Cześć! Wiedziałem, iż w końcu się spotkamy…

newsempire24.com 3 dni temu

Cześć! Wiedziałem, iż na pewno się spotkamy…

Rok temu Krzysztof wracał z pracy i przypadkiem ją zobaczył. Gdy szukał zakrętu, gdy zawracał, ona już zniknęła. Od tamtej pory, gdy dopadała go nostalgia, przyjeżdżał tu, siedział w samochodzie i czekał, iż znów ją ujrzy. Wyobrażał sobie, jak wysiądzie i powie: „Cześć! Co za niespodzianka!…”

Uczyli się w tej samej klasie. Zwyczajna dziewczyna, nic szczególnego, no może poza tym, iż była prymuską. Nie zwracał na nią uwagi. Wtedy w ogóle żadna dziewczyna mu się nie podobała. Tyle lat razem w ławce, rośli, dojrzewali, iż wszystkie koleżanki z klasy stały się prawie jak siostry. Jak można się zakochać, powiedzmy, w siostrze? W żaden sposób. Jest i już. Z chłopakami się przyjaźnił, ale to coś zupełnie innego. Owszem, z niektórymi dziewczynami rozmawiał więcej, z innymi mniej. A jej nie dostrzegał.

Nadciągała matura. I jeżeli wcześniej Krzysztof podchodził do ocen spokojnie, teraz zaczął się martwić. Mama marzyła, iż po szkole dostanie się na prawo, skończy studia i zostanie adwokatem, jak jego ojciec, który dwa lata temu niespodziewanie zmarł na zawał.

Adwokatem Krzysztof być nie chciał. Marzyło mu się programowanie, nowoczesne technologie i sztuczna inteligencja. A na studia i do pracy potrzebna była matematyka.

Nauka strasznie go już męczyła. Ale studia to nie szkoła. Tam rozumiesz, po co się uczysz, a nie po prostu zdobywasz wiedzę „na przyszłość”. I większość i tak się nie przyda.

Pan Marek, nauczyciel matematyki, przypomniał na początku lekcji, iż dziś będzie klasówka.

— Jaką ocenę dostaniecie, taką wam wpiszę na semestr. Matura tuż-tuż, trzeba się przyzwyczajać. Nie ważne, jakie mieliście wcześniej stopnie.

Ci, którzy uczyli się dobrze, spięli się, a ci, którzy ledwo zipieli z matematyki, ucieszyli się, bo mieli słabą, ale szansę na lepszą ocenę.

Przykłady Krzysztof rozwiązał szybko, ale przy zadaniu utknął. Ciągle nie wychodziło. Zaczął nerwowo rozglądać się, u kogo by podpisać. Przed nim siedział grubas Nowak. Ten raczej nie pomoże, ale Krzysztof i tak szturchnął go końcówką długopisu w szerokie plecy. Tamten choćby się nie obejrzał.

Za Krzysztofem siedziała prymuska Kinga Szymańska. Od niej pomocy można było nie oczekiwać. Nigdy nie podpowiadała.

Obok przyjaciel Łukasz. Też nie geniusz liczb. Krzysztof spróbował podsunąć mu kartkę, ale ten machnął ręką: „Daj spokój, sam nie zdążę”.

W kolejnym rzędzie rozwiązywała ten sam wariant Kowalska. Tylko iż u niej nie zamierzał pytać. Była w nim zadurzona, potem nie odczepiłby się od niej.

Pan Marek przeszedł między ławkami, z rękami założonymi na plecach. Wysoki i chudy, w szarym garniturze, lekko pochylony, przypominał Krzysztofowi bociana. Zatrzymał się przy Nowaku. Zerknął na jego kartkę, pokiwał głową i poszedł dalej.

Do końca lekcji zostało już kilka czasu. Nagle ktoś delikatnie stuknął go w plecy.

