Destrukcyjne Wątpliwości

polregion.pl 2 dni temu

**Dziennik osobisty – Wątpliwości, które niszczą**

Siedziałam dziś w kuchni, opierając łokcie o stół, i wpatrywałam się w czarną szybę, jakbym mogła coś w niej zobaczyć. Moje oczy były zmęczone, a twarz – szara. Nagle drzwi cicho skrzypnęły i do kuchni weszła moja teściowa – Jadwiga Stanisławówna.

– Co tak późno siedzisz sama? – spytała, sięgając po dzbanek z wodą.

– Myślę, Jadwigo Stanisławno – odpowiedziałam ledwo słyszalnie.

Kobieta napiła się wody i już chciała wyjść, ale nagle podniosłam głowę:

– Zostańcie, proszę. Musimy porozmawiać. Tylko zamknijcie drzwi…

Jadwiga Stanisławówna zatrzymała się, wyraźnie zaniepokojona:

– Co się stało?

– Usiądźcie. Muszę wam opowiedzieć o Krzysztofie…

Teściowa usiadła, trzymając w ręce szklankę, a ja zaczęłam mówić. Im dłużej mówiłam, tym bardziej bladła twarz matki mojego męża. To, co usłyszała, odebrało jej mowę.

– Nie, Kasia, nie wyrzucę was w środku nocy. Rano, z Tomkiem, możecie wyjść. I tak wstaję do pracy – obudzicie mnie.

– Może odłożyć remont? Z Tomkiem wyjechalibyśmy na działkę latem, a teraz jest zimno… No i Krzysztof niedługo wróci…

– Nie można. Teraz jest okazja – później ceny skoczą, a latem z pyłem nie da się żyć.

– Przecież i tak będzie pył – zauważyłam ostrożnie.

– A wasze rzeczy, nawiasem mówiąc, też musicie wynieść. Już mówiłam. Nie udawaj ofiary. Mój syn przyjął was z dzieckiem – mogłabyś chociaż się nie odzywać.

– Ale to wasz wnuk! – wyrwało mi się.

– Tak? A Krzysztof ma córkę od tamtej, która jest za granicą. To moja wnuczka. A ten… jeszcze trzeba udowodnić, czy jego.

Zdrętwiałam. To, co powiedziała teściowa, było jak cios w serce.

– Ma prawie cztery lata. Dopiero teraz to mówicie? I gdzie mam iść z dzieckiem?

– Nie wiem – wzruszyła ramionami Jadwiga Stanisławówna. – Mnie to obojętne.

Poznałam Krzysztofa pięć lat temu. Nie był przystojniakiem, ale wydawał się solidny. Oboje byliśmy dorośli, bez złudzeń. Ja – kucharka w szkole, on – robotnik, wyjeżdżający do Niemiec. Gdy zaszłam w ciążę, od razu zaproponował ślub. Bez wesela, tylko urzędowo.

Mieszkaliśmy u jego matki. Jadwidze Stanisławównie nie podobało się, iż w jej domu zjawia się obca kobieta, i to w ciąży. Przywykła do ciszy, samotności, porządku. A tu nagle ktoś śpiewa w łazience, tłucze się po podłodze, a potem jeszcze niemowlę, które wrzeszczy cały dzień. Do tego syn przestał jej pomagać w ogrodzie.

Najważniejsze – nie wierzyła w moje uczucia. Uważała, iż wyszłam za Krzysztofa dla kalkulacji. I wątpiła: czy Tomek to na pewno jej wnuk?

Teraz postanowiła zrobić remont. I od razu kazała nam się wynieść. Ja się opierałam – nie miałam dokąd. Choć ciotka była gotowa nas przyjąć. Teściowa nie ustępowała. Drażniło ją wszystko: od zabawek po zapach mleka modyfikowanego.

Gdy Krzysztof nagle przestał odbierać telefon, spanikowałam. Nigdy tak nie robił. Nie dzwoniłam w nocy, ale rano telefon był wyłączony.

– Nigdy go nie wyłącza – powiedziałam, wchodząc do kuchni. – Coś jest nie tak.

– Śpi pewnie – burknęła teściowa. – Z czego się tak nagle wystraszyłaś?

– Codziennie piszemy. Nigdy tak nie było.

– Zadzwoń do roboty. No, dawaj.

Wybrałam numer. Po chwili zrobiłam się biała.

– Jest w szpitalu. Zawieźli go… Zrobiło mu się źle.

– Jak?! – Jadwiga Stanisławówna osunęła się na krzesło. – Kto się dowiedział?

– Jego… pierwsza żona. Ona wie. Nas choćby nie poinformowali.

– Jadę! – zerwała się teściowa.

– Nie, macie remont. Tomek pojedzie do ciotki, a ja – do niego. Dowiem się wszystkiego.

Po trzech tygodniach wróciłam z Krzysztofem. Był w ciężkim stanie – po udarze. Lewa strona słabo słuchała, ale mówił, żartował, starał się.

Nie odstępowałam go na krok. Szukałam specjalistów, organizowałam rehabilitację, spałam po trzy godziny, pędząc na kolejne zabiegi. Żyłam tylko po to, by wrócić mu sprawność.

Pewnego wieczoru, gdy teściowa zmywała naczynia, powiedziałam cicho:

– Wszystko wam opowiem. Tylko nie mówcie mu.

I wyznałam prawdę: Krzysztof pojechał do pierwszej żony zobaczyć się z córką. Otworzył mu obcy mężczyzna. A dziecko – jego żywy obraz. Blondyn z dołeczkiem w policzku. Później sama Agnieszka przyznała: tamten był prawdziwym ojcem, tylko wcześniej bała się zostać sama, a Krzysztof – był pod ręką.

Krzysztof usiadł na ławce i serce nie wytrzymało.

– To znaczy – wyszeptała teściowa – iż wnuczka wcale nie jest moją wnuczką?

– Właśnie tak.

Po tej rozmowie Jadwiga Stanisławówna zaczęła inaczej na mnie patrzeć. Widziała, jak żyję mężem, jak wstaję w nocy, masuję mu rękę, pilnuję diety, szukam specjalistów. Gdzie teraz ta „obca”, „wyrachowana”?

Pewnego dnia, gdy znów siedziałam przy laptopie, teściowa odwróciła się:

– Powiedz mi szczerze. Tomek – to syn Krzysztofa?

Nie odpowiedziałam od razu. W końcu podniosłam wzrok:

– Prawda jest przed wami. Zaczęliśmy się spotykać na waszych oczach. Może nie kochałam go od pierwszego wejrzenia, ale wybrałam Krzysztofa. I nie zdradziłam. Czy naprawdę potrzebujecie testów, żeby to zrozumieć?

Jadwiga Stanisławówna nie wytrzymała – rozpłakała się. Podeszła i przytuliła mnie.

– Wybacz mi. Głupia jestem, ślepa. Nie widziałam, kto przede mną stoi.

Ja też się rozpłakałam:

– I wy wybaczcie. Nie jestem łatwa. Ale jesteśmy rodziną. Prawda?

W tej chwili do kuchni wszedł Krzysztof.

– O co wam chodzi? Co się stało?

– Ze szczęścia, synku – uśmiechnęła się matka. – Że wszystko u nas dobrze.

– No i dobrze, skoro tak – odparł Krzysztof, a ja przytuliłam się do niego mocniej, wiedząc, iż teraz już naprawdę nic nas nie rozdzieli.

Idź do oryginalnego materiału