Czy wypada poprawiać błędy językowe u innych? Językoznawca: To bierze się z buractwa

kobieta.gazeta.pl 2 godzin temu
Nie lubimy, gdy inni wytykają nam błędy. Jednocześnie wiele osób chętnie zwraca na nie uwagę innym. Czy wypada to robić? Po co, dlaczego i jak zwracać uwagę na popełniane błędy językowe?
Nałogowi poprawiacze swoje interwencje, nierzadko mało uprzejme, tłumaczą wyjątkową troską o dobro polszczyzny. Niektórzy robią to nieśmiało, kulturalnie, inni bez żadnych zahamowań wyliczają wpadkę za wpadką. Te interwencje przybierają czasem kuriozalne formy, np. gdy w komentarzach na Facebooku zatroskani o poprawność języka polskiego zaczynają wytykać sobie błędy (czasami wynikające z autokorekty w telefonach), od językowych, przez interpunkcyjne, po stylistyczne, i tak przez kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt wpisów.

REKLAMA







Zobacz wideo Język nadąża za spadkiem jakości usług cyfrowych



Jako argument ostateczny, niczym as z rękawa, w trakcie tych przepychanek wyciągana jest zresztą netykieta (np. ktoś zwrócił się na "pan/pani" albo na "ty", w zależności od kontekstu). Gdy komunikat jest zupełnie niezrozumiały, nieskładny, nielogiczny, problemem nie jest błąd językowy. I jego wytknięcie lub poprawienie może nie przynieść żadnego efektu.
Czy poprawiamy błędy językowe u innych? "Już tego nie robię"
Poprawianie to dla niektórych "brzydki nawyk" nabyty w trakcie studiów, dla innych misja. Zdarza się jednak, iż z czasem chęć edukowania społeczeństwa mija. - Na początku studiów na polonistyce zaczęłam ludzi poprawiać, zwłaszcza rodzinę - mówi Karolina (muszę przyznać, iż na pierwszym roku i mnie dotknęła ta dolegliwość). Dziś, jak zaznacza, uwagę zdarza jej się zwrócić już tylko rodzicom. - Teraz wiem, iż komunikat jest okej, jak jest zrozumiały dla odbiorcy. Uważam, iż poprawianie jest mało eleganckie, do tego stresuje mówiącego. A rozmowa powinna być naturalna. Raczej wolę, żeby ludzie po prostu się przy mnie dobrze czuli, niż poprawnie mówili - podkreśla. I zwraca uwagę na interesujący aspekt: wytykanie błędów komuś, kto skończył studia polonistyczne. - Zauważyłam, iż często wtedy z satysfakcją dodają: "No, pani polonistka..." - mówi.
Co ciekawe, moje rozmówczynie łączy zmiana nawyków o 180 stopni. - Kiedyś poprawiałam ludzi nagminnie, teraz adekwatnie już mi się nie zdarza tego robić, choć czasem uszy mi krwawią. Z tego chyba się po prostu wyrasta, zwłaszcza iż język polski ciągle się zmienia i za chwilę formy niepoprawne staną się akceptowalne. I co zrobisz? Nic nie zrobisz - mówi mi Monika. - Nie poprawiam, choć czasami aż mnie skręca w środku - komentuje z kolei Marta i podkreśla, iż pewne błędy wywołują w niej fale negatywnych emocji. Dodaje też, iż od tej "zasady" ma jeden wyjątek: dzieci. - Tępię "poszłem" z całą mocą - zaznacza.
- Kiedyś robiłam to regularnie. Dziś staram się wspierać i być wyrozumiałą. Zwykle nie poprawiam niepytana, o ile coś nie jest do końca poprawne, ale zrozumiałe, to ignoruję, o ile coś jest rażące lub niezrozumiałe, to reaguję, ale w taki sposób, żeby nie zniechęcać, nie zrażać, a zachęcić do dalszej konwersacji - opowiada Maja. Pomocny w rozwikłaniu tego dylematu może być "glejt" od rodziny lub znajomych. - Mam zezwolenie od bliskich, żeby ich poprawiać, bo sami tego chcą. Mój narzeczony ma dysleksję, więc też chce, bym go poprawiała, bo w ten sposób się "uczy" - zwraca uwagę Ania.



