Diego Herrera. Zwykły adwokat z duszą wojownika.

newsempire24.com 2 tygodni temu

Nazywam się Jakub Kowalski. Mam dwadzieścia osiem lat i jestem prawnikiem. Tak, mam zespół Downa. Ale to tylko jedna z wielu moich cech tak samo jak kolor oczu czy miłość do kawy z cynamonem. Niestety, nie wszyscy to rozumieją.

W kancelarii Nowak & Wspólnicy pracowałem dwa lata. Moje stanowisko to asystent prawnika. Porządkowałem akta, prowadziłem wstępne badania, przygotowywałem podstawowe dokumenty. Moja praca była nienaganna. Przychodziłem wcześniej niż inni, zostawałem dłużej, bo kochałem to, co robiłem. Koledzy mnie szanowali, pan Nowak nie raz mnie chwalił. Wydawało się, iż w końcu udowodniłem miejsce osób z zespołem Downa nie tylko w stereotypach, ale także przy prawdziwym biurku prawniczym.

Wszystko zmieniło się tego szarego, październikowego wtorku.

Jakubie, usiądź proszę powiedział Nowak, gdy wszedłem do jego gabinetu.
Jego głos brzmiał dziwnie szorstko.
Muszę porozmawiać o czymś ważnym.

Serce podskoczyło mi do gardła. W życiu już wiedziałem: gdy dorosły mówi ważne, nie należy spodziewać się dobrych wieści.

Zrobiłem coś źle?
Nie, nie, wręcz przeciwnie. Pracujesz bardzo dobrze. Ale zawahał się. Otrzymaliśmy kilka skarg od klientów.

Zmarszczyłem brwi.
Skarg? Na moją pracę?
Nie do końca. Chodzi raczej o twoją obecność.

Poczułem, jak powietrze wokół mnie gęstnieje.

Klienci wyrażają obawy. Mówią, iż ktoś jak ty może wywoływać wrażenie braku profesjonalizmu.

Jak ja to znaczy jak? zapytałem, choć doskonale rozumiałem.

Rozumiesz, Jakubie, to nie jest osobiste. To po prostu biznes. Płacą duże pieniądze i chcą widzieć pewien wizerunek.

Milczałem. W końcu powiedziałem cicho:
Więc zwalniacie mnie przez zespół Downa?

Nie mów tak, my po prostu zmieniamy formę współpracy. Mógłbyś pracować zdalnie

Nie podniosłem się. Nie zamierzam się chować. Jestem dobrym prawnikiem, panie Nowak. I jeżeli zwalniacie mnie przez mój stan to dyskryminacja.

Wyszedłem z gabinetu z podniesioną głową. W środku wszystko się rozpadało.

Tego wieczoru, w moim ciasnym mieszkaniu z oknami wychodzącymi na hałaśliwą ulicę, usiadłem przed laptopem. jeżeli myślą, iż pozbędą się mnie bez walki nie wiedzą, z kim mają do czynienia.

Następne tygodnie spędziłem na studiowaniu przepisów, artykułów, precedensów. Mój stół zawalał się od papierów, a mózg od argumentów. Miałem wszystko: korespondencję, pozytywne oceny, zeznania kolegów. Po trzech tygodniach pozew był gotowy.

Gdy wiadomość trafiła do mediów telefon nie przestawał dzwonić.
Prawnik z zespołem Downa pozywa byłego pracodawcę za dyskryminację.

Wielu oferowało pomoc. Ale odmawiałem.
jeżeli nie potrafię obronić się sam mówiłem to co ja za prawnik?

Dzień rozprawy nadszedł chłodnym rankiem. Sala była pełna dziennikarzy. Po drugiej stronie Nowak i jego trzech adwokatów. Byłem sam, ale nie osamotniony: w sercu miałem wiarę w sprawiedliwość.

Sędzia, surowy siwowłosy mężczyzna, spojrzał na mnie znad okularów:
Panie Kowalski, jest pan pewien, iż chce się pan reprezentować sam?
Tak, wysoki sądzie odpowiedziałem stanowczo.

Pierwszy mówił adwokat Nowaka elegancki pan Wiśniewski. Jego przemowa trwała prawie godzinę: uzasadnione decyzje biznesowe, standardy korporacyjne, wolny wybór pracodawcy. Nie wypowiedział słowa zespół Downa, ale każde zdanie nim oddychało.

Gdy przyszła moja kolej, w sali zrobiło się cicho.

Nazywam się Jakub Kowalski. Jestem prawnikiem. I tak, mam zespół Downa. Ale dziś to nie ma znaczenia. Bo jesteśmy tu, by rozmawiać nie o moich genach, ale o mojej pracy.

Pokazałem dokumenty, opinie, raporty.
Oto oceny, które wystawiał mi pan Nowak: Wyjątkowa dbałość o szczegóły. Pewny, oddany pracownik. A teraz mówi, iż moja obecność psuje wizerunek. Powiedzcie mi proszę, jaki wizerunek powinna mieć firma, która zwalnia pracownika tylko dlatego, jak wygląda?

Świadkowie potwierdzili moje słowa. Jeden z kolegów choćby nie mógł powstrzymać łez, gdy opowiadał, jak pomagałem mu w jego sprawach.

Gdy przesłuchiwałem Nowaka, w sali panowała taka cisza, iż słychać było skrobanie długopisów dziennikarzy.
Panie Nowak, czy moja praca była niezadowalająca?
Nie mruknął.
Więc dlaczego mnie pan zwolnił?
Bo niektórzy klienci
Czyli nie przez pracę? Tylko przez to, kim jestem?

Milczał. I to wystarczyło.

W końcowym przemówieniu mówiłem szczerze:
Nie proszę o litość. Proszę o sprawiedliwość. Chcę, by oceniano mnie za to, co robię, a nie za to, jak się urodziłem. Bo dziś to moja sprawa. Ale jutro może być sprawa każdego z nas.

Ława przysięgłych obradowała trzy godziny. Trzy najdłuższe godziny mojego życia.

Gdy wrócili, przewodniczący powstał:
W sprawie Kowalski przeciwko Nowak & Wspólnicy uznajemy pozwanego winnym dyskryminacji.

Nawet nie słyszałem oklasków. Tylko widziałem, jak sędzia Nowakowski uśmiecha się i kiwa w moją stronę.

Pół roku później otworzyłem własną kancelarię Kowalski & Partnerzy. Pierwszą klientką była kobieta na wózku, zwolniona za powolność. Drugim głuchy mężczyzna, którego nie przyjęto na stanowisko księgowego.

Teraz w moim gabinecie, obok dyplomu adwokackiego, wisi tabliczka:
Jakub Kowalski. Adwokat.
Bez dopowiedzeń, bez etykiet.

Bo nie jestem adwokatem z zespołem Downa.
Jestem adwokatem. I to wystarczy.

Idź do oryginalnego materiału