Czasami wydaje się, iż miłość dzieci do matki to prawda tak oczywista jak niebo nad głową. Ale przychodzi dzień, gdy i niebo pęka – pod ciężarem okoliczności, chciwości i zimnego wyrachowania. Tak właśnie stało się w rodzinie Jolanty i Krzysztofa, gdzie wszystko zaczęło się od choroby, a skończyło na zdradzie i cierpieniu.
Gdy 70-letniej Stanisławie Kowalskiej przydarzył się udar, pierwszymi, do których zwróciła się o pomoc, były jej dzieci. Starsza córka Jolanta, mimo stabilnej pracy i dorosłej córki, natychmiast odmówiła przyjęcia matki pod swój dach. Twierdziła, iż ma maleńkie mieszkanie w Łodzi, brak warunków, brak czasu, a sama „nie udźwignie takiego ciężaru”.
Wtedy Krzysztof, młodszy syn, bez wahania zabrał matkę do swojego dwupokojowego mieszkania w Lublinie. Jego żona, Ania, nie protestowała – wręcz starała się pomagać. Z początku było ciężko: Stanisława leżała, nie mogła mówić, wymagała ciągłej opieki. Krzysztof zaproponował siostrze podział kosztów opiekunki, ale Jolanta stanowczo odmówiła – ma przecież kredyt hipoteczny, pożyczki, córkę na studiach w Krakowie.
– Wybacz, Krzysiu, ale naprawdę nie mogę – tylko tyle powiedziała.
Na ratunek przyszła Ania. Zrezygnowała z pracy i zajęła się teściową. Myła ją, karmiła łyżeczką, robiła zastrzyki, zmieniała pościel. Dzięki tej trosce Stanisława powoli wróciła do zdrowia. Znów zaczęła mówić, ruszać się, choćby pomagać w drobnych domowych sprawach. I gdy nadszedł dzień, w którym mogłaby wrócić do siebie – sama poprosiła:
— Krzysiu, chcę zostać z wami. Tutaj czuję się bezpiecznie, wnuki są blisko, a ty z Anią – jak rodzona dusza.
Krzysztof z żoną wymienili spojrzenia i przystali na to. Puste mieszkanie Stanisławy w centrum Poznania pozostało nietknięte – sama nie nalegała na sprzedaż. Wszystko byłoby dobrze… dopóki Krzysztof nie usłyszał przypadkiem rozmowy matki z Jolantą.
— Córeczko, już podjęłam decyzję. Sprzedam swoje mieszkanie, spłacę resztę twojego kredytu. Ty i Kinga zasługujecie na spokój. A może choćby zostanie na mały domek letniskowy – dla ciebie i wnuczki.
Te słowa przecięły Krzysztofa jak nóż. Nie wierzył własnym uszom. Ta, która przez trzy lata nie troszczyła się o matkę, dostanie wszystko? A on? Jego rodzina? Gdzie tu sprawiedliwość?
— Mamo, wiesz przecież, ile włożyliśmy w twoją rehabilitację? Ile nieprzespanych nocy miała Ania? A ty chcesz oddać wszystko siostrze, która choćby nie pomogła z opiekunką? — zapytał wieczorem.
Stanisława tylko westchnęła:
— Krzysiu, Jolka ma więcej problemów, a wy z Anią dacie radę, jesteście silni…
To dobiło Krzysztofa. Tej samej nocy, bez słowa, spakował rzeczy matki i zawiózł je pod drzwi Jolanty. Postawił walizki, zadzwonił i odjechał.
— Chcesz dzielić majątek – podziel się też obowiązkami — napisał krótko do siostry.
Następnego ranka Ania długo płakała. Ale w przeciwieństwie do męża nie była zła. Była po prostu zblogska.jpgranżona: trzy lata życia, trzy lata oddania duszy i ciała – a w zamian tylko chłód i zdrada.
Krzysztof nie ukrywa: może postąpił gwałtownie. Ale jeżeli sprawiedliwości nie ma w sercu matki, może znajdzie się w oczach córki? Zastanawia się – czy syn zawsze ma być silny i cierpliwy, gdy jego szczere czyny pozostają nieważne?
Czasami dzieci kochają naprawdę. Dopóki nie dowiedzą się, komu przypadnie mieszkanie.