Czy w styczniu potrzebny jest nam jeszcze ciepły kocyk i mięciutkie skarpetki?

anulapl.blogspot.com 1 rok temu

Klimat nam się zmienia, co nie ulega wątpliwości. Pod koniec niemalże każdego miesiąca, media raczą nas informacjami o kolejnym statystycznie cieplejszym okresie, porównując aktualnie kończący się miesiąc, do tego z lat ubiegłych. Widać to też za oknem. Tegoroczna zima, jest bardziej przedzimiem / przedwiośniem i daleko jej do mrozów sprzed trzydziestu, czterdziestu lat. jeżeli pojawi się nagły jej atak, to zwłaszcza w miastach i na zachodzie kraju, trwa kilka dni, góra tydzień. Czy w takim razie sprawdzą się u nas wszystkie bardzo ciepłe ubrania, które mają w swoim składzie wełnę? Czy w styczniu potrzebny jest nam jeszcze ciepły kocyk i mięciutkie skarpetki? Śniegu przecież nie ma. Nie każdy też mieszka w górach, czy nad morzem, gdzie najbardziej mogą doskwierać wiatr i minusowe temperatury. Zastanawiam się choćby nad tym, czy Suwałki, nazywane niegdyś naszym polskim biegunem zimna, przez cały czas nim są.

Jeszcze przed pandemią, koleżanka z pracy tak się zaangażowała w to, by być bardziej eko, iż sprzedała większość ubrań poliestrowych, kupując w to miejsce te z sh ze składem wełnianym. Efekt tego był taki, iż wszystkie bardzo grube swetrzyska leżały w domu, a ona do pracy, do biura przychodziła w basicach (typu: t-shirt, longsleeve, cienki golf) i marynarce. W wełnianych swetrach było jej za gorąco.

1. W myśl zasady zero waste: kocyk, jeansy i skarpetki to już taki vintage w mojej szafie, pochodzą z okresu 2012 - 2013 i przez cały czas mi służą w chłodniejsze dni.


Biorąc pod uwagę naszą sytuację gospodarczą i energetyczną, można by rzec: brawo ty - wygrałaś! Teraz pracując zdalnie, pewnie otula się w swoje wełniane swetry i oszczędza na ogrzewaniu. Nie ma co ukrywać, ja też tak robię i większa część z nas również. Czasami mam choćby wrażenie, iż wychodząc na zewnątrz w tym moim ciepłym, domowym uniformie (dokładając jeszcze puchową kurtkę lub wełniany płaszcz) na zewnątrz jest mi aż za bardzo ciepło. A mam przecież zimę! Teraz nasuwa się pytanie: czy kupno odzieży termicznej z wełny merynosa, takiego ciepłego uniformu pod ubranie przez cały czas ma jeszcze sens? Czy nie lepiej przygotowywać się na ekstremalne upały, które zdarzają się coraz częściej?

Z niepokojem obserwuję to, co się dzieje za oknem, martwią mnie coraz cieplejsze lata i zimy, a także zacieranie się wzajemne czterech pór roku. Widzę też, iż powoli ubrania typowo zimowe wkładam bardzo rzadko lub do lżejszej kurtki / płaszcza, by się nie zapocić. Z kolei ubrania typowo letnie znajdują jeszcze swoje zastosowanie w coraz cieplejszym wrześniu. Sandały zaczynają być coraz później odkładane na kolejny cieplejszy sezon, a śniegowce, czy trapery prawie w ogóle nie są używane.

Czy czeka nas zatem rewolucja ubraniowa, a ciepłe kocyki i mięciutkie skarpetki przestaną nam być potrzebne? Oby nie, bo ja bardzo lubię naszą zmienność pór roku i ani zimowe opady śniegu, ani jesienne deszczu, w ogóle mi nie przeszkadzają. Każda pora roku ma przecież swój urok i nie chciałabym by globalne ocieplenie zabrało nam zimę, dając w to miejsce jesienną słotę czy wiosenne, ciepłe słońce.


Idź do oryginalnego materiału