Czy naprawdę chcesz wychowywać dziecko samotnie? Nie czujesz się z tym źle, mamo?

newskey24.com 3 dni temu

— Postanowiłaś urodzić dziecko bez męża? Nie wstyd ci, mamo? — z wyrzutem zapytała Kinga.

Tuż po maturze Kinga złożyła dokumenty na uniwersytet. Nie miała wątpliwości, iż się dostanie. Wyniki z matur były wysokie, choćby z zapasem, jeżeli patrzeć na ubiegłoroczne progi.

Lato tego roku było upalne. Przyjaciółka zaproponowała wyjazd do ciotki do Ustki. Kusiła perspektywa spędzenia dwóch tygodni nad morzem, bez rodzicielskiej kurateli, zanurzenia się w dorosłe życie. Ale kiedy do wyjazdu został tylko dzień, Kinga zaczęła się denerwować. Nie dlatego, iż po raz pierwszy jedzie gdzieś bez mamy. Tylko dlatego, iż przez jakiś czas nie zobaczy Marcina.

Jej matce, Kornelii, niedawno skończyło się trzydzieści siedem lat. Z ojcem Kingi rozwiodła się, gdy córka miała trzy lata. Kinga go nie pamiętała. I prawdę mówiąc, nie było co pamiętać. Pobrali się młodzi, nie zdążyli się dobrze poznać. Dlatego nie wytrzymali pierwszych poważnych prób: nieprzespanych nocy, płaczącego dziecka, braku pieniędzy i wzajemnych pretensji.

Gdy Kinga podrosła, Kornelia oczywiście próbowała ułożyć sobie życie. Ale jedni kandydaci nie chcieli wychowywać cudzego dziecka, inni nie podobali się Kingi.

Dwa lata temu w życiu Korneli pojawił się Marcin. Często przychodził w odwiedziny, choć nigdy nie został na noc. Przynajmniej Kinga tego nie widział. Z Marcinem było ciekawie i wesoło. Dawał jej prezenty, a na ostatnie urodziny wręczył ogromny bukaz szkarłatnych róż.

I Kinga się zakochała. Marcin był dwa lata młodszy od Kornelii. Nieważna różnica, ale dla Kingi miała znaczenie. Uznała, iż pasuje do niego bardziej niż matka. Każde jego spojrzenie odbierała jako oznakę zainteresowania. A co? Była dwa razy młodsza od mamy, miała ledwie osiemnaście lat. jeżeli miał wybierać między nią a matką, to powinien wybrać ją. Tak rozumowała. I desperacko zazdrościła matce Marcina.

Przez te dwa tygodnie, które spędzi nad morzem, wszystko może się zdarzyć. Na przykład oświadczy się mamie. Wtedy dla Kingi Marcin będzie stracony na zawsze.

W przeddzień wyjazdu matka krzątała się w kuchni, a Kinga rozmyślała, jak wyznać Marcinowi miłość.

— Kinga, skocz do sklepu. Zapomniałam kupić ser, a majonezu mało — poprosiła matka, wyglądając z kuchni.

— Mamo, jeszcze nie spakowałam wszystkiego — odparła Kinga.

Mama westchnęła i pobiegła do sklepu sama.

Kilka minut później w mieszkaniu rozległ się dzwonek. Marcin! Serce Kingi podskoczyło z wrażenia. To była szansa, by porozmawiać z nim bez matki.

Kinga zachowywała się jak gościnna gospodyni. Usadowiła gościa na kanapie, prowadziła bezładne rozmowy, w końcu włączyła telewizor i usiadła obok. Spojrzał na nią, ale nie odsunął się.

Ich ramiona się stykały, i Kinga nie mogła opanować emocji. Nagle objęła jego rękę, przytuliła się mocniej. Jego policzek znalazł się zaledwie kilka centymetrów od jej ust. Nigdy nie było jej tak blisko, nigdy nie czuła jego zapachu, tego męskiego aromatu przesianego przez nutę wody toaletowej.

