Od początku było tak: wspólnych dzieci z mężem nie mamy. On ma swoje – 6 i 14 lat, a mój syn ma teraz 17 lat. Z jego dziećmi mam cudowną relację – od pierwszych dni zaczęli mówić do mnie „mamo”, są wobec mnie ciepli, traktują mnie jak kogoś bliskiego i ważnego. Nigdy nie robiłam różnicy między nimi a moim synem, a oni między sobą dogadują się świetnie.
Problemem okazał się mój mąż. On wciąż nie potrafi przyjąć mojego syna jako części naszej rodziny. Nie rozumiem, dlaczego jest mu tak trudno, przecież chłopak jest grzeczny, uprzejmy, stara się go słuchać i na każdym kroku chce zasłużyć na jego uznanie. Na początku sam szukał kontaktu – proponował wspólne tematy, zajęcia, chciał budować relację. Ale mąż nie reagował. Dziś żyją obok siebie jak w akademiku – prawie wcale nie rozmawiają, jakby dla siebie nie istnieli. Nie rozumiem, jak dorosły mężczyzna może tak ustawić relacje z dzieckiem kobiety, którą kocha?
Minęły już lata, a ja wciąż nie mogę tego pojąć. Co ciekawe, moi teściowie od pierwszego dnia traktują mojego syna jak swojego – nigdy nie robili różnic między wnukami i do dziś są dla niego serdeczni.
Nie mam w sobie żalu do męża, po prostu jest mi przykro, iż nie udało się im zbudować więzi. Próbowałam rozmawiać z mężem na ten temat, ale bez skutku. Mówi, iż „wymyślam sobie” problem. A przecież to nieprawda – choćby mój syn wyczuwa jego chłód i obojętność.
Robię, co mogę, żeby syn czuł się w domu dobrze, żeby wiedział, iż ma przy sobie matkę, która kocha go nad życie. Na szczęście dzieci męża są wobec niego szczere i też go lubią.
Dodam jeszcze, iż mój syn świetnie się uczy, gra w piłkę nożną, chodzi na dodatkowe zajęcia, ma swoje hobby i zainteresowania. Jest posłuszny, pozytywny, a choćby dorabia sobie, żeby mieć pieniądze na własne wydatki.
Czasami czuję bezsilność – kocham mojego męża, to dobry człowiek i zapewnia nam wszystkim stabilność. Ale nie mogę zrozumieć, dlaczego nie potrafi otworzyć serca dla mojego dziecka. A ja marzę o tym, żeby mój syn też miał prawdziwego tatę, żeby czuł się w pełni szczęśliwy – tak, jak ja czuję się w tej rodzinie.