Czy to wszystko zaplanowałaś, babciu? – zapytała Julia, patrząc na portret

newsempire24.com 1 tydzień temu

— Babciu, to ty wszystko zaplanowałaś? — zapytała Iga, patrząc na portret.

Po kłótni z mężem Iga nie zmrużyła oka całą noc. Czuła, iż coś jest nie tak w ich związku, ale gdy wieczorem Marek wrócił do domu i oznajmił, iż kocha inną, nie była na to przygotowana. Wyszedł, a ona długo płakała, rozczulając się nad sobą.

Raz chciała go odzyskać. Ale to oznaczałoby wybaczenie zdrady. A Iga nie była pewna, czy kiedykolwiek znów mu zaufa.

Innym razem pragnęła zemsty, żeby i on cierpiał. Ale miłość nie znika ot tak, choćby po zdradzie. Zostawiła więc te myśli na później, skupiając się na tym, jak żyć dalej.

Tuż przed świtem przypomniała sobie, jak rodzice wysyłali ją każde lato do małego miasteczka pod Warszawą, do babci. Tam była szczęśliwa. Czemu by nie wrócić? Znów stać się tą małą dziewczynką…

Babcia zmarła trzy lata temu. Iga nie słyszała, żeby rodzice sprzedali mieszkanie. Może ktoś inny z rodziny tam mieszka? Trzeba zapytać mamę. Z tą myślą w końcu zasnęła.

Śnił jej się park niedaleko domu babci. Babcia w kremowym, staroświeckim płaszczu i słomkowym kapeluszu siedziała na ławce, patrząc, jak Iga bawi się z jakimś chłopcem i szczeniakiem. *„Wiedziałam, iż przyjedziesz,”* nagle powiedziała babcia, spoglądając prosto na Iga. Nie na tamtą małą dziewczynkę, ale na nią — dorosłą.

To spojrzenie ją obudziło. Sen był tak realny, iż długo nie mogła pozbyć się wrażenia, iż babcia przez cały czas jest blisko.

Im więcej o tym myślała, tym bardziej wierzyła, iż to znak. Skoro babcia czeka, trzeba jechać.

— Mamo, co się stało z mieszkaniem babci? Nie sprzedaliście? Nikogo z rodziny tam nie ma? — spytała wieczorem.

— Nie, oczywiście. Babcia nie miała innych krewnych. Zostawiła list — mieszkanie jest twoje.

— To mogę tam pojechać? — ucieszyła się Iga.

— Co ci strzeliło do głowy? Co tam będziesz robić? — mama wzburzyła się.

— Nie mogę tu zostać. Potrzebuję przestrzeni, żeby się poukładać…

Ich mieszkanie należało do Marka. Iga nie zniosłaby tam wracać. Od dwóch lat mieszkała z mamą, ale po samodzielnym życiu ciągłe rady i narzekania były nie do zniesienia.

— Tam nic nie ma, choćby remontu dawno nie było. Lepiej jedź nad morze! — mama machnęła ręką.

Ale sen nie dawał Igi spokoju.

— A klucze są?

— Gdzieś tu były… — Mama poszukała w szufladzie. — Masz. Tylko po co ci to?

— Spojrzę, a potem zdecydujemy.

Następnego dnia Iga, z tragiczną miną, poszła do szefowej po urlop. Ta, współczując, podpisała wniosek, jęcząc: *„Wszyscy faceci to świnie.”*

Wieczorem spakowała torby, a rano wsiadła do pociągu. Po pięciu godzinach taksówka zatrzymała się przed starym blokiem. Na drugim piętrze stanęła przed brązowymi drzwiami — i nagle ogarnęły ją wątpliwości. Ale była zbyt zmęczona, by wracać. Klucz obrócił się w zamku.

Zapach stęchlizny i znajome meble powitały ją jak dawni znajomi. Bez babci wszystko wydawało się obce. Otworzyła okna, zaczęła sprzątać, aż padła na kanapę. Nie miała już sił na rozpamiętywanie.

Gdy w końcu zebrała się pod prysznic, rozległ się piskliwy dzwonek.

W drzwiach stała pulchna kobieta po pięćdziesiątce, z jasnymi loczkami.

— Witaj! Nowa lokatorka? A ja myślałam, kto tu hałasuje!

— Nie, ja jestem wnuczką Antoniny Kowalskiej.

— Iga?! To ty! Ja jestem Krysia, pamiętasz? Bawiłaś się z moim Jackiem! — mówiła bez przerwy, nie czekając na odpowiedź. — Ach, szkoda, iż przyjechałaś… To znaczy, cudownie! Ale my byśmy kupili to mieszkanie, Jack się żeni…

Po dziesięciu minutach monologu wreszcie wyszła.

Następnego dnia Iga poprosiła męża Krysiej, Henryka, by naprawił kapiący kran. Gdy skończył, zaprosiła go na herbatę. Nagle — znowu ten dzwonek.

— Dwie filiżanki? Kogoś ukrywasz?! — Krysia wpadła jak huragan, przeszukując mieszkanie. — Gdzie ten stary kozioł?!

Henryk zniknął. Jak się okazało, schował się za firanką. Wymknął się, szepcząc: *„Powiem, iż po papierosy.”*

Iga wybuchnęła śmiechem. Co za rodzinka!

Wieczorem poszła na spacer. Miasto tonęło w zieleni, ale Iga, zamyślona, przeszła na czerwonym świetle.

— Kobieto, życia ci nie szkoda?! — krzyknął kierowca, wysiadając z auta.

Zebrali rozsypane zakupy. Mężczyzna podwiózł ją pod blok.

— Jacek? To ty?! — Iga nie poznała w dorosłym mężczyźnie chudzielca z dzieciństwa.

Gdy gadali, przypominając sobie dawne czasy, znów rozległ się dzwonek.

— Ja cię zaraz zabiję za ten dzwonek! — warknęła Iga.

Krysia, widząc Jacka, oskarżyła Igę o uwodzenie syna. Jacek, znający matkę, po prostu ją wyprowadził.

Iga uśmiechnęła się — zemsta na Marku była słodsza, niż myślała. Krysia rozniesie plotkę po całym miasteczku.

Patrząc na zdjęcie babci, Iga dostrzegła, jak ta chytrze przymruża oko.

— Babciu, to twoja robota?

Nazajutrz Jacek wymienił dzwonek. Okazało się, iż nie ma narzeczonej — matka tylko marzyła o wnukach.

Gdy urlop się skończył, Iga wróciła. Mama od razu oznajmiła, iż Marek błaga o drugą szansę.

— Wybacz mu, dobrych mężów nie ma na każdym rogu!

Ale serce Igi należało już do Jacka. Odrzuciła Marka, wzięła rozwód i wróciła do miasteczka.

Krysia przyszła z tortem, przepraszając. *„To znak od Boga!”* — cieszyła się, iż syn ożeni się z Igą i będą mieszkać obok.

Ale Iga i Jacek sprzedali mieszkanie i kupili nowe — z dala od rodziców.

Na półce Iga postawiła zdjęcie babci.

— Dzięki, babciu.

A z portretu uśmiechała się figlarnie, jakby za chwilę mrugnęła.

Idź do oryginalnego materiału