To ją upoiło, dodało odwagi. Przycisnęłaę usta do jego policzka. Marcin nie odskoczył, tylko odwrócił głowę i wstał. Kinga zobaczyła w jego oczach zmieszanie i niezrozumienie. Zrobiło jej się wstyd. Wszystko sobie wymyśliła—dla niego była tylko córką Kornelii. Spuściła wzrok, zaczerwieniona.

W zamku zgrzytnął klucz. jeżeli Marcin chciał coś powiedzieć, wyjaśnić, stracił moment. Do pokoju weszła Kornelia, zasapana od szybkiego marszu.

— Marcin! Już jesteś? Wyobraź sobie, zapomniałam sera. A przy kasie przypomniałam sobie o majonezie. Z tym wyjazdem Kingi wszystko mi się miesza. Zaraz podam sałatkę i zjemy kolację — mówiła, uśmiechając się.

Patrzyli na siebie z czułością. Serce Kingi pękało z bólu, rozczarowania i zazdrości. Marcin nie patrzył na nią w ten sposób. Zerwała się z kanapy i uciekła do swojego pokoju.

— Co się z nią dzieje? — zdziwiła się Kornelia. — Coś się stało?

— Co tam przygotowałaś na kolację? — Marcin odwrócił jej uwagę.

— Och, pewnie jesteś głodny. Już podaję. — Wyszła do kuchni, ale w progu się zatrzymała. — Mam dla ciebie wiadomość. Powiem po kolacji. — I zniknęła.

— Ciekawe, jaka? — Marcin zamyślił się nad pocałunkiem Kingi.

A Kinga stała za drzwiami, próbując opanować bijące serce, i modliła się, by coś się stało i Marcin odszedł. Spotkanie z nim było przerażające i żenujące.

Ale gdy mama zawołała ją na kolację, weszła do kuchni, usiadła naprzeciw Marcina, bojąc się na niego spojrzeć. On coś opowiadał, a matka się śmiała. Kinga przełamała się i w końcu na niego spojrzała. Marcin zachowywał się, jakby nic się nie stało. I Kinga też zaczęła się śmiać, jak dawniej, gdy Marcin był tylko „maminy”.

I jednak—między nimi było coś, choć na sekundę. To nie pozwalało jej się całkiem rozluźnić.

— Co chciałaś mi powiedzieć? — spytał Marcin, gdy Kornelia sprzątnęła talerze i postawiła filiżanki.

— Poczekaj, po kolacji — odpowiedziała kokieteryjnie.

Kinga nie lubiła, gdy matka zachowywała się jak nastolatka.

— Postanowiła — naprawdę — odpuścić? — — Nie. — W odróżnieniu od mnie, ona jednak miała w głowach prze — istnienie jak — takich granic. — To znaczy — odróżniała sny od rzeczywistości. — Nie — naprawdę. Tylko czasem. I tylko wtedy, gdy się postarała.

— Wyobraź sobie, Kinga jutro jedzie nad morze, sama. Już dorosła, nie mogę się przyzwyczaić. Martwię się. Może źle robię, iż ją puszczam? — spytała, nie zwracając się do nikogo.

— Jadę nie sama, z koleżankami. I będziemy pod opieką dorosłych — poprawiła Kinga, drażniąc się, iż matka ciągle traktuje ją jak dziecko.

— Kinga jest rozsądna, nic jej się nie stanie. Prawda? — Marcin spojrzał na Kingę, i jej serce skurczyło się. — No i co tu robić w mieście latem?

— Oczywiście, przez trzy tygodnie nie będę wam przeszkadzać w spotkaniach — rzuciła wyzywająco.

— Kinga! Przestań. Co się zKinga spojrzała na śpiącego w kołysce małego Fryderyka, którego rysy coraz wyraźniej przypominały Marcina, i zrozumiała, iż czas pogodzić się z przeszłością i zacząć żyć dla tych, którzy jeszcze przy niej zostali.

Idź do oryginalnego materiału