Dzisiaj znowu nie dzwonił, mamo? zapytał Krzysiek, patrząc na kobietę siedzącą przy stole swoimi niewinnymi oczami.
Nie, synku… Tata pewnie jest zajęty, ciężko pracuje tam we Włoszech.
Tak, mówiłaś, iż zbliżają się Święta…
Idą, na pewno idą. Napisał mi, iż przywiezie nam prezenty i iż latem zabierze nas nad morze.
Kobieta wymuszenie się uśmiechnęła, ale jej serce pękło na dwoje. Na kuchni bulgotał mały garnek ziemniaków, a w piecu tliło się ostatnie polano z wiązki.
Hanna przytuliła dzieci i w myślach modliła się: *Boże, daj mi siły, żebym nie płakała przy nich*
Kiedyś życie było inne.
Ona i Wojtek kochali się jak szaleni. Byli młodzi, pełni nadziei, z dwójką malutkich dzieci i pół domu na kredyt.
Wojtek był pracowity, ale wieś kilka oferowała.
Jadę do Włoch, tylko na kilka lat. Zarobię pieniądze, wrócę i kupię ci wszystko, na co zasługujesz.
Hanna wtedy płakała.
Nie jedź, Wojtek…
To dla nas, kobieto. Dla nikogo innego.
I pojechał.
Najpierw dzwonił co wieczór. Wysyłał pieniądze, rozmawiał z dziećmi, mówił Hannie, iż ją kocha.
Potem telefony się przerwały. *Jestem zmęczony, nie ma zasięgu, pracuję do późna.*
Potem zaczęły się kłamstwa: *Zgubiłem portfel, w tym miesiącu nie mogę wysłać.*
Hanna wierzyła mu. Zawsze mu wierzyła.
Pracowała, wychowywała dzieci, trzymała dom. Sprzątała w szkole, cerowała ubrania sąsiadom, chodziła w pole. Ale nie narzekała.
To tylko taki czas. Jak Wojtek wróci, wszystko będzie dobrze.
Minęły trzy lata. Wojtek nie wrócił.
Dzieci rosły. Krzysiek miał już 12 lat, Marysia 8. Pytania pojawiały się coraz częściej:
Mamo, a tata jeszcze żyje?
Żyje, skarbie, to daleko, ale żyje.
A jeżeli nie wróci?
Hanna gorzko się uśmiechnęła.
Wtedy będziemy we trójkę. I nam wystarczy.
Pewnego wieczoru listonosz przyniósł jej list. Słowa spadały jak nóż:
*Hanno, nie miej do mnie nienawiści, spotkałem inną. Żenię się tutaj, mam nowe życie. Trzymaj dzieci. Wojtek.*
Kobieta stała kilka minut. Potem podarła list na pół i wrzuciła do pieca. Nie chciała, żeby dzieci zobaczyły ból w jej oczach.
Co się stało, mamo? zapytała Marysia.
Nic, skarbie. Tata napisał, iż wyśle pieniądze w przyszłym miesiącu.
Ale pieniądze nigdy nie przyszły.
Lata mijały. Hanna nagle postarzała, z przygarbionymi plecami i spierzchniętymi dłońmi. Ale dom był czysty, ogród piękny, a dzieci wychowane. Krzysiek pracował w mieście, Marysia chodziła do liceum.
Pewnego dnia, po niemal 20 latach, brama skrzypnęła.
Wojtek.
Starszy, z siwymi włosami, ale dobrze ubrany, z dużą torbą w ręku.
Hanna wyszła na próg.
Dobry wieczór… powiedział cicho.
Czego tu szukasz, Wojtek?
Przyszedłem… do domu.
Kobieta milczała. Za nią stanął Krzysiek, patrząc na niego prosto w oczy.
Kto to, mamo?
Twój ojciec.
Cisza. Ostra, ciężka cisza.
Krzysiek skrzyżował ręce.
Dla mnie jesteś sierotą.
Synu, daj mi wytłumaczyć…
Miałeś 20 lat, żeby to zrobić! Miałeś moje dzieciństwo, młodość, trudne chwile… Gdzie byłeś?!
Wojtek opuścił wzrok.
Popełniłem błąd… Byłem głupcem.
Nie, byłeś tchórzem.
Krzysiu…
Nie nazywaj mnie tak!
Hanna delikatnie uniosła dłoń.
Dość. Wejdź, Wojtek.
Wszedł, zawstydzony. W domu pachniało czystością i świeżo upieczonym chlebem.
Nic tu po mnie nie zostało powiedział, rozglądając się.
Świat idzie dalej. Tylko ty stałeś w miejscu.
Wojtek próbował złapać jej wzrok.
Hanno, ja… Nigdy nie byłem szczęśliwy.
Ale wybrałeś, Wojtek.
Byłem młody, głupi, oślepiony inną kobietą… Wierzyłem, iż mogę zacząć od nowa.
A teraz czego chcesz?
Pozwól mi zostać. Z tobą. Z moimi ludźmi.
Hanna gorzko się uśmiechnęła.
Ze mną? Po 20 latach?
Tak, patrz, mam pieniądze. Możemy wyremontować dom, możemy żyć dobrze.
Nie potrzebuję twoich pieniędzy. Żyłam z godnością, nie z litości.
Wojtek upadł na kolana.
Przepraszam…
Już ci wybaczyłam, Wojtek. Ale nie mogę cię przyjąć z powrotem.
Krzysiek wyszedł na podwórze. Wojtek podążył za nim.
Synu, nie miej do mnie nienawiści.
Nie nienawidzę cię. Ale nie potrafię już kochać.
Może kiedyś…
Może kiedyś. Ale nie dziś.
Wojtek znów odszedł. Tym razem bez obietnic. Zostawił torbę z pieniędzmi przy bramie.
Nawet jej nie dotknęli.
Kilka miesięcy później znów przyszedł listonosz.
Pani Hanno, telegram z Włoch.
Na kartce było krótko:
*Zmarł Wojciech Nowak. Bez bliskich. Pogrzebany na miejscu.*
Hanna spojrzała w niebo i szepnęła:
Niech Bóg mu wybaczy… Może tam, gdzie jest, zrozumiał, ile stracił.
Wieczorem Krzysiek wrócił do domu.
Mamo… Słyszałem.
Wiem, synku.
Myślisz, iż zasłużył na przebaczenie?
Każdy zasługuje na przebaczenie. Ale nie każdy na drugą szansę.
Potem westchnął, patrząc na płomienie w piecu.
Było ci ciężko, mamo?
Było. Ale miałam ciebie. To mnie trzymało przy życiu.
Minęły kolejne lata. Marysia wyszła za mąż, Krzysiek miał dzieci.
Hanna została w swoim domu, cicho, z dawnymi obrazami i zdjęciami dzieci na ścianach.
Pewnego wieczoru otworzyła szufladę. W środku leżało stare zdjęcie Wojtka z młodości.
Naprawdę się wtedy uśmiechał.
Byłeś moją miłością i moim krzyżem, Wojtek. Ale bez ciebie nauczyłam się być silna.














