Dlaczego nie możecie? Przecież to wasza matka. Płakaliście przy niej, a teraz odwracacie się od pogrzebu? – Oburzenie zalało Irinę.

newskey24.com 5 dni temu

— Jak to nie możecie? To wasza matka! Płakaliście przy jej łóżku, a teraz nie chcecie jej pochować? — Ewa złapała się za gardło z oburzenia.

— Pani doktor, pacjentka z czwartej sali powiedziała, iż pani Nowakowska zmarła — odpowiedziała pielęgniarka.

Ewa odłożyła długopis, wstała od biurka, spojrzała w lustro na drzwiach szafy, poprawiła wymykający się spod czepka kosmyk włosów i wyszła z gabinetu lekarskiego.

Drzwi do sali były uchylone, więc weszła bezszelestnie. Przy łóżku Anny Nowakowskiej stał zgarbiony młody mężczyzna. Coś cicho mówił i ciężko wzdychał. Ewa podeszła bliżej i od razu zrozumiała — Anna nie żyła. Leżała z zamkniętymi oczami, usta lekko uchylone.

Spojrzała na sąsiednie łóżka. Jedno było puste, na drugim leżała starsza kobieta, która natychmiast skinęła na nią ręką, jakby tylko czekała na tę chwilę. Ewa podeszła.

— Już tak stoi z dziesięć minut. Wzdycha i przeprasza. Zakazał wzywać lekarza, powiedział, iż chce się pożegnać — szepnęła kobieta, wytrzeszczając oczy dla większego efektu.

Ewa wróciła do łóżka zmarłej.

— Trzeba ją zabrać z sali, inni pacjenci się denerwują… — urwała, gdy mężczyzna nagle odwrócił się w jej stronę z zapłakaną, zaczerwienioną twarzą.

— Pani matka nie żyje. Nie można tego zmienić — powiedziała cicho.

„Dorosły mężczyzna, a tak się rozkleja po matce. Musieli być bardzo blisko”, pomyślała ze współczuciem.

— Na co ją leczono? — zapytał nagle ochryple.

— Dziwne pytanie. Zwykle ludzie pytają, od czego ktoś umarł. Chodźmy do gabinetu, wszystko wyjaśnię — odwróciła się do wyjścia, ale syn Nowakowskiej złapał ją za rękę.

— Co pan sobie pozwala? Puśćcie mnie! To boli! — podniosła głos.

— A wy dlaczego pozwoliliście jej umrzeć? Nigdy nie chorowała. Ona… — zakrztusił się i zakrył twarz dłonią.

Ewa wyrwała rękę z jego uścisku.

— jeżeli wam nie mówiła, to nie znaczy, iż była zdrowa. Albo was oszczędzała. A może nie liczyła na pomoc — odparła bezlitośnie. — Dwa tygodnie leżała na oddziale, a wy ani razu nie byliście u niej. A teraz płaczecie.

— Nie wiedziałem. Byłem w delegacji. Sąsiadka mi powiedziała dopiero dziś — odpowiedział już spokojniej.

— Chodźmy do gabinetu — powtórzyła zmęczona Ewa, ale mężczyzna nie ruszył się.

Wyszła, by wydać odpowiednie dyspozycje. Ale syn Anny Nowakowskiej nigdy nie przyszedł. Pielęgniarka Magda powiedziała, iż wyszedł. Ewa wiedziała, iż reakcje na śmierć bliskich bywają różne — pomyślała, iż wróci później. Ale po dwóch dniach zadzwonili z kostnicy — dlaczego nikt nie zgłosił się po ciało?

— Jak to nikt? — Ewa przypomniała sobie płaczącego mężczyznę. — Zaraz się tym zajmę — powiedziała i odłożyła słuchawkę.

„Nie odebrał? Jak to możliwe? Przecież tak płakał. Może coś mu się stało? A może zagubił się w smutku?” Ewa znalazła kartę pacjentki Nowakowskiej, gdzie powinien być numer najbliższego rodzica.

