— Wydaje mi się, czy znów jesteśmy razem? — Kinga przytuliła się do Krzysia.
— No jak? W porządku, co nie? — Kasia kręciła się przed lustrem, przymierzając spodnie. — Kinga, dość już tego cierpienia. Wyjedź gdzieś, zmień otoczenie, oderwij się, zakochaj wreszcie. — Kasia wsunęła ręce do kieszeni i podgięła nogę. — Nie, zdecydowanie mi się podobają. jeżeli ci nie szkoda, to je wezmę. Dzięki. — Podskoczyła do Kingi, usiadła obok na kanapie, objęła ją i cmoknęła w policzek.
Kinga westchnęła, wstała z kanapy i podeszła do lustra.
— Masz rację, wyglądam okropnie. Schudłam, jestem blada. To ja pierwsza zerwałam, a teraz żałuję. No dobra, przekonałaś. Jutro złożę wniosek o urlop. Nie, najpierw kupię bilety na najbliższą datę, a potem wnioskuję. — Kinga po raz pierwszy od wieczora się uśmiechnęła.
— No i dobrze, no wreszcie — poklepała ją Kasia.
Uśmiech odmienił Kingę. Śmiały się nie tylko usta, ale i oczy, które zwężały się w słodkie szparki, a w ich głębi zapalały się iskierki radości. „Wesoła diabełka” — mawiała Kasia. Tylko iż Kinga ostatnio rzadko się uśmiechała.
Właśnie za ten śmiech Krzyś się w niej zakochał. Siedzieli z Kasią na ławce w parku przy biurze, jedli lody i śmiali się z czegoś. Obok przeszedł chłopak, rzucił okiem na dziewczyny, a potem długo się oglądał. A one wybuchnęły jeszcze głośniejszym, zaraźliwym śmiechem.
Dwa dni później Kinga z Kasią znów siedziały na tej samej ławce. Wtedy chłopak podszedł do nich celowo. Stanął naprzeciw Kingi i przywitał się.
— A ty kto? — spytała bezceremonialnie Kasia i obie znowu parsknęły śmiechem.
— Jestem Krzysztof. Przychodziłem tu codziennie, licząc, iż was znowu spotkam. Dwa dni temu siedziałyście na tej ławce… Ten wasz śmiech… — Nie spuszczał z Kingi wzroku.
Nagle zrozumiała, iż mówi serio, iż mu się podoba i iż boi się jej odtrącenia. Uśmiechnęła się, a gdy on otworzył usta z zachwytem, roześmiała się beztrosko. Nie drwiąco, ale szczęśliwie — bo nikt wcześniej nie patrzył na nią tak, jak on. Z przymrużonych oczu trysnęły figlarne iskierki. Później tłumaczył, dlaczego zakochał się właśnie w niej, a nie w Kasie, która była przecież bardziej widowiskowa.
Krzyś podbił ją tym zachwytem, uwagą, miłością. Zamieszkali razem i byli ze sobą dwa lata. A potem… Czas było albo się zaręczyć, albo rozstać. Ich związek stał się zbyt codzienny, zbyt przewidywalny.
KrKrzyś znów stał się milczący, a jej śmiech już nie działał na niego jak magia, więc Kinga uznała, iż jego uczucie wygasło, i sama zaproponowała rozstanie — ale teraz, przytulona do niego po powrocie z wakacji, w końcu zrozumiała, iż czasem miłość nie jest wiecznym płomieniem, ale cichym, wiernym ogniem, który wystarczy podsycic.