Dlaczego nie możesz się z nią pożegnać? To przecież twoja matka – Irina była zszokowana.

polregion.pl 5 dni temu

— Jak to nie możecie? To przecież wasza matka. Płakaliście przy jej łóżku, a teraz nie chcecie jej pochować? — Irena złapała się za pierś, dusząc się z oburzenia.

— Irena Wiktorowna, pacjentka z czwartej sali powiedziała, iż Mironowa nie żyje.

Irena odłożyła długopis, wstała od biurka, przejrzała się w lustrze drzwi szafy, poprawiła wymykający się kosmyk włosów pod czepek i wyszła z pokoju lekarskiego.

Drzwi do czwartej sali stały uchylone. Irena weszła bezszelestnie. Przy łóżku Anny Iwanowny Mironowej stał zgarbiony młody mężczyzna. Coś szeptał, a jego oddech był ciężki, nierówny. Irena podeszła bliżej i od razu zrozumiała — Anna Iwanowna naprawdę nie żyła. Leżała z zamkniętymi oczami, usta lekko rozchylone.

Rzuciła wzrokiem na sąsiednie łóżka. Jedno było puste, na drugim leżała starsza kobieta, która natychmiast, złapiąwszy jej spojrzenie, skinęła na nią ręką, jakby tylko na to czekała. Irena podeszła.

— Stoi tak już z dziesięć minut. Wzdycha i przeprasza. Zabronił wzywać pielęgniarek, mówił, iż chce się pożegnać — szepnęła kobieta, wytrzeszczając oczy dla większej dramaturgii.

Irena wróciła do łóżka zmarłej.

— Trzeba ją zabrać z sali, inni pacjenci się denerwują… — urwała, gdy mężczyzna gwałtownie odwrócił się w jej stronę. Jego twarz była czerwona od płaczu. — Wasza matka nie żyje. Tego nie da się zmienić — powiedziała cicho.

„Dorosły mężczyzna, a tak się rozkleja po matce. Pewnie mieli dobrą relację” — pomyślała ze współczuciem.

— Na co ją leczono? — zapytał nagle ochryple.

— Dziwne pytanie. Zwykle ludzie pytają, od czego ktoś umarł. Chodźmy do gabinetu, wytłumaczę wszystko — odwróciła się, ale syn Mironowej złapał ją za rękę. — Co sobie pozwalacie? Puśćcie mnie! Boli! — podniosła głos.

— A wy dlaczego pozwoliliście jej umrzeć? Nigdy nie chorowała. Ona… — zakrztusił się, zasłaniając oczy dłonią.

Irena wyrwała rękę z jego uścisku.

— jeżeli wam się nie skarżyła, nie znaczy, iż była zdrowa. A może was oszczędzała? Albo nie oczekiwała pomocy — rzuciła bezlitośnie. — Dwa tygodnie leżała na oddziale, a wy choćby nie zajrzeliście. A teraz stójcie tu i lejcie łzy.

— Nie wiedziałem. Byłem w delegacji. Sąsiadka dopiero dziś powiedziała — odparł spokojniej.

— Chodźmy do gabinetu — powtórzyła zmęczona Irena, ale mężczyzna nie ruszył się z miejsca.

Wyszła, by wydać dyspozycje. Ale syn Anny Iwanowny nigdy nie przyszedł. Pielęgniarka Lena powiedziała, iż wyszedł. Irena wiedziała, iż reakcje na śmierć bywają różne — pomyślała, iż wróci później. Ale po dwóch dniach zadzwonili z kostnicy: dlaczego nikt nie odebrał ciała i co mają zrobić?

— Jak to nikt? — Irena przypomniała sobie płaczącego mężczyznę. — Sprawdzę — powiedziała i rozłączyła się.

„Nie odebrał? Jak to? Przecież tak płakał. Może coś mu się stało? A może zapIrena westchnęła głęboko, spojrzała w niebo i poczuła, iż wreszcie zrozumiała prawdziwy ciężar przebaczenia — zarówno dla tego mężczyzny, jak i dla siebie samej.

Idź do oryginalnego materiału