Długo nikt nie odbierał. Już chciała się rozłączyć, gdy w słuchawce rozległ się charkot, a potem ochrypły głos:

— Czego?

— Jestem lekarzem prowadzącym pani matkę. Zamierzacie ją pochować?

— Nie… nie mogę… — wybełkotał po drugiej stronie.

— Jak to nie możecie? Upiliście się i zapomnieliście? To wasza matka! Płakaliście przy niej, a teraz nie chcecie jej pochować? — Ewa ledwo łapała oddech z gniewu. — Musicie wiedzieć, iż w kostnicy ciało może leżeć siedem dni za darmo, potem—

— Wy ją zabiliście, a teraz dzwonicie… — w słuchawce coś zatrzeszczało, po czym rozległy się krótkie sygnały.

— Cham! — powiedziała głośną. — Jak trzeba się upić, żeby zapomnąć o pogrzebie własnej matki?!

W swojej pracy widziała już wiele — chamstwo, wulgarność, niezadowolonych pacjentów i ich rodziny. Nie było to dla niej nowe. Postanowiła się opanować. „Nic, wytrzeźwieje, przyjdzie”, pomyślała. „Jutro zadzwonię i przypomnę”.

Ale nazajutrz wpadła w wir obowiązków i zapomniała. Z kostnicy też nie dzwonili — syn pewnie odebrał ciało. Sprawa wydawała się zamknięta, ale myśl o niej wciąż powracała.

Przypomniała sobie, jak sama chowała swoją matkę…

***

Ich relacje nigdy nie były łatwe. Matka samotnie wychowywała Ewę i była bardzo surowa. choćby w liceum zabraniała córce wracać do domu po dziewiątej wieczorem. Koleżanki farbowały włosy na niebiesko czy różowo, a Ewa bała się o tym choćby pomyśleć. O makijażu nie było mowy.

Ciężko było przekonać matkę, by kupiła sukienkę, która się Ewie podobała. Zawsze wybierała praktyczne ubrania — „na każdą okazję”. Łzy i krzyki nie pomagały.

W wakacje Ewa pracowała jako sanitariuszka, by kupić sobie wymarzoną sukienkę i buty. Ale euforia z nowych rzeczy była krótka — matka wyrzucała jej, iż nie dała ani grosza z zarobionych pieniędzy, a wydała wszystko na „szmatki”.

— Myślałam, iż jak dorośniesz, będzie mi lżej. Kiedy w końcu przestanę cię utrzymywać, zdrową dziewuchę? — krzyczała, gdy Ewa oznajmiła, iż dostała się na medycynę.

Życie wydawało się Ewie nie do zniesienia — marzyła tylko, by uciec z domu. Na drugim roku uciekła, nie zważając na krzyki i wyzwiska matki. Zamieszkała ze studentem z roku w wynajętym mieszkaniu.

Nie odmówił, gdy zaszła w ciążę. Jego rodzice przyjęli to spokojnie. Nie planowali wielkiego wesela — mieli tylko się pobrać w urzędzie. Ale Ewa poroniła. Ślub stał się niepotrzebny. Wojtek jednak nie zrezygnował — wzięli ślub.

Gdy na ostatnim roku zaszła w ciążę ponownie, długo milczała. Powiedziała mu dopiero, gdy minął krytyczny okres. Wojtek akurat przeziębił się i nie chodził na zajęcia. Ewa wróciła wcześniej z wykładu, by mu powiedzieć, ale zastała go w łóżku z inną kobietą.

Nie odeszła tylko dlatego, iż nie miała dokąd. Do matki nie chciała wracać,Po latach pełnych żalu i niezrozumienia Ewa w końcu pojęła, iż miłość matki, choćby ta najsurowsza, zawsze kryje w sobie troskę, o której często zdajemy sobie sprawę dopiero, gdy jest za późno.

Idź do oryginalnego materiału