedzialności za własne życie.

Zadzwoniłam do mamy, by się wyżalić, ale zamiast wsparcia usłyszałam tylko westchnienia i wymówki. „No cóż, córeczko, Kasia to nie obca, trzeba jej pomóc”, — odparła. Nie wytrzymałam i skrzyczałam ją: „Mamo, to ty ją rozpuściłaś, iż wszystko jej się należy! Po co dałaś jej połowę domu? Teraz myśli, iż ma prawo do wszystkiego!” Mama zaczęła mówić, iż nie spodziewała się takiego obrotu spraw, iż chciała dobrze, ale ja czułam, iż po prostu ucieka od odpowiedzialności. Jej dobroć, z której niegdyś była taka dumna, teraz ciąży na moich barkach.

Nie wiem, co robić dalej. Z jednej strony nie chcę kłócić się z ciocią Kasią — w końcu to rodzina i trochę mi jej szkoda. Z drugiej strony mam dość jej ciągłych roszczeń i uczucia, iż nasz dom już nie jest do końca nasz. Piotr też się wścieka i rozumiem go: haruje, by utrzymać rodzinę, a tu jeszcze ciocia, która zachowuje się, jakbyśmy byli jej coś winni. Rozmawialiśmy choćby o sprzedaży domu i przeprowadzce, ale to takie trudne — tu spędziłam dzieciństwo, tu są wspomnienia o tacie, o babci. No i mama, wiem, będzie przeciw, choć sama tu już nie mieszka.

Czasem myślę: a co by było, gdyby mama nie oddała połowy domu? Może ciocia Kasia wzięłaby się w garść i ułożyła sobie życie? A może ja jestem zbyt surowa i powinnam być wyrozumialsza? Ale gdy przypominam sobie, jak bezczelnie prosi się do naszej części, znów zalewa mnie fala złości. Nie chcę, by moje dzieci dorastały w atmosferze nieustannych sporów. Chcę, by nasz dom był miejscem, gdzie wszyscy czujemy się bezpiecznie i szczęśliwie.

Wczoraj znów rozmawiałam z mamą, próbując wytłumaczyć, jak mi ciężko. Obiecała porozmawiać z Katarzyną, ale nie wierzę, iż coś to zmieni. Mamyna dobroć niegdyś wydawała się jej największą zaletą, ale teraz widzę, jak może stać się przekleństwem. Kocham swoją rodzinę, ale muszę znaleźć sposób, by chronić swój dom i spokój ducha. Może będę musiała postawić cioci jasne granice, choć to niełatwe. Albo znajdę w sobie siłę, by wybaczyć mamie i zaakceptować sytuację. Jedno wiem na pewno: nie chcę już być zakładniczką cudzych decyzji.

Idź do oryginalnego materiału