Krzysztof odwrócił się i spotkał wzrokiem Kingę. „Daj” — powiedziała tylko ustami. Zrozumiał, oddał jej swój zeszyt z nierozwiązanym zadaniem i czekał. Nauczyciel szedł już w ich stronę. Krzysztof spocił się ze zdenerwowania. Co ona tam tak grzebie?

— Kowalski, skup się. Znajdź błąd i popraw. Masz jeszcze czas. — Pan Marek zatrzymał się przy ławce obok i wskazał palcem zadanie Tomka Kowalskiego.

W tej chwili na ramię Krzysztofa spadła lekka kartka. Chwycił ją i wpił się w nią wzrokiem. Na dole ołówkiem było napisane rozwiązanie. gwałtownie przepisał je długopisem, a ślady ołówka wytarł gumką. Cień nauczyciela padł na jego ławkę. Serce Krzysztofa zamarło. Widział? Ale wtedy rozległ się dzwonek.

— Koniec. Kartki na moje biurko. — Pan Marek skinął głową i wrócił na swoje miejsce.

Krzysztof z ulgą odłożył pracę na stos i wyszedł na korytarz.

— Dzięki wielkie. Uratowałaś mi skórę — powiedział Kindze, gdy wyszła z klasy.

— Nie ma sprawy. Mieliśmy ten sam wariant, nie było trudno.

Nigdy by nie pomyślał, iż cicha prymuska Kinga Szymańska pomoże mu z zadaniem, choćby bez proszenia. Dotąd nigdy nie pomagała, a tu nagle… Minęła ich Kowalska i przeszyła go wzrokiem. I co z tego?

Po lekcjach Krzysztof czekał na Kingę pod szkołą.

— Kinga, skąd wiedziałaś, iż nie rozwiązałem zadania? — Zapytał, idąc obok niej.

— Wierciłeś się i denerwowałeś, domyśliłam się.

— Bałem się, iż będzie trója.

— Na prawo idziesz? — spytała Kinga.

— Skąd wiesz? Nie. Matka oczywiście marzy. Ale ja chcę na informatykę. To zawód przyszłości.

— Nasze mamy razem pracują. Nie wiedziałeś?

— Nie, moja nie mówiła…

Szli, wymieniając się banalnymi zdaniami.

— Kowalska idzie za nami, aż plecy swędzą od jej wzroku. Zazdrości. Ona w tobie wariuje — nagle powiedziała Kinga.

— Wiem. Daje mi spokój nie daje. A ty gdzie idziesz? — zapytał Krzysztof.

Przyzwyczaił się, iż Kowalska zawsze gdzieś się kręci, nie zwracał na nią uwagi.

— Na medycynę.

— Oho. Będziesz ratować życie?

— Dzieci. Chcę być pediatrą — odpowiedziała po prostu Kinga.

Zaskoczyła go. Nigdy by nie pomyślał, iż surowa i cicha Kinga Szymańska chce leczyć dzieci. A co on o niej w ogóle wiedział? O, jej dom. Zaraz wejdzie, a wtedy Kowalska natychmiast się przyczepi.

— Słuchaj, wytłumacz mi to zadanie. Jak takie trafi się na maturze, nie będziesz mogła pomóc — wpadł na pomysł.

— Zaraz. — Kinga postawiła plecak na ławce pod blokiem, wyjęła notes i ołówek i zaczęła tłumaczyć.

Pochylili się nad kartką, niemal dotykając się głowami. Krzysztof czuł oddech Kowalskiej tuż przy uchu. Chciał się odsunąć, ale wtedy jego lewy policzek musnął kosmyk włosów Kingi, który wymknął się spod wełnianej czapki. Skóra na policzku zdrętwiaI kiedy po latach stanęli teraz przed sobą, jej oczy wciąż miały te same złote iskry, a jego serce uderzyło mocniej, bo wiedział, iż to dopiero początek.

Idź do oryginalnego materiału