Daria Nowak: Od Wykluczenia w Szkole do Nowego Życia w Internacie 3/3

przytulnosc.pl 2 dni temu

Daria Nowak zawsze bała się przerw międzylekcyjnych. Choć uczęszczała do pierwszej klasy szkoły podstawowej w niewielkim miasteczku pod Warszawą, już wtedy czuła, iż nie jest akceptowana przez koleżanki i kolegów. Jej strach i samotność narastały z każdym dniem, a to, co miało być beztroskim czasem dzieciństwa, zamieniało się w koszmar.

W pierwszych latach nauki Daria nie miała wielu przyjaciół. Choć w klasie znajdowało się kilka dziewczynek, które uczyły się razem z nią, ich zainteresowania ograniczały się do sportu i osiągania dobrych wyników. Katarzyna – najpopularniejsza w klasie – interesowała się wyłącznie piłką nożną i dobrymi ocenami, a pozostałe dwie koleżanki spędzały czas na treningach lekkoatletycznych. Nikt z nich nie zwracał uwagi na Darię, gdy nie była obecna. Zdawało się, iż jej nieobecność jest choćby korzystna, bo nikt nie musi wysłuchiwać jej cichego milczenia.

Największym traumatycznym przeżyciem dla Darii była wycieczka szkolna w szóstej klasie. Uczniowie mieli pojechać do Warszawy na muzealne warsztaty, zwiedzanie Sejmu i lekcję teatralną w Starym Teatrze. Nikt jednak nie zaprosił Darii. Spędziła ten czas w domu z mamą – Anną Nowak – i kilkoma dziewczynkami, które z kolei woliły zostać, by przygotowywać się do nadchodzących zawodów sportowych. W efekcie Daria sama oglądała telewizję, pamiętając, iż jej rówieśnicy wspólnie śmiali się w autobusie, a ona nie była częścią tej grupy.

Powrót do szkoły po wycieczce nie przyniósł żadnej zmiany. Przerwa międzylekcyjna stała się dla Darii najbardziej stresującym momentem w ciągu dnia. Pewnego późnego listopadowego ranka, kiedy dzwonek oznajmił początek kolejnego oddechu szkolnego chaosu, Daria usiadła ostrożnie z plecakiem przy ławce. W tym momencie usłyszała dźwięk uderzeń — czy to plecak Kasi? Nie, za dużo hałasu. A jednak – jej plecak zaczął się przesuwać, a potem mocno uderzył w jej głowę. Dziewczynka zamknęła oczy, próbując zignorować śmiechy i szepty za jej plecami. Nauczycielka, która dopiero co wyszła z klasy, nie zauważyła niczego szczególnego i gwałtownie zaprowadziła resztę dzieci na kolejny przedmiot.

Daria dobrze pamiętała dzień, w którym zaczęły się dręczenia. Już od pierwszego dnia nauki Serena, Klaudia i Karolina, trenujące lekkoatletykę, nie szczędziły jej przykrych uwag. Szeptały za jej plecami: „Zobaczcie, co ma na sobie”, „Stare spodnie i wysłużony sweter”. W domu nie było lepiej. Anna, jej matka, pracowała na dwa etaty – jako kasjerka w małym spożywczaku i w weekendy jako kelnerka w restauracji. Kiedy Daria wracała do pustego mieszkania, jedyną myślą było: „Co dzisiaj zjem?”. W lodówce albo przez kilka dni panowała cisza, albo znalazła ocet i parę kromek chleba. Gdy prosiła o nowe ubrania, usłyszała jedynie:
„Gdy zarobię więcej, to ci kupię, ale teraz nie ma z czego”.

Wszystko zmieniło się, gdy w połowie roku szkolnego Anna zaprosiła do domu nowego partnera – Michała. Już pierwszego dnia jego wizyta zapowiadała katastrofę. Mężczyzna patrzył na Darię z wyraźnym niesmakiem. „Nie chcę czyjegoś dziecka” – wypowiedział te słowa tak cicho, iż dziewczynka usłyszała je mocniej niż głośny stukot drzwi. W tamtej chwili Daria poczuła, iż jej miejsce w tym mieszkaniu nigdy nie było pewne.

Przez miesiąc Michał mieszkał z nimi na stałe. Codziennie docierały do Darii słowa: „Niepotrzebna go tutaj, tylko zabiera przestrzeń”. Matka milczała lub kiwała głową, jakby wolała nie słyszeć, co naprawdę myśli jej partner. Nadzieja, iż Anna stanie w obronie córki, gwałtownie zgasła. W powietrzu unosiła się tylko złość i poczucie odrzucenia.

Pewnego marcowego ranka Anna oświadczyła, iż Daria będzie musiała zamieszkać w internacie. „Tam masz szansę na lepsze życie, znajdziesz przyjaciół, nauczysz się samodzielności” – mówiła, zapakowując do torby parę starych bluzek córki. Dziewczynka spojrzała na nią uradowanym spojrzeniem, pytając o psy, których często widywała, błąkające się bezpańsko po osiedlu: „Mamusiu, a psy, które nikt nie chce, one też mają szansę na nowe życie jak ja?”. Usłyszała w odpowiedzi krótkie: „Przestań marudzić”.

Mimo iż Daria skończyła już trzynaście lat, pracownice ośrodka socjalnego musiały formalnie zapytać, czy się zgadza na przeniesienie do placówki. Dziewczynka, rozumiejąc, iż sprzeciw nic nie zmieni – a groźby Michała brzmiały coraz poważniej – skinęła głową. Wiedziała, iż odmowa jedynie przyspieszy jej wyrzucenie. Ostatnie słowa matki, gdy żegnały się na progu internatu, brzmiały: „Kocham cię, przyjadę po ciebie, gdy wszystko poukładam”. Dla Darii były to jednak tylko puste frazesy.

Pierwsze tygodnie w internacie były trudne. Nocami często płakała w ciemnej izbie, wyobrażając sobie, iż już nigdy nie zobaczy mamy ani spokojnego kąta w swoim pokoju. Jednak z czasem poznała Martynę, Annę i Zuzannę – dziewczynki z różnych stron Polski, które także znalazły się w tym samym miejscu z różnych powodów. Razem odrabiały lekcje, gotowały na wspólnej kuchni, dzieliły się ciepłymi słowami i niewielkim uśmiechem, gdy wspominały dom, który kiedyś było ich.

Gdy Anna odwiedziła Dariię po raz pierwszy – przez okno internatu, z daleka – dziewczynka zdała sobie sprawę, iż to już nie to samo. Mama przyniosła listonoszowi kartkę z przeprosinami oraz kolejne puste obietnice. Daria spojrzała na te kilka metrów szkła i poczuła, iż prawdziwą rodzinę znalazła teraz wśród rówieśników z internatu.

Choć droga przed nią była przez cały czas wyboista, Daria zrozumiała, iż nie jest skazana na samotność. Jej historia stała się w tej placówce opowieścią o tym, iż choćby w najmroczniejszych chwilach można znaleźć wsparcie – tam, gdzie najmniej się go spodziewamy.

Idź do oryginalnego materiału