«Zostawiłaś mi córeczkę?» – straszna myśl sprawiła, iż Walentynie zrobiło się gorąco. – Nie, to niemożliwe. Na pewno wróci.
Walentyna wróciła z pracy i znalazła na stole krótką notatkę od córki. Ich relacje z Kasią nie były idealne, ale nigdy by się nie spodziewała, iż dziewczyna tak po prostu ucieknie z domu. Notkę czytała raz za razem, znała ją już na pamięć, ale wciąż miała wrażenie, iż przegapiła coś ważnego, iż czegoś nie zrozumiała.
Tej nocy nie mogła zasnąć. Raz poduszka wydawała się zbyt twarda, raz kołdra zbyt ciężka, a powietrze w pokoju duszne. Płakała, prowadziła w myślach niekończące się rozmowy z córką, przypominała sobie wszystkie kłótnie, ale też te rzadkie chwile szczęścia…
W końcu, zmęczona bezsennością, wstała, usiadła przy stole i zapaliła lampkę. Notka leżała na wierzchu dokumentów, mocno pognieciona od ciągłego przewracania w dłoniach.
W setny raz przeczytała uważnie te słowa. Nie, wszystko zrozumiała prawidłowo. Wydawało się nawet, iż słyszy rozdrażniony, oskarżycielski głos córki.
„Mam dość twojej kontroli… Jesteś zbyt surowa… Chcę żyć po swojemu. Jestem dorosła… I tak byś mnie nie puściła, więc uciekam, kiedy cię nie ma. Ze mną wszystko w porządku. Nie jestem sama. Nie szukaj mnie. Nie wrócę…”
List bez wstępu i podpisu. „A co ze mną? – pytała w myślach Walentyna, jakby córka mogła ją usłyszeć i odpowiedzieć. – A jeżeli coś mi się stanie, choćby nie będziesz wiedziała, gdzie jestem. Naprawdę cię nie obchodzi, co się ze mną stanie?”
Kasia pewnie miała swoje racje. Ale ona, matka, chciała tylko, żeby dziewczyna skończyła studia, znalazła dobrą pracę, żeby żadne nagłe uczucie, żadna nieplanowana ciąża nie zniszczyły jej przyszłości. Czy są matki, które pozwalają swoim dzieciom na absolutnie wszystko?
Walentyna sama wyszła za mąż jako studentka i pamiętała, jak miłość i namiętność gwałtownie wyparowały pod wpływem biedy, życia w ciasnym akademiku, chaosu i narastającego zmęczenia.
A kiedy urodziła się Kasia, było już tylko gorzej. Ona i jej mąż, równie młody i niedoświadczony, przestali się rozumieć, kłócili się bez przerwy. Może mama miała rację, może powinni wtedy zdecydować się na aborcję? Ale Walentyna wierzyła, iż ich miłość pokona wszelkie trudności. Głupia dziewczyna.
Po trzech miesiącach rozwiedli się. Walentyna wzięła urlop dziekański i wróciła do rodziców. Ku jej zaskoczeniu, mama od razu pokochała wnuczkę, choć wcześniej nalegała na aborcję. choćby pozwoliła Walentynie wrócić na studia, sama zajmując się Kasią i rozpieszczając ją bez umiaru.
Dopóki żyli rodzice, Walentyna nie zaznała biedy. Miała wsparcie, dziecko pod dobrą opieką. Po studiach przez dwa lata uczyła angielskiego w szkole, a potem dostała pracę jako tłumaczka.
Ale w życiu osobistym szczęście jej nie sprzyjało. Mama mówiła, żeby szukała mężczyzny dojrzałego, ustabilizowanego. Ale Walentyna trafiała albo na żonatych, oferujących jedynie rolę kochanki, albo na rozwodników, którzy oddali wszystko byłym żonom i szukali kogoś, kto ich utrzyma. Bała się angażować w takie związki.
Kiedy rodzice odeszli jedno po drugim, została sama z córką. Kasia była dla niej wszystkim. Całą siebie poświęcała tej dziewczynie. A okazało się, iż ona tego nie potrzebuje. Rozpieszczona przez babcię, Kasia uważała matkę za zbyt surową. Marzyła nie o nauce i karierze, ale o wolności. I w końcu uciekła z domu…
„Poczekam. Co mi innego pozostaje? Kiedyś wrócisz. Jestem twoją matką, kocham cię i wybaczę. Tylko niech nic złego ci się nie stanie…” Walentyna westchnęła, zgasiła lampkę i położyła się do łóżka. Przez pół godziny jeszcze przewracała się niespokojnie, ale w końcu zasnęła płytkim, pełnym niepokoju snem.
Długo nie mogła pogodzić się z odejściem córki, wypatrywała jej, drżała na dźwięk dzwonka do drzwi czy szmer za progiem. Oprócz pracy w biurze brała dodatkowe zlecenia, do późna w nocy tłumacząc artykuły i raporty. Spała po kilka godzin. W takim wirze nie było czasu w rozpacz. O córce oczywiście myślała, ale starała się wmówić sobie, iż Kasia sobie poradzi.
Półtora roku później dzwonek oderwał ją od pracy. Z żalem zdjęła okulary i przetarła zmęczone oczy. Tłumaczenie szło dziś wyjątkowo sprawnie, szkoda było przerywać. Dzwonek zabrzmiał ponownie i Walentyna wstała od biurka.
Otworzyła drzwi. Przed nią stała wychudzona, zmizerowana Kasia. Walentyna krzyknęła z zaskoczenia, rzuciła się ku niej.
– Kasia! W końcu. Tak bardzo na ciebie czekałam.
Ale natknęła się na lodowate spojrzenie córki i zatrzymała się w progu. Dopiero gdy Kasia weszła do przedpokoju, Walentyna zauważyła, iż trzyma na rękach dziecko.
– To twoje? Daj mi. – Walentyna wzięła malucha na ręce. – Dziewczynka? – zawołała z radością. – Zaniosę ją do pokoju, a ty się rozbierz.
Walentyna zaniosła śpiące dziecko na kanapę, przyglądając się długim rzęsom na pulchnych policzkach, ustom złożonym jak kokardka. Kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi, nie od razu zrozumiała, iż Kasia wyszła.
Z przedpokoju nie dobiegał żaden dźwięk. Pobiegła tam i zobaczyła pozostawioną pod drzwiami wypchaną torbę. Jedynym śladem po Kasi były mokre ślady butów na podłodze.
Walentyna otworzyła drzwi i krzyknęła w kierunku klatki schodowej: „Kasia!”. Nie usłyszała odpowiedzi, ani oddalających się kroków. Podbiegła do okna, spojrzała w dół. Przed blokiem nie było ani samochodu, ani Kasi.
– Kasia… – szepnęła z rozpaczą.
Wróciła do pokoju, do dziecka. Niewinna dziewczynka spała.
„Zostawiła mi córeczkę? – Straszna myśl znów sparaliżowała Walentynę. – Nie, to niemożliwe. Na pewno wróci. Torba! Przecież zostawiła torbę…” Walentyna pobiegła do przedpokoju i przyniosła torbę do pokoju. Były w niej tylkoWalentyna przytuliła dziewczynkę mocniej, wiedząc, iż choć życie znów ją zaskoczyło, to najważniejsze jest to, by być tu i teraz dla tej małej istoty, która potrzebuje jej miłości bardziej niż cokolwiek innego.