Wybór: albo ty tam, z nią, albo z nami
Hanna po pracy wstąpiła do sklepu koło domu. Już stała przy kasie, gdy zobaczyła ciocię Jadzię. Kiedyś pracowała razem z matką Hanny. Spotykając przyjaciółkę mamy, Hanna zawsze zatrzymywała się, by zamienić z nią kilka słów.
Hanna zapłaciła, odeszła od kasy i czekała na ciocię Jadzię przy wyjściu.
– Dzień dobry – powiedziała Hanna, gdy kobieta podeszła. – Dawno pani nie widziałam.
– Haneczko, dzień dobry. Chorowałam, nie wychodziłam z domu. Chodź, muszę ci coś powiedzieć.
Hannie zabiło serce. Kuba miał szesnaście lat – trudny wiek. A trzynastoletnia Zosia już zaczęła interesować się chłopakami. Może narobiła jakichś głupstw? Zrobiło się jej nieswojo. Torba z zakupami ciążyła w ręce, uchwyty wbijały się w dłoń aż do bólu. Może wymówić się brakiem czasu i uciec od tej rozmowy? Nie zdążyła. Ciocia Jadzia zatrzymała się i szepnęła cicho, pochylając się do ucha Hanny:
– Nie myśl, iż plotkuję. Mówię, bo sama widziałam. Jesteś mi bliska, przecież patrzyłam, jak dorastałaś. Twój Janek zagląda do sąsiedniego domu, do młodej kobiety. Jej okna są dokładnie naprzeciw moich. Jak tylko do niej przychodzi, od razu zaciąga zasłony.
Hannę oblało zimno, a potem rzuciło ją w gorączkę. Nie spodziewała się takiego zwrotu. Od wielu mogła się spodziewać zdrady, ale nie od Janka.
– Postanowiłam cię uprzedzić. Sama jestem niespokojna. Macie dwoje dzieci. A jeżeli tam u niego to coś poważnego? Wtrąciłabym się, porozmawiała z mężem, póki nie jest za późno.
– Tak, już idę, ciociu – powiedziała Hanna, odsuwając się i ruszając gwałtownie w stronę domu, chcąc uciec przed współczującym spojrzeniem i słowami cioci Jadzi. Zapomniała, iż mieszkają w sąsiednich blokach i iż mogłyby iść razem.
Zadyszana szybkim marszem, Hanna nie od razu trafiła kluczem do zamka. Weszła do mieszkania, opadła na puf i postawiła torbę przy nogach. Upadła, część rzeczy wysypała się, potoczyła po podłodze. Hanna niczego nie zauważała, ogłuszona tą wiadomością. Na hałas z pokoju wyszła córka, zaczęła zbierać torbę, pakować rozsypane zakupy.
– Odnieś do kuchni, zaraz przyjdę – powiedziała Hanna, odsyłając córkę.
„Jak on mógł? Widziała ciocia Jadzia, ktoś jeszcze mógł widzieć. A dzieci? A ja niczego nie zauważyłam…” – myślała, rozbierając się.
– Mamo, jesteś chora? Wyglądasz dziwnie… – zaczęła córka.
– Idź do pokoju. Daj mi chwilę samotności – ostro poprosiła Hanna.
Zosia zawahała się, ale zostawiła matkę samą.
„Dobrze, iż nie ma Janka. Będzie czas ochłonąć. Inaczej nie wytrzymałabym, wyrzuciłabym mu wszystko od progu. Emocje to kiepscy doradcy.”
Hanna wstała, poszła do kuchni, nalała wody z czajnika do szklanki i piła małymi łykami, przekonując siebie, by się nie denerwować. Zrobiło jej się trochę lżej. Potem zaczęła przygotowywać obiad. Ale wszystko wypadało jej z drżących rąk.
Na patelni rumieniły się kotlety, wystarczyło wyjąć z lodówki ugotowany makaron i podgrzać. Co chwilę Hanna podchodziła do okna, próbując znaleźć okno cioci Jadzi i to drugie, naprzeciwko.
Hanna drgnęła na dźwięk klucza w zamku. Odwróciła się gwałtownie do kuchenki. Po chwili usłyszała kroki za plecami.
– Ślicznie pachnie – powiedział mąż wesołym tonem.
– Przebierz się i umyj ręce, jemy – głos Hanny brzmiał jak napięta struna.
– Coś się stało? – Mąż podszedł i zajrzał jej w oczy.
– Spotkałam ciocię Jadzię w sklepie – Hanna przełknęła ślinę. – Powiedziała, że… chorowała, nie wychodziła. A ja choćby do niej nie wstąpiłam.
– I przez to się martwisz? – zapytał Janek.
– Nie. Powiedziała, iż widziała, jak chodzisz do domu naprzeciwko – ostatnie słowa Hanna wypowiedziała cicho, patrząc mężowi prosto w oczy.
– Co jeszcze ta stara plotkara ci naopowiadała? – zirytował się Janek.
Ale Hanna po jego nerwowym spojrzeniu zrozumiała, iż to prawda. A jeszcze miała nadzieję…
– Widziała ona, widzieli inni. O czym ty myślałeś? A jeżeli dzieci się dowiedzą? – dodała Hanna, patrząc na drzwi. – Nie wytrzymam tak. Nie potrafię ci wybaczyć. Wybieraj: albo tam, z nią, albo tu, z nami.
– Haniu… – Janek położył dłonie na jej ramionach.
Wzdrygnęła się.
– Nie dotykaj mnie!
– Mamo, tato, o co się kłócicie? – w drzwiach kuchni pojawiła się głowa Kuby.
Hanna choćby nie zauważyła, kiedy wszedł.
– Umyj ręce i zawołaj Zosię, jemy – Hanna wymusiła uśmiech.
Przez kilka dni nie wracali do tej rozmowy, adekwatnie w ogóle nie rozmawiali. Napięcie rosło, gromadziło się, domagało się ujścia. Hanna miała nadzieję, iż Janek przeprosi, powie, iż już tam nie pójdzie i wszystko wróci do normy. Próbowała sobie wyobrazić, jak będą żyć we trójkę, bez niego, jeżeli Janek zdecyduje się odejść.
Pewnego dnia, gdy dzieci nie było w domu – Kuba poszedł na spacer, a Zosia była u koleżanki na urodzinach – Janek odkaszlnął i powiedział:
– Nie mogę tak dłużej. Porozmawiajmy.
– Dobrze – odparła Hanna obojętnie.
– Nie próbuję się tłumaczyć, tylko chcę wyjaśnić. Jej rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a niedawno umarła jej babcia. Wyprowadziła się do jej mieszkania. Pomogłem jej z rzeczami. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Może było mi jej żal. Minuty bym się nie wahał, gdyby nie to, iż będzie miała dziecko.
Hanna westchnęła, zachwiała się, złapała za oparcie krzesła.
– Nie byłem u niej od naszej rozmowy. Naprawdę. Spotkała mnie przy wejściu, powiedziała o ciąży. I co mam zrobić? Nie mogę jej tak zostawić.
– A mnie możesz? A dzieci? – Hanna złapała się za gardło, zakaszlała.
– One już duże. Powinny zrozumieć.
– Chcesz obciążyć je swoW końcu Hanna zrozumiała, iż życie pisze różne scenariusze, a prawdziwa siła tkwi nie w trzymaniu się przeszłości, ale w otwartości na to, co przyniesie jutro.