Dlaczego mama i tata nie zamieszkali razem? Wiera nigdy się tego nie dowiedziała.

polregion.pl 2 dni temu

Nigdy nie dowiedziała się, dlaczego mama i tata nie zostali razem.

Miała trzy lata, gdy rodzice się rozstali. Mama z małą Weroniką wróciła z miasta do rodzinnej wsi.

— Wszystko zdążyłaś — nie wytrzymała babcia Zosia, witając córkę i wnuczkę przy furtce. — Wykształciłaś się, wyszłaś za mąż, urodziłaś, rozwiodłaś. U was, młodych, wszystko tak szybko…

Mówią, iż człowieka należy oceniać nie po słowach, ale po czynach.

Babcia Zosia była dobrą babcią. A to, iż burczała i gderala, to bliscy dawno się przyzwyczaili.

Ale jakie robiła naleśniki! Ile znała bajek…

Weronika uwielbiała, gdy babcia ją usypiała. Siadała na brzegu łóżka, poprawiała kołdrę i zaczynała powoli opowiadać kolejną baśń.

Każde dziecko, oprócz bajek, pragnie też czułości. Ale babcia Zosia nie znosiła „słodkości”. Całus na dobranoc, przytulenie, wyznanie miłości — to nie było w jej stylu.

Mama Weroniki przejęła ten sposób bycia od babci.

Czasami Weronika myślała: może nie kochają, skoro nie przytulają?

Ale pewnego razu Weronika się przeziębiła i przez trzy dni nie mogła dojść do siebie, a karetka nie przyjeżdżała. Babcia Zosia nie odstępowała wnuczki ani na krok. Mamy wtedy nie było — wyjechała gdzieś.

Gdyby się zastanowić, Weronika częściej spędzała czas z babcią niż z mamą.

— Kiedy mama wróci? — pytała ciągle babcię Zosię.

— Jak sobie życie ułoży, to wróci — odpowiadała babcia.

Co znaczy „ułożyć sobie życie”, mała Weronika nie do końca rozumiała. Ale nie śmiała dopytywać.

Jednak gdy wyjazdy mamy stały się coraz rzadsze, aż w końcu całkiem ustały, Weronika pomyślała: „W końcu się ułożyło, teraz już zostanie z nami”.

Tylko iż mama chodziła smutna. I jakby nie zauważała Weroniki, ciągle myślała o czymś swoim.

A potem mama zachorowała. Najpierw myśleli, iż to nic poważnego, minie.

Przestała jeść, przy każdej okazji kładła się. Ale nie spała, leżała cicho z zamkniętymi oczami.

— Trzeba jechać do miasta, do dobrego lekarza, zrobić badania — powiedziała sąsiadka, którą babcia Zosia zaprosiła.

— Nigdzie nie jadę — odpowiedziała mama, która do tej pory milczała.

Weronika widziała, jak trudno przyszło jej wypowiedzieć te kilka słów.

Po tygodniu mama poczuła się znacznie gorzej. W końcu zawieźli ją do szpitala. Ale już karetką.

Weronika nie wiedziała wtedy, iż widzi mamę po raz ostatni…

I zostały we dwie z babcią Zosią.

Weronika prawie nie pamięta tamtych dni. Wszystko wydawało się złym snem. Babcia, która płakała i nagle postarzała… Mamine rzeczy, które córka zabierała ze sobą do łóżka. Okrywała się jej ciepłym szlafrokiem, tuliła rękawiczki pachnące jej perfumami…

— Żebym ja już umarła — wzdychała babcia Zosia. — Co za nieszczęście… A na kogo ty zostaniesz…

Po raz pierwszy pogładziła Weronikę po głowie zgrubiałą od pracy ręką. Dziewczynka bała się poruszyć — a nagle babcia zabierze dłoń?

Powoli doszły do siebie…

Weronika chodziła do szkoły, potem pomagała w gospodarstwie, odrabiała lekcje. Dnie ciągnęły się jak podobne do siebie bliźniaki.

Dopiero później zrozumiała, jak była wtedy szczęśliwa. Babcia Zosia się nią opiekowała, starała się zastąpić i matkę, i ojca.

…Piętnaście lat — nie najlepszy wiek, by zostać samą na tym świecie. Ale los zadecydował inaczej.

Pewnego dnia babcia Zosia zasnęła i nie obudziła się więcej. Odeszła cicho we śnie.

Weronika choćby nie potrafiła płakać na pogrzebie. W środku była tylko pustka i beznadzieja.

Zabrano ją do domu dziecka.

Po kilku dniach wezwano ją do dyrektora.

— Weroniko, znaleźliśmy twojego ojca. Dzisiaj po ciebie przyjedzie. Pakuj rzeczy.

— Ale ja go nie znam…

Jechać z obcym mężczyzną? Nazywać go „tatą”? Nie była na to gotowa.

— To się poznacie. Ciesz się, iż pojawił się ojciec. I iż nie zrezygnował z ciebie. Mogło być różnie.

…— No, cześć — powiedział nieznajomy wysoki mężczyzna, który sam czuł się niezręcznie, widząc córkę, którą pamiętał jako malutką.

A czy na pewno pamiętał…

— Chodź — wziął z rąk Weroniki torbę i ruszył w stronę wyjścia.

Dziewczynka stała w miejscu, nie mogąc się ruszyć.

— Nie bój się, ja też się denerwuję — powiedział z nieśmiałym uśmiechem i mrugnął.

„No i facet” — pomyślała Weronika, idąc za ojcem, którego nie znała.

Droga do domu minęła w milczeniu. Nie wiedzieli, o czym mówić.

W drzwiach mieszkania czekała na nich elegancka kobieta — starannie umalowana, nieubrana po domowemu. Modna sukienka, dużo biżuterii.

— To Ola, moja żona — powiedział ojciec. — A to moja córka, Weronika.

— Miło cię poznać — powiedziała Ola, rzucając dziewczynie surowe spojrzenie.

„Kłamie” — pomyślała Weronika.

Weszła do pokoju, rozejrzała się i oniemiała!

Stół był pięknie nakryty! A całe mieszkanie wyglądało jak muzeum — obrazy na ścianach, biały puszysty dywan, telewizor na całą ścianę, ciężkie zasłony…

Weronika mieszkała z ojcem tydzień i ani razu nie nazwała go „tatą”. Nie potrafiła.

Ola zachowywała się, jakby dziewczynki w ogóle nie było. Lubiła długo leżeć w łóżku, potem brała prysznic, malowała się, piła kawę.

Śniadanie robił Marek. Kroił grube plastry kiełbasy. Chleb kupował krajany — mniej zachodu.

Sam nalewał córce herbatę, nie żałując cukru.

Weronika tego nie lubiła, ale wstydziła się powiedzieć. A jak miała się do niego zwracać? „Tato” jakoś nie przechodziło jej przez gardło.

Marek miał duże auto. Zwoził córkę do szkoły. Do domu wracała już sama.

— Weronika, weź pieniądze na obiad — podsuwał jej pomięte banknoty.

Brała je, ale nie wydawała. Zbierała na „ucieczkę”… Marzyła o powrocie do rodzinnej wsi.

„Tacie z Olą nie jestem”Pewnej nocy, gdy tata i Ola poszli spać, Weronika cicho wyszła, zabierając tylko torbę z oszczędnościami i zdjęciem babci Zosi, i ruszyła w drogę do domu, który zawsze był jej prawdziwym miejscem.”

Idź do oryginalnego materiału