Cześć! Wiedziałem, iż kiedyś się spotkamy…
Rok temu Krzysztof wracał z pracy i przypadkiem ją zobaczył. Szukał skrętu, zawrócił, ale już zniknęła. Od tamtej pory, gdy dopadały go smutek i wspomnienia, przyjeżdżał tu, siadał w samochodzie i czekał, iż znów ją zobaczy. Wyobrażał sobie, jak wysiądzie i powie: *„Cześć! Co za niespodzianka!”*
Chodzili do tej samej klasy. Zwykła dziewczyna, nic szczególnego, poza tym, iż była prymuską. Nie zwracał na nią uwagi. Wtedy w ogóle żadna dziewczyna mu się nie podobała. Tyle lat razem się uczyli, dorastali, iż wszystkie koleżanki z klasy stały się niemal jak siostry. Jak można zakochać się, powiedzmy, w siostrze? Nie da się. Były i były. Z chłopakami się przyjaźnił, ale to co innego. Oczywiście, z niektórymi dziewczynami rozmawiał więcej, z innymi mniej. A jej nie zauważał.
Przed nimi majaczyła matura. jeżeli wcześniej Krzysztof podchodził do ocen spokojnie, teraz zaczął się martwić. Mama marzyła, iż po szkole pójdzie na prawo, skończy studia i zostanie adwokatem, tak jak jego ojciec, który dwa lata temu niespodziewanie zmarł na zawał.
Adwokatem Krzysztof być nie chciał. Pragnął zajmować się programowaniem, nowoczesnymi technologiami i sztuczną inteligencją. A na studia i pracę potrzebna była matematyka.
Nauka strasznie go nudziła. Ale studia to nie szkoła. Wie się, po co się uczy, a nie zdobywa wiedzę tylko dla ogólnego rozwoju. I nie wszystko w życiu się przyda.
Pan Borkowski, nauczyciel matematyki, przypomniał na początku lekcji, iż dziś będzie kartkówka.
*— Jaką ocenę dostaniecie za kartkówkę, taką wstawię na półrocze. Przed wami matura, przyzwyczajajcie się. I nieważne, jakie mieliście oceny wcześniej.*
Ci, którzy uczyli się dobrze, naprężali się, a ci, którym szło słabo, ucieszyli się, bo dostali słabą, ale szansę na lepszą ocenę.
Przykłady Krzysztof rozwiązał szybko, ale na zadaniu utknął. Ciągle nie wychodziło. Zaczynał się denerwować i myśleć, u kogo by podpisać. Przed nim siedział grubas Nowak. Ten raczej nie pomoże, ale Krzysztof i tak stuknął go końcówką długopisu w szerokie plecy. Tamten choćby się nie obejrzał.
Za Krzysztofem siedziała prymuska Kinga Zalewska. Od niej pomocy można było nie oczekiwać. Nigdy nie podpowiadała.
Obok siedział jego kumpel Marek. Też nie był orłem z matmy. Krzysztof spróbował podsunąć mu swoją kartkę, ale tamten machnął ręką — *„Nie przeszkadzaj, sam nie nadążam”*.
W drugim rzędzie siedziała Kowalska i rozwiązywała ten sam zestaw. Tylko jej nie zapyta. Była w nim zakochana, potem nie odczepi się.
Pan Borkowski przeszedł między ławkami, założywszy ręce za plecy. Wysoki i chudy, w szarym garniturze, pochylał się nad pulpitami, przypominając Krzysztofowi bociana. Zatrzymał się przy Nowaku. Spojrzał na jego kartkę, pokiwał głową i poszedł dalej.
Do końca lekcji zostało kilka czasu. Nagle ktoś delikatnie stuknął go w plecy.
Krzysztof odwrócił się i spotkał wzrok Kingi. *„Dawaj”*, szepnęła tylko ustami. Zrozumiał, oddał jej kartkę z nierozwiązanym zadaniem i czekał. Nauczyciel znów szedł w ich stronę. Krzysztof spocił się z nerwów. Dlaczego Zalewska tak się męczy?
*— Kowalski, uważaj. Znajdź błąd i popraw. Masz jeszcze czas.* — Pan Borkowski zatrzymał się przy sąsiedniej ławce i stuknął długim palcem w kartkę Tomka Kowalskiego.
W tym momencie na ramię Krzysztofa spadła lekka kartka. Chwycił ją i wbił wzrok w zapisane ołówkiem rozwiązanie. gwałtownie je przepisał, a ślady gumką zatarł. Cień nauczyciela padł na jego stół. Serce zamarło. Widział? Ale wtedy rozległ się dzwonek.
*— Koniec. Kartki na moje biurko.* — Pan Borkowski skinął głową.
Krzysztof z ulgą położył swoją pracę na stosie i wyszedł na korytarz.
*— Dzięki wielkie. Uratowałaś mi skórę* — powiedział, gdy Kinga wyszła z klasy.
*— Nie ma sprawy. Mieliśmy ten sam zestaw, nie było problemu.*
Nigdy by nie przypuszczał, iż cicha prymuska Kinga mu pomoże, choćby bez proszenia. Nigdy nie pomagała, a tu… Kowalska przeszła obok i zabiła go wzrokiem. Co mu tam.
Po lekcjach czekał na Kingę pod szkołą.
*— Skąd wiedziałaś, iż nie rozwiązałem zadania?* — Zapytał, idąc obok niej.
*— Wierciłeś się i byłeś spięty, więc domyśliłam się.*
*— Bałem się, iż będzie trója.*
*— Na prawo idziesz?* — spytała Kinga.
*— Skąd wiesz? Nie. Mama oczywiście marzy. Ale ja chcę być programistą. To przyszłość.*
*— Nasze mamy razem pracują. Nie wiedziałeś?*
*— Nie, moja nie mówiła…*
Szli, wymieniając nic nieznaczące zdania.
*— Kowalska idzie za nami, aż plecy swędzą od jej wzroku. Zazdrości. Jest w tobie zakochana* — nagle powiedziała Kinga.
*— Wiem. Daje mi spokój. A ty gdzie idziesz?* — zapytał Krzysztof.
Przywykł, iż Kowalska jest zawsze gdzieś obok. Nie zwracał uwagi.
*— Na medycynę.*
*— Oho. Będziesz ratować życie?*
*— Dzieci. Chcę być pediatrą* — odpowiedziała prosto.
Zaskoczyła go. Nigdy by nie pomyślał, iż poważna i cicha Kinga Zalewska chce leczyć dzieci. A co o niej wiedział? O, jej dom. Zaraz odejdzie, a wtedy przyczepi się Kowalska.
*— Słuchaj, wytłumacz mi to zadanie. Co jeżeli trafi się na maturze? Tam nie pomożesz.*
*— Teraz.* — Kinga postawiła plecak na ławce pod blokiem, wyjęła zeszyt i zaczęła tłumaczyć.
Pochylili się nad kartką, niemal dotykając się głowami. Krzysztof czuł oddech Kowalskiej przy swoim uchu. Chciał się odsunąć, ale wtedy cienki kosmyk włosów Kingi, wymykający się spod wełnianej czapki, musnął jego policzek. Skóra pod nim zapłonęła, oddech się zatrzymał, a w brzuchu zabolI minęły lata, ale gdy teraz spojrzał w jej oczy, pełne tych samych złotych iskierek, zrozumiał, iż prawdziwa miłość nigdy nie umiera – wystarczyło tylko dać jej drugą szansę.