„Więc to ty wszystko zaaranżowałaś, babciu?” – zapytała Ania, patrząc na portret.
Po kłótni z mężem Ania nie spała całą noc. Czuła, iż coś jest nie tak w ich związku, ale gdy wieczorem wrócił do domu i oznajmił, iż kocha inną, okazało się, iż nie była na to przygotowana. Wyszedł, a ona długo płakała, użalając się nad sobą.
Raz pragnęła go odzyskać. Ale znaczyłoby to przebaczyć zdradę. A Ania nie była pewna, czy potrafi jeszcze ufać Krzysztofowi.
Innym razem chciała się zemścić, by i on cierpiał. ale miłość nie znika od razu, choćby po zdradzie. Zostawiła więc tę myśl na później, zastanawiając się, jak żyć dalej.
Nad ranem znalazła się myślami w małym miasteczku pod Krakowem, gdzie rodzice co lato wysyłali ją do babci. Jakże była tam szczęśliwa! Gdyby tylko mogła tam wrócić, znów stać się małą dziewczynką…
Ale babcia odeszła trzy lata temu. Ania nie pamiętała, by rodzice sprzedali mieszkanie. Może zostało u krewnych? Postanowiła zapytać mamę. Z tą myślą w końcu zasnęła.
Śnił jej się park niedaleko babcinego domu. Babcia w kremowym, staromodnym płaszczu i słomkowym kapeluszu siedziała na ławce, patrząc, jak Ania z jakimś chłopcem bawią się ze szczeniakiem. „Wiedziałam, iż przyjedziesz, czekałam” – nagle powiedziała babcia, spoglądając prosto na Anię. Nie na tamtą małą dziewczynkę, ale na nią teraz, dorosłą.
To spojrzenie ją obudziło. Sen był tak realistyczny, iż długo czuła babciną obecność.
W końcu zrozumiała – to znak. Skoro babcia na nią czekała, musiała jechać.
„Mamo, co stało się z mieszkaniem babci? Nie sprzedaliście go? Nikt tam nie mieszka?” – spytała wieczorem.
„Nie, oczywiście. Babcia zostawiła list – mieszkanie należy do ciebie.”
„Czyli mogę tam zamieszkać?” – ucieszyła się Ania.
„Po co ci to? Chcesz jechać pod Kraków? Co tam będziesz robić?” – zirytowała się matka.
„Mamo, nie mogę tak żyć. Potrzebuję przestrzeni, żeby wszystko przemyśleć…”
Sprawa była prosta – mieszkanie, w którym żyli z mężem, należało do jego rodziców. Nie mogła tam zostać, więc wprowadziła się do matki. Przez dwa lata przywykła do samodzielności bez ciągłych rad i morałów. A teraz słyszała, iż Krzysztof się opamięta, wróci, a ona powinna wybaczyć, bo drugiego takiego męża nie znajdzie…
„Ale tamten dom jest stary, wymaga remontu. Lepiej jedź nad morze, jeżeli chcesz odpocząć.”
Gdyby nie sen, pewnie by pojechała. Ale ten obraz nie dawał jej spokoju.
„Masz klucze?”
Matka pokręciła głową, ale po chwili znalazła je w szufladzie. „Na pewno nie dasz rady tam mieszkać.”
„Pojadę, zobaczę, potem zdecydujemy.” Ania zacisnęła dłoń na kluczach.
Nazajutrz, z miną pełną smutku, poszła do szefowej po urlop. Ta, współczując „biednej dziewczynie”, podpisała wniosek, rzucając przy tym: „Wszyscy faceci to świnie.”
Wieczorem spakowała kilka rzeczy, a rano ruszyła na dworzec, myśląc, iż zaczyna nowy rozdział. Po pięciu godzinach taksówka zatrzymała się przed starym, ceglanym blokiem. Na drugim piętrze stanęła przed brązowymi drzwiami.
Ogarnęły ją wątpliwości. Nie da się wrócić do przeszłości, babci nie ma, a od siebie samej nie ucieknie. Ale tak bardzo była zmęczona, iż postanowiła wejść. Klucz obrócił się gładko.
W środku powitały ją znajome sprzęty, stęchłe powietrze i cisza. Bez babci wszystko wydawało się obce. Otworzyła okna, przeszła przez pokoje, potem wzięła się za sprzątanie. Kiedy padła na kanapę, nie miała sił choćby na prysznic. Tym bardziej na rozpamiętywanie zdrady Krzysztofa.
Gdy w końcu zebrała się pod prysznic, rozległ się piskliwy dzwonek.
W drzwiach stała pulchna kobieta około pięćdziesiątki z rozjaśnionymi loczkami.
„Dzień dobry! Nowa lokatorka? A myślałam, kto tu hałasuje?”
„Nie, jestem wnuczką Wandy Stefanowej.”
„O, Anka! To ja, Lucyna! Pamiętasz? Z moim Stasiem się bawiłaś! Szkoda twojej babci, taka dobra kobieta była…”
Lucyna mówiła bez przerwy, nie zważając, iż Ania ledwo kiwa głową.
„Od lat nikt tu nie był. A mój syn się właśnie żeni… Kupilibyśmy to mieszkanie. Szkoda, iż przyjechałaś. Oczywiście, cieszę się, ale szkoda…”
W końcu odeszła, zostawiając Anię z bólem głowy.
Następnego dnia obudziła się późno. W łazience kapiał kran. Gdy nie mogła go zakręcić, postanowiła poprosić o pomoc męża Lucyny – Mariana.
Był przeciwieństwem żony – wysoki i chudy. Wymienił uszczelki, po czym Ania zaprosiła go na herbatę.
Wtedy rozległ się ten sam okropny dzwonek.
W drzwiach stała Lucyna, tłumacząc, iż wróciła w przerwie obiadowej, bo mąż jest na zwolnieniu, a ona zapomniała kluczy…
Weszła, zachwycając się zmianami w mieszkaniu, po czym zauważyła dwie filiżanki.
„Ktoś tu jest?” Nagle dopadła ją zazdrość. „Ty stary kozie! Wychodź!”
Ania dołączyła do poszukiwań, choć Marian zniknął jak kamfora.
„Może wrócił po rurach?” – rzuciła Ania.
Lucyna oniemiała, po czym pognała do siebie.
Wtedy Marian wyszedł zza zasłony. „Pójdę, zanim wróci. Powiem, iż po papierosy.”
Gdy tylko wyszedł, Ania wybuchnęła śmiechem. Ta rodzina!
Wieczorem wróciła z zakupów. Myśląc o wszystkim, przeszła na czerwonym świetle. Nagle rozległ się pisk opon.
„Życie ci nie miłe?!” – krzyknął kierowca.
Ania stała jak wryta, trzymając rozdarty worek.
Mężczyzna pomógł jej, po czym zawiózł do domu.
„Stasiu?! To ty?” – zdumiała się, gdy go rozpoznała.
Okazało się, iż to syn Lucyny. Rozmawiali godzinami, aż przerwał im dzwonek.
„Już go rozwalam!” – warknęła Ania.
W drzwiach stała Lucyna, która natychmiast oskarżyła ją o uwodzenie syna.Ania zrozumiała wtedy, iż czasami życie prowadzi nas z powrotem do miejsc, które mają nam coś ważnego do powiedzenia.