**Dziennik, 15 maja 2024**
Czy twoja żona jest naprawdę taka, za jaką ją uważasz?
Wojtku, nie chciałem ci tego mówić w dniu ślubu… W każdym razie, czy wiesz, iż twoja świeżo poślubiona żona ma córkę? mój kolega z pracy przykuł mnie do fotela kierowcy tymi słowami.
Co masz na myśli? odmówiłem wiary w takie wieści.
Moja żona, gdy zobaczyła twoją Kasię na waszym weselu, szepnęła mi do ucha:
Ciekawe, czy pan młody wie, iż jego wybranka zostawiła córkę w domu dziecka?
Wyobrażasz sobie, Wojtku? Ledwo nie zakrztusiłem się sałatką. Żona mówi, iż sama dokumentowała poród i formalności. Moja Ania jest położną. Pamięta twoją Kasię przez znamię na szyi. Podobno nazwała córkę Zosia i dała jej swoje panieńskie nazwisko, chyba Nowak. To było pięć lat temu kolega czekał na moją reakcję.
Siedziałem za kierownicą jak rażony piorunem. Oto masz!
Postanowiłem sprawdzić to sam. Nie chciałem wierzyć w plotki. Jasne, Kasia nie była naiwną osiemnastolatką, gdy się poznaliśmy miała wtedy trzydzieści dwa lata. Miała swoje życie przede mną. Ale jak można porzucić własne dziecko? Jak z tym żyć?
Dzięki znajomościom gwałtownie znalazłem dom dziecka, w którym była Zosia Nowak.
Dyrektor przedstawił mi roześmianą dziewczynkę:
Poznaj naszą Zosię. Ile masz lat, kochanie? zapytał.
Nie dało się przeoczyć, iż dziecko zezuje. Żal ścisnął mi serce. Już czułem, iż to moja córka. Babcia mawiała: *”Choć krzywe dziecko, własne najcudniejsze.”*
Zosia podeszła śmiało:
Cztery latka. Ty mój tatuś?
Zawahałem się. Co odpowiedzieć dziecku, które w każdym mężczyźnie widzi ojca?
Zosiu, porozmawiajmy. Chciałabyś mieć mamę i tatę? głupie pytanie, ale już chciałem ją przytulić i zabrać do domu.
Chcę! Weźmiesz mnie? spojrzała na mnie ufnie.
Wezmę, ale trochę później. Poczekasz, króliczku? gardło mi się ścisnęło.
Poczekam. Nie oszukasz? zrobiła poważną minę.
Nie oszukam pocałowałem ją w policzek.
W domu opowiedziałem wszystko żonie.
Kasiu, przeszłość mnie nie obchodzi, ale Zosię musimy zabrać. Adoptuję ją.
A mnie spytałeś? Chcę tej dziewczynki? I jeszcze zezuje! Kasia podniosła głos.
To twoja córka! Zoperujemy oczy. Wszystko się ułoży. To cudowne dziecko zszokowała mnie jej reakcja.
W końcu niemal siłą przekonałem Kasię do adopcji.
Minął rok, zanim zabraliśmy Zosię do domu. Często ją odwiedzałem. Zżyliśmy się. Kasia wciąż się wahała, chciała przerwać procedury. Nalegałem, by dokończyć formalności.
Wreszcie Zosia przekroczyła próg naszego mieszkania. Wszystko ją zachwycało. Specjaliści poprawili jej wzrok bez operacji, wystarczyły okulary. Z czasem stała się kopią Kasi. Byłem szczęśliwy w domu miałem dwie piękności: żonę i córkę.
Przez rok Zosia nie mogła się nasycić. Chodziła spać z paczką herbatników. Nie dało się jej tego odebrać ciągle bała się głodu. Kasię to drażniło, mnie dziwiło.
Starałem się scalać rodzinę, ale… Żona nigdy nie pokochała Zosi. Kochała tylko siebie jak zamrożone „ja”.
Kłóciliśmy się coraz częściej. Wszystko przez Zosię.
Po co wciągnąłeś tę dziką do naszego domu? Nigdy nie będzie normalna! Kasia traciła panowanie nad sobą.
Kochałem ją, nie wyobrażałem sobie życia bez niej. Choć mama ostrzegała:
Synu, to twoja sprawa, ale widzieliśmy Kasię z innym. Nie będzie z nią szczęścia. To kobieta zimna jak lód.
Gdy kochasz, nie widzisz wad. Kasia była moim ideałem. Ale pęknięcie przyszło z chwilą, gdy Zosia zamieszkała z nami.
Otworzyła mi oczy. Szokował mnie brak troski żony.
Próbowałem ochłonąć, ale nie potrafiłem. Kolega poradził:
Wojtek, jeżeli chcesz poznać wartość kobiety, zmierz ją miarką krawiecką. Ludowa mądrość.
Żartujesz? zdziwiłem się.
Zmierz biust, talię, biodra. Wtedy przestaniesz ją idealizować.
Postanowiłem spróbować.
Kasiu, chodź, zmierzę cię zawołałem.
Spodziewam się nowej sukienki? uśmiechnęła się.
Tak mierzyłem ją uroczyście.
Eksperyment się nie udał. Kochałem ją tak samo. Roześmialiśmy się z głupoty kolegi.
Wkrótce Zosia zachorowała. Miała gorączkę, kaszlała, tuląc lalkę Maję. Kasia warknęła:
Dość tego jęczenia! Idź spać!
Wyrwała lalkę i wyrzuciła ją przez okno.
Mamo, to moja Maja! Zmarznie! Zosia rzucała się do drzwi.
Pobiegłem po lalkę. Wisiała na gałęzi, głową w dół. Śnieg topniał na jej gumowej twarzy jak łzy. Wracając, myślałem, iż zaraz wybuchnę.
Zosia zasnęła, trzęsąc się. Położyłem lalkę obok niej. Kasia czytała magazyn w salonie, obojętna. Wtedy moja miłość do niej umarła. Zrozumiałem: była piękna jak opakowanie po czekoladkach puste w środku.
Rozstaliśmy się. Zosia została ze mną. Kasia choćby nie protestowała.
Spotkaliśmy się później. Powiedziała z uśmiechem:
Byłeś tylko trampoliną, Wojtek.
Miałaś zimne oczy, Kasiu, i jeszcze zimniejsze serce odparłem spokojnie.
Wkrótce wyszła za biznesmena.
Szkoda go. Taka kobieta nie powinna być matką oceniła moja mama.
Zosia tęskniła, ale moja nowa żona, Magda, otoczyła ją miłością. Jakby prawdziwa matka odrzuciła ją po raz drugi. To było niepojęte.
Magda z nieskończoną cierpliwością opiekuje się Zosią i naszym synkiem Kubą.
**Lekcja:** Czasem dopiero dziecko pokazuje, kim naprawdę jest druga osoba. Miłość bywa ślepa, ale prawda zawsze wypływa na wierzch jak lalka w śniegu.