Gotuję ci, pierzę, sprzątam, ubieram. Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz?
Moje życie w małej wiosce pod Białymstokiem stało się niekończącym się koszmarem. Ja, Krystyna, od lat mieszkam pod jednym dachem z teściową, Wandą Kazimierą, która zrobiła wszystko, by moje dni zamienić w piekło. Dziś moja cierpliwość pękła – zadałam jej pytanie, które męczyło mnie od lat: „Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz?”. Nie otrzymałam odpowiedzi, tylko lodowate milczenie i jej pogardliwe spojrzenie. Moja dusza rozpada się z bólu, a serce krzyczy z powodu niesprawiedliwości.
Tego dnia, jak zwykle, sprzątałam dom. Odkurzyłam, zaczęłam myć podłogi, starając się doprowadzić wszystko do blasku. Nagle Wanda Kazimiera, siedząc w swoim fotelu, z wyraźną przyjemnością rozsypała okruszki z ciastek prosto na świeżo umytą podłogę. Zamarłam, nie wierząc własnym oczom. Zrobiła to celowo, choćby nie próbując ukryć swojej złości.
— Mamo, po co to robisz? Widziałam, iż specjalnie! — wykrzyknęłam, ledwo powstrzymując łzy.
Spojrzała na mnie z pogardą i rzuciła:
— Nic się nie stanie, posprzątasz jeszcze raz! Nie umrzesz!
Z zadowolonym uśmieszkiem wróciła do swojej starej gazety, którą czytała już dziesiątki razy. Połknęłam urazę, wzięłam zmiotkę i szufelkę, by posprzątać po niej. Ale w środku wszystko we mnie wrzało. Wyszłam do innego pokoju, by nie wybuchnąć, a potem poszłam do ogrodu – praca na świeżym powietrzu zawsze mnie trochę uspokajała. Ale ból od jej słów i czynów toczył mnie jak trucizna.
— Dlaczego tak bardzo mnie nienawidzisz? — nie wytrzymałam później, stojąc przed nią. — Czym na to zasłużyłam? Gotuję ci, pierzę, sprzątam, ubieram! Moja córka, Zosia, zawsze ci pomaga! Dlaczego mnie tak nienawidzisz?
Nawet się nie odwróciła. Ani słowa, ani spojrzenia – tylko lodowata obojętność. Rozpłakałam się, nie mogąc już dłużej powstrzymać łez. Skończywszy sprzątanie, zabrałam się za pranie, ale łzy ciągle spływały mi po twarzy. Moje życie stało się niekończącym się kręgiem upokorzeń, a ja nie wiedziałam, jak z niego uciec.
Mój mąż, ojciec Zosi, zmarł wiele lat temu. Nasza córka miała wtedy zaledwie osiem lat. Zaraz po pogrzebie Wanda Kazimiera oświadczyła:
— Zostaniesz u mnie! I choćby nie myśl o wyprowadzce. Nie chcę, żeby we wsi plotkowali, iż cię wyrzuciłam.
Zgodziłam się, bo nie miałam dokąd iść. U moich rodziców mieszkała siostra z dwójką dzieci, a dla mnie i Zosi nie było tam miejsca. Naiwnie wierzyłam, iż z czasem Wanda Kazimiera i ja znajdziemy wspólny język. Ale cudu nie było. Na ludzi zachowywała się przyzwoicie, ale w domu, sam na sam, znęcała się nade mną. Ciągle powtarzała, iż muszę jej słuchać.
— Jesteś do niczego! Kto by cię chciał? Żaden facet na ciebie nie spojrzy, a jeszcze z dzieckiem! Będziesz mieszkać u mnie z Zosią, a jak umrę, dostaniesz mój dom. Ale jeżeli nie zrobisz wszystkiego, co ci każę, oddam dom siostrzeńcom, a ty zostaniesz z niczym!
Bałam się jej gróźb i znosiłam wszystko. Robiłam, co w mojej mocy, żeby Zosia nie zaznała biedy. A Wanda Kazimiera, która ma już ponad dziewięćdziesiąt lat, żyje i ma się znakomicie. Jej zdrowie jest żelazne, całą emeryturę wydaje na siebie, żądając, bym kupowała jej drogie produkty i smakołyki. Dawno zrozumiałam, iż popełniłam błąd, zgadzając się z nią mieszkać. Te lata upokorzeń złamały mnie.
Moja Zosia kończy studia i niedługo wyjdzie za mąż za wspaniałego chłopaka. Będą mieszkać u niego, a ja szczerze wierzę, iż jej życie potoczy się szczęśliwie. Ale tak boli mnie moje własne życie – zmarnowane, zniszczone. Oddałam wszystko dla córki i teściowej, a w zamian dostałam tylko pogardę i samotność. Gdzie znaleźć siłę, by wyrwać się z tego piekła?