Czy wiedziałaś, co robisz, oddając dom?

newsempire24.com 1 dzień temu

Mamo, o czym ty myślałaś, oddając dom?

Moje serce pękało z żalu i bezsilności, gdy rozmawiałam przez telefon z moją mamą. Siedziałam w kuchni, wpatrzona w zaśnieżone podwórko, i walczyłam ze łzami. „Mamo, jak mogłaś? Co ci strzeliło do głowy, gdy przepisałaś połowę domu cioci Bożenie? A teraz jeszcze się pcha do naszej części, bo chce ‘przetrzymać’ ziąb!” — wyrzuciłam z siebie. Mama milczała na drugim końcu linii, a ja czułam, jak we mnie kipi od poczucia niesprawiedliwości. Kiedyś jej dobroć, z której tak dumna była, wydawała mi się czymś naturalnym. Teraz widziałam, do czego doprowadziły jej decyzje, i nie mogłam sobie z tym poradzić.

Wszystko zaczęło się lata temu, gdy moja mama, Halina Kowalska, postanowiła pomóc swojej młodszej siostrze, Bożenie. Ciocia Bożena wpadła wtedy w tarapaty: rozwód, brak pracy i dachu nad głową. Mama, zawsze gotowa nieść pomoc, bez zastanowienia zaoferowała jej pobyt w naszym domu. Był to stary, dwupiętrowy dom odziedziczony po babci. Rodzice mieszkali na parterze, a piętro stało puste. Wtedy wydawało się, iż to tymczasowe rozwiązanie — Bożena zostanie, dopóki nie stanie na nogi. Ale zamiast szukać własnego kąta, ciocia rozgościła się na dobre. A potem mama zrobiła coś, czego do dziś nie pojmuję: przepisała połowę domu na Bożenę, twierdząc, iż to „sprawiedliwe”. „Przecież to moja siostra, jak mogłabym ją zostawić?” — mówiła, gdy próbowałam protestować.

Byłam wtedy młoda, dopiero zaczynałam dorosłe życie, i nie mieszałam się w te sprawy. Ale pamiętam, jak tata, Jan Nowak, sprzeciwiał się tej decyzji. Burczał, iż dom to rodzinna spuścizna, a oddawanie jego części komuś obcemu, choćby jeżeli to krewna, to nonsens. Mama jednak postawiła na swoim, zasłaniając się „dobrym sercem” i poczuciem obowiązku. Tata w końcu ustąpił, ale widziałam, jak go to bolało. A teraz, po latach, sama znalazłam się w sytuacji, gdzie mamina „dobroć” obróciła się przeciwko mnie.

Teraz mieszkam w tym samym domu z mężem, Piotrem, i naszą dwójką dzieci. Po śmierci taty mama przeprowadziła się do miasta, a dom przeszedł na mnie. Ale druga połowa, należąca do cioci Bożeny, stała się prawdziwą zmorą. Bożena nigdy nie znalazła własnego mieszkania. Wciąż mieszka na piętrze, narzeka na los i wyciąga rękę po pieniądze albo pomoc. Starałam się być cierpliwa — w końcu to mamine rodzeństwo. Ale ostatnio przekroczyła wszelkie granice: oświadczyła, iż chce „przenocować” na parterze, bo u niej „wieje jak w stodole”. Gdy odmówiłam, zaczęła mnie pouczać o niewdzięczności, wspominając, ile dla naszej rodziny zrobiła. Byłam w szoku — niby co? Jedyne, co widzę, to jej brak chęci, by wziąć życie w swoje ręce.

Zadzwoniłam do mamy, licząc na wsparcie, ale usłyszałam tylko westchnienia i wymówki. „No cóż, córeczko, Bożena to rodzina, trzeba jej pomóc” — powiedziała. Nie wytrzymałam: „Mamo, to ty ją nauczyłaś, iż świat jej coś należy! Po co przepisałaś jej połowę domu? Teraz myśli, iż ma prawo do wszystkiego!”. Mama zaczęła tłumaczyć, iż „nie taki był plan”, iż chciała dobrze, ale czułam, iż po prostu ucieka od odpowiedzialności. Jej dobroć, z której tak się chlubiła, teraz ciążyła jak kamień na moich barkach.

Nie wiem, co dalej. Z jednej strony nie chcę kłótni z ciocią — w końcu to krewna i trochę mi jej szkoda. Z drugiej — mam dość jej roszczeniowej postawy i uczucia, iż nasz dom już nie do końca jest nasz. Piotr też się wścieka i rozumiem go: haruje, by utrzymać rodzinę, a tu jeszcze ciocia z pretensjami, jakbyśmy coś jej byli winni. Rozmawialiśmy choćby o sprzedaży domu i przeprowadzce, ale to trudne — tu moje dzieciństwo, wspomnienia o tacie, o babci. No i mama, wiem, będzie przeciwna, choć sama tu już nie mieszka.

Czasem myślę: co by było, gdyby mama nie przepisała połowy domu? Może ciocia Bożena wzięłaby się w garść i ogarnęła życie? A może to ja jestem zbyt surowa i powinnam być wyrozumialsza? Ale gdy przypominam sobie, jak bezczelnie próbuje wejść nam w paradę, znów czuję, jak narasta we mnie złość. Nie chcę, by moje dzieci dorastały w atmosferze ciągłych napięć. Chcę, by nasz dom był miejscem, gdzie czujemy się bezpieczni i szczęśliwi.

Wczoraj znów rozmawiałam z mamą, próbując wytłumaczyć, jak mi ciężko. Obiecała pogadać z Bożeną, ale nie wierzę, iż to coś zmieni. Mamina dobroć kiedyś wydawała mi się jej największą zaletą, teraz widzę, jak może stać się przekleństwem. Kocham swoją rodzinę, ale muszę znaleźć sposób, by chronić swój dom i spokój ducha. Może postawię cioci twarde warunki, choćby jeżeli to będzie trudne. A może w końcu pogodzę się z sytuacją. Jedno wiem na pewno: nie dam się dłużej więzić w cudzych decyzjach.

Idź do oryginalnego materiału