Czy wypada kogoś poprawiać? Językoznawcy nie mają jednego zdania
O tym, czy i jak poprawiać, w "Dzień dobry TVN" mówił prof. Jerzy Bralczyk. - Musimy wiele aspektów wziąć pod uwagę. Czy rozmawiamy z osobą, która może poczuć się urażona tym, iż zwrócimy uwagę, zwłaszcza iż ciągle jeszcze obowiązuje pewna towarzyska hierarchia - podkreślił. Zaznaczył też, iż zwrócenie uwagi wprost jest "mało eleganckie", szczególnie gdy mowa o osobie starszej, bardziej doświadczonej i cieszącej się dobrą opinią. Podzielił się też swoim sposobem. - o ile jakaś forma szczególnie mnie razi, to staram się w kolejnym zdaniu, nie od razu, ale za jakiś czas, użyć formy adekwatnej [...]. Poprawiać możemy przyjaciół, bliską rodzinę - wyjaśnił.
Paulina Mikuła, popularna w sieci popularyzatorka wiedzy o języku polskim, w jednym z filmików postanowiła odpowiedzieć na pytanie widzów: "Jak zwrócić komuś uwagę na to, iż popełnił błąd językowy, nie poniżając tej osoby?". Dokładnie tak, jak radził prof. Bralczyk, czyli poprzez wplecenie poprawną formę w odpowiedzi lub w trakcie dalszej rozmowy.






Najlepiej nie zwracać wcale
- podsumowała.
Maciej Makselon o manii poprawiania. "Walka z chochołami"
Językoznawca Maciej Makselon w rozmowie z Martą Nowak dla weekend.gazeta.pl zwrócił uwagę, iż Polacy uwielbiają "wojować o polszczyznę", niestety często bez jej zrozumienia. Najczęstszym polem walki jest internet. Powodów bywa wiele, od popularnych błędów, przez feminatywy, po zapożyczenia. I to z tymi dwoma jest największy problem. - Osoba, która atakuje za feminatywy, nie zadała sobie trudu, żeby sprawdzić, iż to są naturalne, tradycyjne, poprawne formy. Osoba, która atakuje za zapożyczenia z angielskiego, prawdopodobnie jest zaślepiona jakimś puryzmem, który zawsze opiera się na niedostatecznej wiedzy, i też nie zadała sobie trudu, żeby sprawdzić, jak to jest z zapożyczeniami w języku polskim - zaznacza językoznawca. Zanim kogoś poprawisz, upewnij się, iż faktycznie masz rację.



Kwestii błędów i "upadkowi języka polskiego" Maciej Makselon poświęcił też swój wykład w ramach TEDx Talks. I można wysnuć wniosek, iż językoznawca na temat upartego poprawiania wszystkich dookoła ma raczej opinię dość negatywną. To jego zdaniem przede wszystkim "walka z chochołami", a tego typu publiczne wytykanie w ogóle nie powinno się wydarzyć. W rozmowie ze "Zwierciadłem" użył jeszcze dosadniejszych słów. - Poprawianie innych bierze się z buractwa - ocenił.
- Uwielbiamy się czuć potrzebni - tłumaczył podczas wykładu potrzebę ciągłego poprawiania, która staje się walką z wyimaginowanym wrogiem w imię "obrazy uczuć językowych". Raz jest nią "błont", "wziąść" i żartobliwa "hora curka", raz zapożyczenie, raz forma niepoprawna, raz neologizm albo zmiana znaczenia. Wiele też zależy od kontekstu i intencji. A także obowiązującej normy.






Język w internecie różni się od tego, po który sięgamy w sytuacjach bardziej oficjalnych, a choćby na co dzień. "Dej", "guwniara z paletkom", "somsiad", "madka", "bombelek", "kąkuter" to swoista konwencja, "memobłąd", który raczej nie razi świadomych użytkowników internetu (może za to razić często pejoratywne znaczenie).
Gdyby ktoś na widok zapisu "gunwo" zaczął krytykować autora za brak znajomości zasad ortograficznych, to raczej poprawiającego zapytalibyśmy, czy to jego pierwszy dzień w internetach i czy nie potrzebuje przewodnika
- pisze Makselon.



Norma, czyli to, co większość [sic!] uważa za poprawne, nie jest stała i niezmienna. choćby tworzone przez językoznawców normy ortograficzne i interpunkcyjne nie są wyryte w kamieniu. Dziś mogą nas razić Rzymianie, Warszawiacy, Fordy, Ople, Adidasy, nielepszy i "półżartem, półserio", ale od 1 stycznia 2026 roku zgodnie musimy przestać kręcić na nie nosem i rwać włosy z głów. Wszystko dzięki wprowadzonej przez Radę Języka Polskiego "rewolucji": uchwaleniu jedenastu w gramatyce i ortografii języka polskiego. Warto nadmienić, iż to największa od 88 lat zmiana, a wszystkich obowiązujących zasad jest dobre kilkaset razy tyle. Kto wie, może za jakiś czas "wziąść" będzie poprawne nie tylko u Słowackiego, Mickiewicza, Krasińskiego, Sienkiewicza, Orzeszkowej, Wyspiańskiego...?
Idź do oryginalnego materiału