Kinga Nowak siedziała przy kuchlnym stole, przeglądając zdjęcia w telefonie. Czterdzieści lat – okrągła rocznica. Chciała zrobić prawdziwą imprezę, zaprosić przyjaciół, kolegów z pracy, może choćby zamówić tort w cukierni. Po raz pierwszy od dawna miała na to ochotę.
– Kinga, oszalałaś? – głos Marii Kazimierówny przeciął ciszę mieszkania jak nożem. Teściowa stanęła w drzwiach kuchni, trzymając w dłoniach bukiet z własnego ogródka.
– Dzień dobry, Pani Mario, – Kinga nie oderwała wzroku od telefonu. – Proszę wejść, herbata jest na kuchni.
– Jaką herbatę? Wytłumacz mi, co ty opowiadasz Rysiowi o tym świętowaniu? Czterdziestki się nie obchodzi – to pech!
Kinga powoliła odłożyła telefon i spojrzała na teściową. Maria stała w swoim szarym kardiganie, który nosiła od lat, patrząc na synową, jakby ta proponowała się rozebrać na Rynku Głównym.
– To moje urodziny i sama zdecyduję, jak je obchodzić, – powiedziała spokojnie.
– Jak sobie chcesz! – załamała ręce teściowa. – Wszyscy wiedzą, iż czterdziestki się nie świętuje! Moja babcia mówiła: jak obchodzisz czterdziestkę, to życie się wali.
Kinga uśmiechnęła się lekko:
– Twoja babcia pewnie dużo prawiła. Ale czasy się zmieniły.
– Czasy, czasy… – Maria podeszła do kuchenki, napełniła ulubiony kubek – ten, który Kinga znosić nie mogła, bo teściowa wstawiła go do ich szafki bez pytania. – Wiesz, iż sąsiadka Jadwiga rok temu obchodziła czterdziestkę? I co? Miesiąc później mąż jej zmarł.
– Pani Mario, – Kinga wstała i pójdła do okna. – Jadwiga straciła męża, bo pił jak kowal przez dwadzieścia lat. A nie dlatego, iż obchodziła urodziny.
– Jak zawsze wszystko wiesz najlepiej! – głos teściowej stał się pętlą. – Nie po to wychowałam syna, żeby trafił na taką… nowoczesną.
Słowo „nowoczesna” wypowiedziała tak, jakby to była obelga.
Kinga odwróciła się do niej:
– A co jest złego w tym, iż jestem nowoczesna? Pracuję, zarabiam, prowadzę dom…
– Prowadzisz dom! – prychnęła Maria. – Wczoraj przyszłam – kurz na półkach, koszula Rysia nie wyprasowana, a ty siedziała przy komputerze i coś pisałaś.
– Pracowałam. Zdalnie. To się nazywa kariera.
– Kariera… – Maria pociągnęła łyż herbaty. – A rodzina? A dom? A gdzie wnuki?
To pytanie powtarzało się za każdym razem, gdy teściowa wpadała w odwiedziny – co zdarzało się niemal codziennie. Miała swój klucz do ich mieszkania, który Rysiek dał jej „na wszelki wypadek” w pierwszym roku małżeństwa.
Wieczorem, gdy Rysiek wrócił z pracy, Kinga wiedziała, iż będzie trudna rozmowa.
– Mama dzwoniła – powiedział, zdejmując kurtkę. – Mówi, iż wymyśliłaś jakieś głupoty z tymi urodzinami.
– Jakie głupoty? – Kinga stała przy kuchni, mieszając obiad.
– No, to… świętowanie czterdziestki. Mama mówi, iż to pech.
– Rysiek, – odwróciła się do niego. – Naprawdę wierzysz w te zabobony?
Wzruszył ramionami:
– Nie wiem. Ale mama nie mówi tak bez powodu.
– Ja też widziałam w życiu sporo. I chcę obchodzić urodziny. Zaproszę znajomych, zrobię przyjęcie. Co w tym złego?
– Możemy świętować cicho, rodzinnie.
– Cicho świętujemy co roku. Teraz chcę inaczej.
– Kinga… – głos Rysia stał się łagodniejszy. – Po co ci ten problem? Goście, zamieszanie…
– Zamieszanie to mój problem. I gotowanie też.
– A mama?
– Co mama?
– Będzie zmartwiona, jeżeli nie przystaniemy na jej zdanie.
Kinga postawiła garnek głośniej, niż planowała:
– Rysiek, to moje urodziny. Moje. Nie twojej mamy. I ja zdecyduję, jak je spędzę.
Mąż spojrzał na nią, jakby widział ją pierwszy raz:
– Przecież nie jesteś na mamę zła?
– Nie jestem zła. Jestem zmęczona.
– Czym?
– Tym, iż we własnym domu nie mogę podjąć samodzielnej decyzji. Że twoja mama czuje się tu jak gospodyni. Że każde moje posunięcie jest krytykowane.
Rysiek milczał, grzebiąc widelcem w ziemniak.
– Po prostu chcę, żebyś mnie wsparł. To takie trudne?
– Dobrze – odparł w końcu. – Rób, jak chcesz. Ale ostrzegam.
Przez kolejne dwa tygodnie Maria przychodziła codziennie, za każdym razem z nowymi argumentami. Przynosiła wycinki z gazet o tradycjach, opowiadała historie o ludziach, którzy obchodzili czterdziestkę i spotkało się nieszczęście.
– Kinga, posłuchaj mnie jak matki – mówiła, pijąc ich herbatę i jedząc ich ciastka. – Odwołaj tę imprezę. Lepiej idź do kościoła, zapal świeczkę.
– Nie jestem wierząca.
– No właśnie! A potem pytasz, skąd nieszczęścia!
Kinga nie ustępowała. Zamówiła tort, przygotowała menu, wysłała zaproszenia.
Dzień przed imprezą Maria zrobiła ostatni atak:
– Rysiek, powiniene odwołać ten absurd. Jesteś mężczyzną czy nie?
– Ona jest dorosła.
– Dorosła? Bez rozum! Pieniądze na głupoty, goście… A kto będzie sprzątał?
– Ona pracuje na cały etat.
– Normalna kobieta prowadzi dom!
– Mamo, przestań.
Nie przestała.
W dniu urodzin Kinga wstała wcześnie. W mieszkaniu unosił się zapach świeżego ciasta – piekła do późna. Tort stał na stole, w lodówce czekały sałatki, przekąski, napoje.
Rysiek wyszedł rano do pracy – miał wolne dopiero wieczorem. Kinga ubrała nową sukienkę, zrobiła makijaż. W lustrze widziała atrakcyjną czterdziestolatkę, która miała prawo być szczęśliwa.
Pierwsi gości przyszli o piątej. Lenka z pracy przyniosła kwiaty, Kuba i Beata – butelkę wina i album, o którym marzyła. Mieszkanie wypełniło się śmiechem.
O wpół do siódmej, gdy wszyscy już byli, i Rysiek miał wznieść toast, drzwi się otworzyły. W progu stanęła Maria w swojej odświętnej niebieskiej sukni.
Rozmowy ucichły.
– Mamo, mówiłaś, iż nie przyjdziesz… –Kinga spojrzała na nią spokojnie, wypuszczając powietrze przez zaciśnięte zęby, i powiedziała: “Dziś wybieram siebie” – a gdy drzwi zamknęły się za teściową, poczuła, iż wreszcie oddycha pełną piersią.