– Nie masz nic przeciwko, żebym założyła twoją suknię ślubną? I tak już ci się nie przyda – zaśmiała się przyjaciółka.
– Wydaje mi się, iż to idealne. Najlepsze ze wszystkiego, co przymierzałaś – powiedziała Zosia, krytycznie przyglądając się koleżance.
– Twoja przyjaciółka ma rację. Suknia wspaniale na tobie leży. Wystarczy skrócić dół i trochę zwęzić w talii – dodała sprzedawczyni w salonie ślubnym. – Przyniosę welon?
– Chciałam bez welonu – zmieszała się Ola.
– Proszę go przynieść, tylko niezbyt długi – zdecydowała Zosia, patrząc, jak przyjaciółka kręci się przed lustrem.
Puszysty falbaniasty dół falował wokół jej nóg. Ola już wyobrażała sobie zachwycone oczy Jacka, gdy zobaczy ją w tej sukni.
Sprzedawczyni uroczyście przyniosła welon z gazy. Z wprawą przypięła go do włosów Oli.
– Można iść do urzędu stanu cywilnego – uśmiechnęła się do odbicia w lustrze. – No więc? Bierzemy?
– Co myślisz? – Ola odwróciła się do Zosi.
– To ty wychodzisz za mąż, twoja decyzja – odparła przyjaciółka, nie kryjąc iskierki zazdrości w oczach.
– Tak, bierzemy – Ola uniosła nieco dół i chciała zejść z podium, ale sprzedawczyni ją zatrzymała.
– Zaraz zawołam szwaczkę.
Ola westchnęła na niby, choć w głębi serca cieszyła się, iż jeszcze trochę pospaceruje w tej sukni.
Do domu szły przez park.
Przyjaźniły się od szkoły. Zosia była wysoka, kanciasta, o ostrych rysach twarzy i długim, prostym nosie. Zawsze zazdrościła Oli jej urody – małego, lekko zadartego noska i dołeczków w pulchnych policzkach. A najbardziej tego, iż Ola miała normalnych rodziców. Nie pili i nie kłócili się codziennie. Ojciec Zosi zmarł dwa lata temu od taniej wódki. Myślała, iż wreszcie będzie spokoj z matką, ale ta stała się nerwowa i ciągle rozdrażniona.
Ola skończyła prestiżowy wydział na uniwersytecie, pracowała jako tłumaczka w dużej firmie. Zosia po zaocznych studiach biologicznych zatrudniła się w laboratorium ekologicznym. Nienawidziła swojej pracy – kolejny powód do zazdrości.
A teraz ta „myszka” wychodzi za mąż. Jacek był jej obojętny, ale sama sytuacja doprowadzała ją do szału. Miała chłopaków, ale nigdy nie doszło do ślubu. Marzyła o białej sukni, a jeszcze bardziej – żeby uciec od matki. Czym była gorsza od tej cichej Oli? Dlaczego to jej zawsze się udaje?
– W ogóle mnie nie słuchasz – Ola pociągnęła przyjaciółkę za rękę.
– Co? Co powiedziałaś? – Zosia rzeczywiście zamyśliła się.
– Mówiłam, iż na ślubie rzucić ci bukiet. Wtedy też gwałtownie wyjdziesz za mąż. Tam sprzedają biżuterię – wczoraj zauważyłam tę kobietę, ale się spieszyłam. Chodź, zobaczmy. – Ola pociągnęła Zosię w stronę ławki.
– Po co ci ta tandeta? – opierała się Zosia.
Spojrzała sceptycznie na starszą kobietę, obok której na ławce leżała taca z tanimi błyskotkami. Lśniły w słońcu, przyciągając wzrok, ale ludzie mijali je obojętnie.
– Patrz, jaki pierścionek. – Ola kręciła w palcach maleńki pierścionek z białym kamykiem. – Mogę przymierzyć?
– Za przymierzenie nie wezmę pieniędzy, ale ci go nie sprzedam – odezwała się kobieta.
– Dlaczego? – zdziwiła się Ola, nie wypuszczając pierścionka.
– niedługo włożysz obrączkę. A noszenie różnych metali to zły gust. – Kobieta skinęła głową. – Lepiej spójrz… – przejrzała zawartość tacy – o, to. Podniosła metalowy wisior w kształcie okrągłej płytki na cienkim łańcuszku. Polerowany do lustrzanego połysku, mienił się w słońcu.
– Olka, po co ci ta szmira? – skrzywiła się Zosia.
– Takie oryginalne. Ile kosztuje? – Ola zignorowała uwagę przyjaciółki.
– Ile dasz. Weź go, przyniesie ci szczęście.
– Ona i tak jest szczęśliwa – wtrąciła się Zosia.
– A ty jesteś zazdrosna – rzuciła kobieta, patrząc na nią surowo.
Ola poszperała w torbie i wyciągnęła trzy banknoty.
– Więcej nie mam – powiedziała zawstydzona.
– Nie trzeba. Noś na zdrowie. – Kobieta uśmiechnęła się.
Gdy odeszły, Ola natychmiast założyła łańcuszek z wisiorem.
– No jak? – zapytała Zosię.
– Oryginalne – odparła sucho.
Ale i jej się podobał.
Minął tydzień. W przerwie obiadowej Ola wpadła do salonu po wykończoną suknię. Przymierzyła – leżała teraz idealnie. Gdy się przebierała, sprzedawczyni zapakowała suknię i welon do dużego pudełka.
– Taka wielka paczka. Nie mogę jej taszczyć do pracy – zmartwiła się Ola.
– Weź taksówkę albo zostaw do wieczora.
Zostawiła pudełko i pobiegła do biura. Stamtąd próbowała dodzwonić się do Jacka, ale ten nie odbierał. Jacek był programistą, często pracował w domu, ale nigdy nie wyłączał telefonu – często dzwonili klienci.
Ola, nie mogąc się doczekać, wymknęła się wcześniej z pracy i pojechała do niego. Nacisnęła dzwonek, ale drzwi otworzyła nie Zosia, tylko ona sama w jego koszuli. Na jej piersi lśnił metalowy wisior.
– Co ty tu robisz? – zapytała Ola. – Gdzie Jacek?
– Zmęczył się, śpi – zaśmiała się Zosia.
Ola odepchnęła ją i wpadła do środka. Jacek leżał na kanapie, rzeczywiście śpiąc. Jego klatka piersiowa unosiła się spokojnie, dół przykrywał koc.
– Jacek! – krzyknęła Ola. – Jacek!
Drgnął, ale nie obudził się.
– Przekonałaś się? – spytała za nią Zosia.
Ola odwróciła się gwałtownie.
– Jak mogłaś? Po co? – Łzy trysnęły jej z oczu, odepchnęła przyjaciółkę i wybiegła.
Gdy matka wróciła z pracy, Ola wtuliła się w róg kanapy, płacząc. Wysłuchała jej opowieści i przytuliła.
– Nie spiesz się, córeczko. TrzebaI tak Ola i Jacek, mimo bolesnych doświadczeń, odbudowali swoje życie razem, ucząc się na błędach przeszłości i znajdując szczęście w miłości, która przetrwała choćby najcięższe próby.