– Cześć. Wiesz, tak naprawdę nigdy nie poszliśmy wtedy do kina – powiedział pierwsze, co przyszło mu do głowy, zapominając o przygotowanych wcześniej słowach.
Krzysztof i Weronika siedzieli na nadbrzeżu, marząc, jak dostaną się na studia, skończą je, kupią mieszkanie…
– A ja kupię sobie fajne auto, najdroższe. I na pewno nam się wszystko uda – dodał Krzysztof i rzucił kamykiem do wody.
– Będziemy jeździć nad morze albo za granicę – powiedziała wesoło Weronika, patrząc, jak rozchodzą się kręgi od kamienia. – Tylko najpierw musimy zdać na uczelnię. A już mam dość nauki – westchnęła.
– Dostaniemy się – Krzysztof objął ją ramieniem i przytulił.
Wydawało im się, iż nikt przed nimi nie kochał się tak mocno i iż nic ich nie rozdzieli.
– Chodźmy do domu, mama pewnie się martwi. I zimno już – Weronika wstała z ławki i jęknęła z bólu. Nowe buty obtarły jej stopy. Zdjęła je i poszła boso po chłodnych płytach chodnika.
– Może jutro pójdziemy do kina? Leci świetny film… – zaproponował Krzysztof.
Szli, rozmawiając o niczym i o wszystkim.
– Do jutra – powiedziała Weronika pod swoim blokiem, wspięła się na palce, pocałowała Krzysztofa w policzek i gwałtownie pobiegła do klatki.
– To kupię bilety? – krzyknął za nią.
Nie odpowiedziała, tylko uśmiechnęła się jeszcze w drzwiach.
Miasto jeszcze spało, ale krótka czerwcowa noc się skończyła. Świt gasił gwiazdy na niebie. Nadchodził pierwszy dzień dorosłego życia po maturze.
Krzysztof wszedł cicho do mieszkania, by nie obudzić matki, rozebrał się i od razu zasnął, szczęśliwy i pewny jutra. Po południu stał już pod oknami Weroniki. Wyjrzała, a po chwili wybiegła z klatki.
– Mam bilety – Krzysztof pomachał przed nią dwoma kartkami.
– Przepraszam, Krzysiu, nie mogę. Przyjechała ciocia od mamy. Wyszła za mąż i wyjeżdża do Niemiec. Zostawiła nam mieszkanie w Warszawie. Jutro musimy jechać, żeby nam wszystko pokazała… Wyjeżdżam.
– A kiedy wrócisz? – spytał Krzysztof, jeszcze nie rozumiejąc do końca.
– Nie wiem. Będę tam studiować.
– A ja? A nasze plany?… Przecież marzyliśmy razem… – nie wierzył własnym uszom.
– Krzysiu, taka okazja zdarza się raz w życiu. Poza tym, nie jadę na Księżyc, możesz mnie odwiedzać. A może ty też zdasz do Warszawy? – Weronika błysnęła oczami. – Naprawdę, jedź ze mną!
– Gdzie ja tam będę mieszkał? A co powiedzą twoi rodzice? Nie mam bogatej ciotki i pieniędzy. Jak mam to powiedzieć mamie? Jest sama…
– Coś wymyślimy… – odparła beztrosko.
– Kiedy wyjeżdżasz? – spytał cicho.
– Jutro rano. Muszę jeszcze spakować rzeczy. To wszystko tak nagle… Krzysiu, rodzice mnie tu nie zostawią, choćby nie próbuj. jeżeli mnie kochasz, znajdziesz sposób, żebyśmy byli razem.
– A jeżeli ty mnie kochasz… – nie dokończył, machnął ręką, odwrócił się i odszedł.
Weronika krzyczała za nim, ale nie obejrzał się. Gdy była już daleko, zwolnił kroku. W sercu czuł pustkę. „Weronika wyjedzie, znajdzie nowych znajomych, zapomni o mnie… A kim ja jestem? Zwykły chłopak z małego miasta…” – rozmyślał.
– No i dobrze, niech jedzie. Dam sobie radę. Osiągnę wszystko… Jeszcze pożałujesz… – mruczał pod nosem.
W domu rzucił się na łóżko i leżał tak dwa dni. Matka już chciała wzywać pogotowie.
– Zacznij się uczyć, Krzysztofie. jeżeli będziesz tak leżał, to nie zdasz i pójdziesz do wojska. Wtedy Weronika na pewno do ciebie nie wróci.
Słowa matki otrzeźwiły go. Zaczął się uczyć, choć wciąż widział przed sobą jej twarz. Ćwiczył na siłowni, by nie myśleć. Postanowił spełnić wszystkie marzenia, by kiedyś pojechać do niej do Warszawy i… Ale najpierw musiał zdać.
I zdał. Codziennie czekał na list od Weroniki. Sam nie pisał, bo nie znał adresu. Żałował, iż się obraził, nie odprowadził jej, nie zapytał… Teraz już by do niej pojechał, ale jak znaleźć ją w milionowym mieście?
Przez studia żył nadzieją, iż kiedyś wróci. Na ostatnim roku dostał ofertę pracy w nowej fabryce pod Warszawą. Może będzie bliżej niej?
Matka się zgodziała. Po pół roku dostał mieszkanie. W rok później ożenił się z wesołą, brązowooką Magdą. Urodziła się córka – Weronika.
– Nie podoba mi się to imię. Jakieś staroświeckie – skrzywiła się Magda.
– Wręcz przeciwnie, klasyczne. Werka. Brzmi? – nalegał.
Po latach Krzysztof awansował, kupił dom i drogie auto. Matka sprzedała mieszkanie i pomogła. Podróżował po świecie, uczył się angielskiego. Z prowincjusza stał się pewnym siebie biznesmenem.
Pewnej nocy przyśniła mu się Weronika. Stała nad rzeką, jak wtedy. „Ale tak naprawdę nigdy nie poszliśmy do kina” – powiedziała smutno.
Z czasem rzadziej o niej myślał. Ale po tym śnie znów zaczął. Gdzie jest? Wyszła za mąż? Zaczął jej szukać w sieci. Znalazł zdjęcia – elegancki dom, pies, syn… Napisał: „Widziałem twój profil, cieszę się, iż ci się wiedzie…”
Nie odpowiedziała. Wtedy zrozumiał: założyła to konto, by on ją znalazł.
Poprosił kolegę z policji o pomoc. Po kilku dniach dostał adres jej rodziców.
Magda zauważyła zmianę. Znalazła zapisany profil.
– Zdradzasz mnie? – spytała prosto.
– Co? Jak możesz tak myśleć? – oburzył się.
– A kto to? – wskazała zdjęcie.
– Dawna koleżanka. Znalazłem przypadkiem… – tłumaczył, choć czuł się winny.
– „Przypadkiem” – powtórzyła. – Mama mówiła, iż miałeś szkolną miłość. Wciąż o niej myślisz? Dlatego nazwałeś córkę Weroniką? Przez te lata starałeś się dla niej: dom, auto, stanowisko. Chciałeś, by zobaczyła, kim się stałeś, i żałowała.
Mówiła spokojnie, ale widział drżenie rąk. Wstyd mu było.
– Nie da się cofnKrzysztof uśmiechnął się do żony, wziął ją za rękę i pomyślał, iż najważniejsze jest to, co mają tu i teraz.