Postanowić się na rozwód…
Z tacą w rękach Ewa przetrwała długą kolejkę w stołówce i gwałtownie zaczęła mówić do młodego chłopaka za ladą:
– Proszę trzy zupy, trzy bigosy i trzy kompoty.
Miejsca na tacy brakowało. Kilka razy Ewa spojrzała znacząco na stolik, gdzie czekali jej mąż i syn. Synek miał dopiero dziesięć lat – oczywiście, nie rozumiał, iż powinien pomóc mamie. Ale mąż siedział, wpatrzony w telefon, i choćby nie podniósł wzroku. Ewa musiała zrobić dwa podejścia. Biegając tam i z powrotem, przeniosła zamówienie pod wymownymi i pełnymi dezaprobaty spojrzeniami ludzi z kolejki. Nie odrzucając wzroku od telefonu, mąż przysunął do siebie talerz z zupą. Przełknął łyk i prychnął:
– Co, pomidorową wzięłaś? Nie chcę pomidorowej. Mogłaś zapytać.
– Mógłbyś podejść i sam wybrać – zmęczonym głosem odparła Ewa. – Nie potrafię czytać w twoich myślach.
– No proszę! Tylko nie w dwójkę stali w kolejce! Wystarczyło zapytać.
Ewa pochyliła się nad zupą i postanowiła nie odpowiadać na ostatnią uwagę męża. Męczyło ją ciągłe sprzeczanie. Tomek zawsze taki. Wiecznie wszystkiemu niezadowolony.
Dziesięcioletni syn kopiował zachowanie ojca.
– Fuj, mamo, bigos przyniosłaś? Nie lubię bigosu, przecież wiesz.
– Nasza mama myśli tylko o sobie – nie odrywając wzroku od telefonu i nie patrząc na rodzinę, burknął Tomek, jednocześnie zajadając zupę, którą przed chwilą skrytykował.
– Jedz, co dają – syknęła Ewa na synka i rozejrzała się, czy nie powiedziała zbyt głośno. Czy ktoś z urlopowiczów nie usłyszał?
W stołówce „maku nie było gdzie wcisnąć”. Kurortowicze spieszyli się na śniadanie, by potem iść nad morze. Ewa też miała takie plany, tylko nie wiedziała, czy wybiorą się tam całą rodziną, czy tylko z synkiem Kubą. Tomek mógł zostać w pokoju. Wczoraj narzekał, iż do morza daleko. Jak zwykle winna była Ewa. To ona wybrała ten pensjonat. Choć sto razy proponowała mężowi wspólne ustalenie miejsca wypoczynku. Tomek machnął ręką i warknął:
– Co, sama nie potrafisz wybrać? Daj mi odpocząć po pracy. Zrób to sama. Przecież to nic trudnego.
No i zrobiła. I, jak zwykle, wszystko źle. Pensjonat daleko od miasta. Atrakcji brak. Do morza dziesięć minut piechotą.
Tomkowi nie pasuje.
Po śniadaniu Ewa zaczęła układać puste talerze na tacę i zauważyła, jak do stołówki wchodzi para z sąsiedniego pokoju – elegancka kobieta koło pięćdziesiątki i jej uśmiechnięty, zadbany mąż. Kobieta wpłynęła jak królowa i od razu zajęła wolny stolik. A mąż ruszył zająć kolejkę, ale wcześniej zapytał żonę:
– Kochanie, jaki deser mam ci dziś wziąć?
Ewa usłyszała to, niosąc tacę z naczyniami. Szła sama, bo mąż z synkiem wyszli zaraz po jedzeniu. Nie po raz pierwszy zazdrościła sąsiadce. Jaki ona ma męża! Skąd w ogóle biorą się tacy mężczyźni?
Kiedyś Ewie wydawało się, iż jej Tomek też taki był. Dbał o nią, był troskliwy i uważny. Po ślubie odbierał ją z pracy, razem gotowali kolację i planowali wspólne wieczory.
Kiedy to się zmieniło? Pewnie po urodzeniu Kuby.
Ewa poszła na urlop macierzyński i odtąd stało się oczywiste, iż skoro jest w domu, to kolacja i porządek muszą być gotowe na przyjście męża. Kuba był spokojnym dzieckiem, więc nie było to trudne. Starała się być idealną żoną.
Później wróciła do pracy, ale i tak ciągnęła wszystko – gotowanie, sprzątanie, syna. Przecież jest kobietą, to jej rola. Szkoda tylko, iż Tomek tego nie docenia. adekwatnie choćby nie zauważa.
Mąż traktował starania Ewy jako coś oczywistego, a jeszcze zaczął marudzić. To koszula źle wyprasowana, to makaron wczorajszy. Ewa brała każdą krytykę do serca i starała się poprawić. Generalnie mąż był dobry. Zarabiał, nie chodził na imprezy, wracał prosto z pracy. jeżeli warczał, to miał taki charakter. Z tym się nic nie zrobi.
Ewa wybiegła ze stołówki i ruszyła za Tomkiem z Kubą. Już byli daleko, choćby nie pomyśleli jej zaczekać. Dogoniła ich i, lekko zdyszana, zapytała:
– No to teraz do pokoju? Przebieramy się i na plażę.
– Znowu w taki upał? – Tomek przewrócił oczami. – To się nazywa zaufanie przy wyborze pensjonatu. Dobra, chodźmy, co innego zostało?
Gdy doszli do plaży, upał był już nie do zniesienia. Tomek, który gderał całą drogę, zrzucił spodenki i koszulkę prosto na kamienisty piasek i pobiegł do wody. ZabEwa spojrzała na nich, postanawiając w duchu, iż od dziś będzie stawiać siebie na pierwszym miejscu, bo tylko wtedy jej rodzina nauczy się ją szanować.