Dlaczego nienawidzisz mnie, mimo iż dbam o ciebie na każdym kroku?

polregion.pl 4 dni temu

Gotuję ci, pierzę, sprzątam, ubieram. Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz?

Moje życie w małej wsi pod Kielcami stało się niekończącym się koszmarem. Ja, Marianna, od lat mieszkam pod jednym dachem z teściową, Wandą Kazimierą, która zrobiła wszystko, by moje dni zamienić w piekło. Dzisiaj moja cierpliwość pękła: zadałam jej pytanie, które dręczyło mnie latami: *„Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz?”* Nie odpowiedziała. Tylko zimne milczenie i jej wzrok pełen pogardy. Dusza rozpada się z bólu, a serce krzyczy z bezsilności.

Tego dnia, jak zwykle, sprzątałam dom. Odsysałam kurz, myłam podłogi, starając się, by wszystko lśniło. Wtedy Wanda Kazimiera, siedząc w swoim ulubionym fotelu, z wyraźną satysfakcją rozsypała okruchy od herbatników prosto na świeżo umytą posadzkę. Zamarłam, nie wierząc własnym oczom. Zrobiła to celowo, choćby nie próbując ukryć złośliwości.

— Mamo, po co to robisz? Widziałam, iż specjalnie! — wykrztusiłam, ledwo powstrzymując łzy.

Spojrzała na mnie z góry i rzuciła:

— Nic się nie stało, jeszcze raz umyjesz! Nie umrzesz!

Z zadowolonym uśmieszkiem wróciła do starej gazety, którą czytała już dziesiątki razy. Połknęłam urazę, złapałam ścierkę i zaczęłam zbierać za nią. Ale w środku wszystko we mnie kipiało. Wyszłam do drugiego pokoju, by nie wybuchnąć, a potem do ogrodułu— praca na powietrzu trochę mnie uspokajała. Ale jej słowa i gesty paliły jak trucizna.

— Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz? — nie wytrzymałam później, stojąc przed nią. — Za co to wszystko? Gotuję ci, pierzę, sprzątam, ubieram! Moja córka, Kinga, zawsze ci pomaga! Dlaczego mnie tak nienawidzisz?

Nawet się nie odwróciła. Żadnego słowa, spojrzenia— tylko lodowaty chłód. Wybuchnęłam płaczem, nie mogąc już dłużej tego znosić. Skończyłam sprzątanie, zabrałam się za pranie, ale łzy wciąż spływały po twarzy. Moje życie stało się wiecznym cyklem upokorzeń, a ja nie wiedziałam, jak się z niego wyrwać.

Mój mąż, ojciec Kingi, zmarł wiele lat temu. Córka miała wtedy ledwie osiem lat. Zaraz po pogrzebie Wanda Kazimiera oznajmiła:

— Zostaniesz u mnie! I nie waż się myśleć o wyprowadzce. Nie chcę, żeby we wsi plotkowali, iż cię wyrzuciłam.

Zgodziłam się, bo nie miałam dokąd iść. U moich rodziców mieszkała siostra z dwójką dzieci, a dla nas i Kingi nie było tam miejsca. Naiwnie wierzyłam, iż z czasem znajdziemy z teściową wspólny język. Ale cudu nie było. Na pokaz zachowywała się przyzwoicie, ale w domu, sam na sam, pastwiła się nade mną. Wciąż powtarzała, iż mam jej słuchać.

— Do niczego się nie nadajesz! Kto by cię chciał? Żaden facet na ciebie nie spojrzy, a jeszcze z dzieckiem! Będziesz mieszkać u mnie z Kingą, a jak umrę, dostaniesz ten dom. Ale jeżeli nie zrobisz wszystkiego, co każę, oddam go bratankom, a ty zostaniesz z niczym!

Bałam się jej gróźb i znosiłam. Robiłam wszystko, by Kinga nie zaznała biedy. A Wanda Kazimiera, która ma już ponad dziewięćdziesiąt lat, żyje i ma się świetnie. Zdrowie żelazne, całą emeryturę wydaje na siebie, żądając, bym kupowała jej drogie wędliny i smakołyki. Dawno zrozumiałam, iż popełniłam błąd, zgadzając się tu mieszkać. Te lata upokorzeń złamały mnie.

Moja Kinga kończy studia i niedługo wyjdzie za mąż za wspaniałego chłopaka. Będą mieszkać u niego, i szczerze wierzę, iż jej życie będzie lepsze. Ale tak boli to, co stało się ze mną, z moim zmarnowanym życiem. Oddałam wszystko dla córki i teściowej, a w zamian dostałam tylko wzgardę i samotność. Skąd wziąć siłę, by wyrwać się z tego piekła?

Idź do oryginalnego materiału